Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 13

~~Iza~~

 Następnego dnia poszłam odwiedzić Wikę w szpitalu. Niestety ona musiała zostać tu jeszcze do jutra. 
-Jak się czujesz?-spytałam, gdy już się przywitałyśmy.
-Jestem cała i zdrowa. Nie rozumiem, dlaczego mnie tu jeszcze trzymają...
-Widocznie boją się o ciebie- pocieszyłam ją.
-Byłaś w schronisku?- Wiktoria zmieniła temat.
-Jeśli ty nie idziesz do koni, ja też nie pójdę.
-Idź, Izz- odparła Wika.- Konie potrzebują opieki, a poza tym jedna z nas musi tam pójść, żeby zająć się Dashą. Trzeba ją nakarmić, wyczyścić i ruszyć z tego boksu.
-Mogą się nią zająć chłopcy.
-Dasha jeszcze nie do końca im ufa- powiedziała.- To nie byłoby dobre rozwiązanie. Przecież wiesz, że i tak cię przekonam!
-No niby wiem, ale to nie będzie to samo...

Kilka godzin później byłam już na terenie ośrodka. Wyskoczyłam z samochodu i wbiegłam prosto do stajni uciekając przed ulewą. Chłopaków znalazłam w siodlarni. Ku mojemu zdziwieniu nie byli sami. Na krześle siedziała nieznana mi dotąd niebieskooka blondynka, która uśmiechała się do Bartosza.
-Cześć!- przywitałam się, a wszyscy spojrzeli się na mnie. Wyglądało na to, że przerwałam im jakiś zabawny moment.
-O, Izka... Nie wiedziałem, że przyjdziesz. Myślałem, że będziesz u Wiktorii- powiedział Bartek.
-Byłam, ale bardzo nalegała, żebym zaopiekowała się Karą- po tych słowach spojrzałam się pytająco na dziewczynę.
-Aaa, no tak. Poznaj moją koleżankę ze szkoły, Olgę- zaznajomił mnie z dziewczyną o pięknej urodzie.
-To ja może nie będę przeszkadzać- zaproponowałam po podaniu ręki Oldze.- Mam jakieś zadanie czy mogę zająć się Dashą?
-A mogłabyś wziąć Sprite'a i La Mange na spacer? Powinni się trochę poruszać, żeby nie stracili kondycji- poprosił Bartek.
-Jasne, już to robię- pominęłam temat ulewy na dworze. Bartek musiał być taki zamyślony, że nie zauważył, jak leje. Wyszłam w siodlarni i skierowałam się w stronę boksu tych koni.
Chyba pierwszy raz poczułam się zazdrosna. W towarzystwie Bartka i Kuby czułam się świetnie. A Bartosza lubiłam w szczególności. Dobrze wiedziałam, że Olga nie jest jakąś zwykłą koleżanką. Widziałam, jak na siebie patrzyli. A z resztą, co ja sobie myślałam? Że będę jakąś specjalną osobą dla starszego o dwa lata Bartka? 
Lekko zdołowana otworzyłam boks La Mange. Oczywiście, zapomniałam wziąć kurtki przeciwdeszczowej i wróciłam się do pokoju wolontariuszy. Gdy wreszcie byłam dobrze ubrana, wzięłam La Mange i pospacerowałam z nią po terenie ośrodka. To samo zrobiłam ze Spritem. Cała mokra wróciłam do stajni.  Wytarłam się własnym ręcznikiem i poszłam w kierunku boksu Dashy.
-Chyba nie jest ci już potrzebny ten pancerny boks?- spytałam klacz.
Z powodu braku odpowiedzi przypięłam uwiąz do kantara hanowerki i przywiązałam ją "bezpiecznym węzłem" do ściany bosku. 
No to jestem zmuszona zajść do siodlarni, bo zapomniałam wziąć sprzęt do czyszczenia- westchnęłam. 
Wchodząc do siodlarni znowu wszyscy ucichli.
-Zapomniałam sprzętu do czyszczenia- wytłumaczyłam wszystkim.
-Izka, dlaczego ty jesteś taka mokra?- zdziwił się Kuba.
-Bo byłam z końmi na spacerze, podczas gdy padało- dopiero teraz przypomniałam sobie, że mam jeszcze mokre spodnie i końcówki włosów.
-To było nie wychodzić w taką pogodę!- zbeształ mnie Bartek.
-Sam mnie o to prosiłeś!
-To wybacz, ale siedzę tu w tej siodlarni konserwując sprzęt co najmniej godzinę i nie wiem jaka jest pogoda na zewnątrz!- rozpoczęła się kłótnia.
-Bartek, daj spokój- upomniał go brat.
-To może trzeba od czasu do czasu wrócić z rozmyślań na ziemię i chociaż wyjrzeć przez okno?! A poza tym nic mi się przez ten deszcz nie stało- rzuciłam wychodząc szybkim krokiem z pomieszczenia.
Dobrze, że Roberta nie było w schronisku, bo na pewno usłyszałby tą "rozmowę", o ile można to tak nazwać... Dochodząc do boksu Karej zauważyłam, że nie wzięłam pudełka ze szczotkami. Dobra, Dasha nie była bardzo brudna, to przeżyje bez czyszczenia- pomyślałam.- Ale zaraz, zaraz... Gdzie jest Dasha? Przywiązywałam ją do ściany boksu... Odwróciłam się w stronę wejścia i zobaczyłam, że hanowerka stoi przy altance szukając suchej trawy. Miała na sobie kantar, z którego zwisał sobie uwiąz. Widocznie musiała się sama odwiązać. Od razu postanowiłam, że muszę ją jakoś złapać... sama. I do tego trzeba uważać, żeby nie zabiła się przez ten zwisający sznurek... 
Wzięłam wielką marchewkę i ponownie założyłam kurtkę przeciwdeszczową. Kucnęłam niedaleko klaczy i wyciągnęłam rękę, na której leżał smakołyk. Niestety, hanowerkę bardziej interesowała trawa, niż marchewka. Musisz częściej wychodzić na pastwiska- pomyślałam. Nie miałam innego wyjścia, jak próbować złapać ją za uwiąz. Podeszłam do niej spokojnym, wolnym krokiem. Gdy już byłam blisko, klacz odskoczyła w kierunku przeciwnym do altanki. Spróbowałam jeszcze kilka razy złapać jej uwiąz, ale niestety to nie było takie proste. W końcu spróbowałam zagonić ją do stajni. Stanęłam między płotem a Dashą, mając na wprost siebie drzwi stajni. Zaczęłam iść szybkim, nerwowym krokiem i Kara, jak się spodziewałam, zaczęła kłusować w kierunku budynku. Szłam za nią, naprowadzając ją. Po kilku krokach klacz zauważyła, że po lewej stronie ma otwartą ujeżdżalnię, skąd trudniej byłoby mi ją naprowadzać. Gdy zobaczyłam, że zmienia kierunek, wyprzedziłam ją i pobiegłam zamknąć bramkę czworoboku. Na szczęście inne place były zamknięte. Klacz wykorzystała sytuację i znów wróciła pod altankę. Musiałam ją zaganiać od nowa. Tym razem mi się udało- po paru minutach weszła do stajni, a ja za nią. Byłyśmy już blisko boksu, gdy przed nami otworzyły się drzwi siodlarni, z których wyszła Olga, a za mią Bartek. Klacz przestraszyła się obcej i zawróciła wprost na mnie. Wtedy złapałam ją za kantar i, jakby nigdy nic, zaprowadziłam ją do boksu.
-Co wy robiłyście?- spytał zdziwiony Bartek.
-Nic, nieważne...- urwałam rozmowę.
-Nie chcesz mówić, to nie mów. Zawsze mógłbym pomóc ją wyczyścić, bo widzę, że też wybrała się na kąpiel deszczowo-błotną.
-Dzięki- powiedziałam.
Poszłam do siodlarni, a Bartek z jego dziewczyną- do pokoju wolontariuszy. Gdy weszłam do pomieszczenia po szczotki, spotkałam Kubę.
-Wiesz, że mamy nową wolontariuszkę?- spytał rozentuzjazmowany Dżejkop
-Kogo? Bartosz nic mi nie mówił... 
-No Olgę, a kogo innego?- uśmiechnął się.- Na razie niezbyt zna się na koniach, ale pomożemy jej, nie?
-Jasne- powiedziałam niezbyt zadowolona.
-A Bartek pewnie poduczy ją jeździć.
Uśmiechnęłam się. Wzięłam sprzęt i wyszłam z pokoju. Na korytarzu spotkałam Bartka z Olgą. Patrzyli się na Karą.
-O, Iza! A może pomożemy ci wyczyścić tego konia?- spytała dziewczyna.- Bo też będę tutaj wolontariuszą, a na razie nic nie umiem z opieki nad końmi.
-Dobry pomysł- udałam zadowoloną.- Umyjecie ją najpierw? Ja od razu zmieniłabym ściółkę.
-Ok- odpowiedziała Olga.
Po kilku minutach w boksie klaczy była świeża ściółka, a Bartek z Olgą wrócili z czystą klaczą.
-Trzeba już tylko wyczyścić jej kopyta- wytłumaczył Bartek.- Izz, pokażesz Oldze o co chodzi?
Przytaknęłam i podniosłam kopyto klaczy.
-To jest kopystka, którą czyścimy kopyta wokół strzałki. Trzeba uważać właśnie na tą strzałkę- pokazałam dziewczynie część kopyta- bo to jest bardzo wrażliwe miejsce.
Zademonstrowałam jej, jak czyści się kopyto przednie i tylne, a później pomogłam jej czyścić dwa pozostałe kopyta. 
-Dobrze jej idzie jak na pierwszy raz, nie Izz?- Bartek skomplementował Olgę.
-Jasne- wymusiłam lekki uśmiech.
Wyczyściliśmy jeszcze sierść jednego konia.
-Dobra, ja już chyba muszę lecieć, bo tata chce mnie wziąć na zakupy i kupić jakiś strój jeździecki- Olga powiedziała, gdy już skończyliśmy czyścić klacz. 
-Odwiózłbym cię, gdybym miał prawo jazdy...- Bartek zaczął "gdybać"
-Tata po mnie od razu przyjedzie, dzięki- dziewczyna uśmiechnęła się słodko.
Po kilku minutach odjechała, a ja poszłam nakarmić konie. 

6 komentarzy:

  1. Świetna notka. Jak czytam o tej Oldze to, aż sama jestem zła, że ktoś taki się pojawił. Zrób jeszcze tak, żeby odebrała dziewczynom Karą, to naprawdę, będzie się działo. Pojedynek o konia... Oj przeżyłam już coś podobnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, może skorzystamy z pomysłu, bo wydaje się ciekawy. :D Ale w notce Sydney też będzie się działo. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Valeria, też tak miałam ;D Rozdział super! Przez te pięć minut tak się we mnie zagotowało jak czytałam o tej Oldze, że sama nie wiem co bardziej mnie wkurzyło - fakt, że kleiła się do Bartka i odkleić nie chciała, czy może jej zbytnie zainteresowanie Karą jak na pierwszy raz -.- Sama nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dokładnie, u mnie to samo! Kurde, chyba bardziej, fakt, że dostawia się do konia dziewczyn. Przecież (wypraszam sobie!) to ich koń! Tak jak stwierdziła Arya Drotting, szkoda, że jej nie kopnęła. Nie ugryzła w dupę (jak mnie dzisiaj inny koń), albo najlepiej od razu nie zabiła xD

      Usuń
    2. A niech Kara pokaże co umie i wbiegnie na dziewczynę z rżeniem znaczącym "JESTĘ KONIĘ!!! PAMIĘTAJ O TYM!!!", a potem niech skończy tak jak Sylwia (czyli w kałuży krwi na środku hali!) ;D Idealne jak dla mnie zakończenie ^.^... Tylko co z Bartkiem?... Niech se znajdzie dziewczynę w Izie, a Jakub w Wice bądź na odwrót - i będzie (jak to określa mój kolega) GIT...^^

      Usuń
  4. Szkoda, że Kara jej nie kopnęła :D
    Wkuzyła mnie ta Olga, brawo za pomysł :)

    OdpowiedzUsuń