Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

sobota, 14 września 2013

Rozdział 52

~Wiki~

    Zanim wyszłam z domu czekałam, aż Magda zrobi to pierwsza. Nie chciałam, żeby widziała jak wychodzę. Kiedy wreszcie wyszła do koleżanki, ja wzięłam się za siebie. Odprowadziłam Rafała do rodziców jego kolegi, a sama wsiadłam w samochód.
Dojechałam do stadniny, kiedy słońce było już wysoko na niebie. Nie wiem dlaczego w ogóle chciałam znów tam jechać. Po prostu coś mnie tam ciągnęło...
Wyskoczyłam ochoczo z samochodu i pomachałam do Bartka zamiatającego przy ujeżdżalni. Odmachał mi z uśmiechem, a ja poczułam, że policzki mi płoną. Nie wiem skąd wziął się ten cały entuzjazm, ale zdecydowanie przesadzam. Przecież masz męża i dwoje dzieci, upomniał mnie głos, który tylko ja słyszałam. Na konie też się nie napalaj, bo przecież nie jeździsz. Pamiętasz, co było, gdy ostatnio włożyłaś nogę w strzemię? Westchnęłam i spuściłam głowę. Nieśmiało podeszłam do dawnego przyjaciela. Żeby on tylko wiedział, kim tak naprawdę jestem... Oczywiście miałam wielką ochotę mu powiedzieć, ale bałam się, że jeśli to zrobię, już nigdy nie zobaczę tego uśmiechu. Może Bartosz nie będzie mnie chciał widzieć, a może ja wykrzyczę mu wszystko w twarz i ucieknę, by nigdy nie wrócić? Nie, najlepiej poznajmy się od nowa, stwierdziłam.
-Chcesz mi pomóc przy tym gniadoszu?- spytał, wyrywając mnie z zamyślenia.
Dopiero teraz zauważyłam, że nastoletni chłopiec, który przed chwilą mknął po parkurze, oddawszy wodze rumaka rasy holsztyńskiej Bartkowi, właśnie siadał na przednim siedzeniu nowego srebrnego Citroena D S5.
-Ja...- odparłam nieśmiało- boję się koni.
Wypowiedziałam to niemal szeptem, ale on dobrze usłyszał. Pokiwał głową ze współczuciem.
-Ani* wspominała jak odskoczyłaś przed pokojowo nastawionym Highway'em. Nie wiedziałem, że jest aż tak źle...
-Anitka wróciła do stajni? Przekonała mamę?- zainteresowałam się na wspomnienie młodej koniary.
-Poszły na kompromis. Może wrócić do pracy i jeżdżenia dopiero tydzień po zdjęciu gipsu. To jednak nie powstrzymało jej przed odwiedzinami. Ale tylko z mamą, która miała jej dopilnować. Chodź, pomożesz mi przy koniu. Nie będzie to nic trudnego. Nie musisz go nawet dotykać. Poczekaj, występuję tylko tego zgrzanego nieszczęśnika i możemy iść.
gify konie
-Jak ma na imię?- spytałam Bartka przynosząc kopystkę, gąbkę, koński szampon, zbierak do wody, grzebień do grzywy/ogona i olej do kopyt, tak jak mi kazał, gdy sam rozsiodłał konia i przywiązał przy myjce.
-Calypso- odparł, klepiąc czule konia po łopatce.- Wałaszek Kamila. Chłopak nieraz nie omieszkał mi przypomnieć, że, cytuję, ,,jego koń jest wart tyle co cała ta brudna stajnia i jeśli coś mu się stanie, zniszczy nas". Calypso nie jest aż TAKI drogi, ale za lekko sto tysięcy by się go sprzedało. Świetny skoczek. Szkoda, że właściciel poświęca mu tak mało czasu. Kiedy przyjeżdża do stajni koń ma być nie tylko lśniący i osiodłany, ale też rozprężony. Czasem żałuję, że zrobiłem tą karuzelę, ale bez niej mielibyśmy najwyżej więcej roboty. Kamil wysiada z limuzyny, wskakuje na siodło i wio galopem po parkurze. Półtorej godziny treningu, oddaje mi wodze Calypsa, po czym nie obchodzi go, co się dalej dzieje z wierzchowcem. Jak ma dobry humor i masę czasu, to NAWET rozstępuje go po treningu, co zdarza się niezwykle rzadko. A te treningi są strasznie forsowne.- Podniósł nogę konia i obmacał pęcinę.- Gorąca. Mam nadzieję, że to nic poważnego, ale w takim tempie po dwóch latach ten koń ledwo będzie się trzymał na nogach. Wyczyśćmy go teraz, a potem zobaczę co z pęciną. Dasz radę go uczesać? Najpierw grzywa.
Skinęłam niepewnie głową. Już podnosiłam grzebień, kiedy zadzwonił mój telefon. Calypso stanął dęba i zaczął rzucać się na uwiązie. Odskoczyłam z krzykiem, a Bartosz jednym szarpnięciem odpiął karabińczyk bezpieczeństwa, po czym poszedł w moje ślady. Koń galopem wybiegł ze stajni. Zobaczyłam Jak kilku jeźdźców wracających z jazdy puszcza swoje wierzchowce i odskakuje na boki, a konie, jakby nigdy nic ignorując przerażonego końskiego kumpla, spuszczają łby i zaczynają skubać skąpą trawkę na wydeptanej ziemi. Calypso zatrzymał się dopiero pod ujeżdżalnią i zaczął się paść.
-Wiktoria- powiedział Bartek oddychając powoli.- Telefony na terenie stajni wy-łą-cza-my!
- Przepraszam- sapnęłam. Telefon tymczasem zaczął dzwonić po raz trzeci. Zignorowałam go przez to całe zamieszanie.- To chyba coś ważnego. Muszę odebrać- Nacisnęłam zieloną słuchawkę.- Halo?
~Pani jest matką Magdaleny?~ usłyszałam w słuchawce.
-Ta-ak- odparłam ostrożnie.- A o co chodzi?
~Pani córka miała wypadek. Spadła z konia. Niby nic poważnego, ale co chwilę traci i odzyskuje przytomność. Teraz też zdążyła tylko podać nam numer do pani i zemdlała. Może pani przyjechać do stadniny Green Trees? Zaraz będzie też pogotowie.
Z konia? Jest nieprzytomna? Wezwali karetkę? Zrobiło mi się czarno przed oczami. Oparłam się o ścianę, żeby nie upaść.
~Jest pani tam?
-Tt... Yhym- Nie mogłam z siebie wydusić słów.
~Przyjedzie pani?
-Będę za pięć minut- powiedziałam na jednym oddechu. Zdążyłam się rozłączyć, a telefon wyleciał mi z ręki.
-Wszystko w porządku?- Spytał Bartek. Dopiero teraz zauważyłam, że to on był tą ,,ścianą", o którą się oparłam.
-Magda miała wypadek- wydukałam zrozpaczona. Widziałam, że jest zmieszany.- Moja córka!- wyjaśniłam.- Spadła z konia. Jadę do Green Trees.
Bartosz rozejrzał się nerwowo po stajni. Jego wzrok zatrzymał się na około szesnastoletniej dziewczynie z długimi brązowymi włosami.
-Nika- zawołał do niej.- Zajmiesz się Kapslem?! Nagła sytuacja.- skinęła głową, a on zwrócił się do mnie.- Jadę z tobą.
Nie zadając więcej pytań po prostu pobiegłam do auta.
-Kapslem?- spytałam wyjeżdżając z terenu stadniny. I co to za Ika?
-Calypsa pieszczotliwie nazywamy po prostu Kapsel. Nika, nie Ika, to nasza Weronika. Mamy dużo wolontariuszy. Siedemnastolatka jest wśród nich najstarsza. Starsi stajenni są tu zatrudnieni za pieniądze. Mamy też kilku instruktorów. Weronika często prowadzi lonże, a sama jest świetną amazonką. Jeździ od 10 lat i do niej należy mistrzostwo Polski juniorów na Belli kilka lat temu.
Dalej rozwodził się na temat dziewczyny. Z tego co mówił można wywnioskować, że jeździ lepiej niż ja i Iza w jej wieku. Ale my jeździłyśmy też krócej. Zaczęłyśmy dwa lata później niż ona. Skupiona na prowadzeniu samochodu nawet nie wspomniałam, że dziewczyna wydała mi się co najmniej rok młodsza. Wyłapałam też informację, że Wera pracuje z trudnymi końmi, ma Złotą Odznakę i o wiele za często wchodzi z jakąś tam Agatą w konflikty. Podobno to jest córka naszej Amandy, o wiele gorsza od mamuśki.
-Zostań tu- powiedziałam do Bartka.
-Ale...
-Proszę cię. To dla mnie wystarczająco trudne. Czuję twoje wsparcie, a teraz na mnie zaczekaj.
Wybiegłam z samochodu i pobiegłam w stronę grupy ludzi przy ujeżdżalni i karetki pakującej moją córkę.
-Co się stało?!- krzyknęłam.- Co jej jest?!
-Pani jest matką dziecka?- spytał ratownik medyczny. Skinęłam głową.- Jedzie pani z nami?
-Mam samochód na parkingu... Ale czy możecie mi powiedzieć, co jest mojej córce?
-Jej stan jest stabilny. Na razie pozostaje nieprzytomna. Więcej dowiemy się po przyjeździe do szpitala.
-Jedźcie- odparłam.- Ja zaraz dojadę moim autem.
Karetka odjechała na sygnale, a ja przyjrzałam się kobiecie stojącej przez cały czas koło mnie. Przechyliłam głowę, przyglądając się twarzy, która wydawała mi się znajoma.
-Amanda?- spytałam powoli.
-Czy my się...- zaczęła, kiedy jej oczy nagle rozbłysły.- Wiktoria? Wiktoria Maj?
Nim zdążyłam potwierdzić, do Amandy doszła jakaś dziewczyna.
-Ta Maj?- prychnęła rozbawiona.- Ta, która nie potrafiła naprowadzić konia na przeszkodę i przez którą szkapa zginęła?- Łzy stanęły mi w oczach na wspomnienie tamtych chwil. Ale dziewczyna kontynuowała.- Ta, która tchórzliwie uciekła na drugi koniec kraju, zostawiając tu wszystko?
-Dość!- odezwał się głos za nami.
Odwróciłyśmy się automatycznie i zobaczyłyśmy Bartosza. Na ustach dziewczyny zatańczył złośliwy uśmieszek.
-Myślisz, że...
-Agata!- warknęła Amanda.- Po tym co zrobiłaś nie powinnaś mieć już nic do powiedzenia. Później się rozmówimy, a teraz do stajni. Never trzeba wyczyścić.
-A od czego są stajenni?
-Na pewno nie od wyręczania cię. Już!
Obie poszły do wielkiej stajni, jeszcze większej niż była kiedy ją ostatnio widziałam.
-Długo tu jesteś?- spytałam szeptem.
-Wystarczająco- jego spokojne oczy nie zdradzały żadnych uczuć.- To jedziemy do szpitala?- wsiedliśmy do samochodu, kiedy on kontynuował:- Nie wiedziałem, że umiesz tak dobrze kłamać- nawet na mnie nie patrzył.
-Nie kłamałam. Domerdz to nazwisko mojego męża, a od ślubu także moje. Już od lat nie użyłam ani razu starego nazwiska.
-I nie mogę sobie wybaczyć, że cię nie poznałem! Nawet Amandzie się to udało.
Zaśmiałam się z ironią.
-Poznałeś. Widziałam to po tobie. Ale kiedy się przedstawiłam ci jako pani Domerdz i to taka, która beztrosko pojechała na studia, wmówiłeś sobie, że to nie ja.
Powiedziawszy to zdałam sobie sprawę z tego, że w rzeczywistości go okłamałam. Może nie, kiedy się przedstawiałam, ale potem. Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle.
-Naprawdę boisz się koni?
-Tak. Kiedy tylko widzę konia, przypominam sobie Dashę. Serce wali mi w piersi tak mocno jak wtedy, kiedy galopowałyśmy razem po konkursowym parkurze. Wstyd się przyznać, ale to po prostu straszna hippofobia.
-Dlatego odskoczyłaś przed Highway'em i nie robiłaś nic, żeby uspokoić Kapsla?
Potwierdziłam cicho.
gify konie
-Czemu tu stanęłaś?- spytał, gdy wjechałam na parking jego stadniny.
-Bo ty tu wysiadasz.
-Ale... eee... ja...- jąkał się.
-Nie martw się, Bartek. Przyjadę do ciebie w przyszłą sobotę. A myślę, że nie powinieneś jechać ze mną.
Odprowadził mnie wzrokiem, kiedy jechałam do wyjścia. Tam minął mnie mały, zielony samochód. kobieta, siedząca za kierownicą wydała mi się znajoma, ale nie zwróciłam na nią większej uwagi. Po prostu skierowałam się w stronę szpitala.
gify konie
Przed salą powitał mnie lekarz. Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
-Pani córka ma dość poważne wstrząśnienie mózgu- powiedział.- Nic bardzo poważnego. Już się ocknęła. Ale mogło skończyć się to o wiele gorzej. Miała szczęście, że ziemia była dość miękka, a koń jej nie kopnął. Niech jej pani wbije do głowy, że ma jeździć w kasku. I żadnej jazdy konnej przez najbliższy miesiąc.
Już ja się o to postaram, pomyślałam wściekła. Podświadomie wiedziałam, że jeszcze pozostaje opowiedzenie wszystkiego Darkowi. Oczywiście nie powiem mu, że spadł z konia. Powiedziałam lekarzom, żeby nie wspominali o koniach i weszłam do sali, na której leżała Madzia.
-Mamo, ja...- zaczęła się tłumaczyć na mój widok.
-Milcz!- ledwie trzymałam nerwy na wodzy. Odetchnęłam głęboko, chociaż miałam ochotę ją złapać i porządnie potrząsnąć.- Co ty sobie myślałaś? Czy w ogóle myślałaś? Ach tak, bo pewnie twoim zdaniem wsiadać na konia za moimi plecami to nic niezwykłego, hę? Mój przyjaciel ma stajnię. Zastanawiałam się, czy cię tam nie zaprowadzić. Mogłabym przekonać ojca. Ale teraz zapomnij.
Po godzinie ostrej rozmowy trochę się uspokoiłam i skończyłyśmy z tematem wypadku, czy koni. W końcu postanowiłam wracać do domu, bo było już dość późno.
-Mamo...- zaczęła Magda.
-Tak?
-Czy pięćset złoty na mandat to bardzo dużo?
-Czemu pytasz?
-Bo stwierdziłam, że i tak nigdy nie sprawdzają biletów i postanowiłam jechać bez niego.
W tej chwili skojarzyłam fakty.
-Magda!!!

*Ani- (zdrobn.) Anita [mówię tak do mojej siostry stryjecznej o tym imieniu]

gify konie
Hejoł :) Jak tam Wam mijają pierwsze dni szkoły? U mnie w miarę dobrze. Jak na liceum...
A co do koni idzie mi dość nieźle. Chociaż ostatnio mało co mi wychodzi. Klara chodzi jak chce i sobie z nią nie radzę, a Panama wybija tak mocno, że galop w pełnym siadzie (jeśli w ogóle uda mi się zagalopować) graniczy z cudem. Mimo to wolę tą pierwszą. Lepiej pomęczyć się psychicznie niż fizycznie ;)
Edit 13.09.13
Ale wczoraj było cudnie. Skakałyśmy takiego krzyżaczka. Trochę tracę równowagę przy wybiciu, ale jest spoko. Nauczę się, a i tak jeżdżę już kilka razy lepiej niż te 2, 3 miesiące temu. W końcu się nauczę :) Biorąc pod uwagę, że podczas ostatnich skoków na jakieś 10 najazdów tylko 3 razy trafiłam na przeszkodę, xD ,w tym jeszcze raz Klara mi przeszła do kłusa przed skokiem. Zazwyczaj albo zwalniała do kłusa, albo zapominałam się i za późno skręcałam i w obu przypadkach kazałam jej przejechać obok przeszkody. A wczoraj za każdym najazdem skoczyłam. (Pomijając dwa razy kiedy Ani [patrz. różową czcionką na bordowym tle] zajechała mi drogę). Kilka razy przejechałam kłusem (a miało być galopem -,-), parę przeszłam do kłusa zaraz po skoku, przy tym najeżdżałam ukosem; ale już na samym końcu jazdy najechałam prawie prostopadle, utrzymałam chód, tempo i było fajnie :D

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 51

 --Iza--
To Jakub! To on jest teraz gdzieś ze mną w samolocie! Zrobiło mi się duszno. Pierwszej miłości się nie zapomina... Jednak z wiekiem emocje mijają, więc nie była już na niego tak wściekła jak kiedyś. Pozostał wspomnieniem zarówno dobrych jak i złych chwil. Nie wiem tylko czy mam siłę z nim teraz rozmawiać. Mimo wszystko nie rozstaliśmy się w zgodzie. Miałam niezłego farta, że mnie nie rozpoznał. A z drugiej strony... Jednak może nie być więcej okazji do spotkania. Póki co i tak nie wiem gdzie on dokładnie jest. Muszę niestety przyznać, że nikt nie ma takiego wspaniałego koloru oczu jak on. Harry ma w oczach głębię i miłość, a Jakub tajemnicę... O czym ja myślę?! Chyba zaczynam świrować. Zaczęłam przeszukiwać torebkę w poszukiwaniu zegarka, a przez przypadek znalazłam krzyżówki. Co to tu robi? Ja... Chyba się starzeję. Nie prawda! Pewnie przez przypadek je spakowałam. To Harry czasem je rozwiązuje. Jednak skoro już są, to można spróbować! Pierwsze hasło... I w tej chwili już mi się odechciało. Co łączy lisa z wiewiórką? Ludzie kto to wymyślił?! I nie myśląc nad tym co robię, rzuciłam książeczką przez pokład samolotu.
- Au! - usłyszałam zirytowany męski głos. Ups! I jakby humor mi powrócił. Jakiś pan w średnim wieku wstał z miejsca i pogroził w moją stronę kochanymi krzyżówkami.
- To ona! - wskazałam palcem na panią siedzącą obok mnie - Co masz na swoje usprawiedliwienie? - przybrałam srogi ton. Widząc zdezorientowanie na jej twarzy nie mogłam już powstrzymać niekontrolowanego śmiechu.
gify konie
--Harry--
Westchnąłem po rozmowie z Izz. Ona zawsze potrafi mnie czymś zaskoczyć. Mam nadzieję, że nie narobi sobie kłopotów. Chociaż... Nie, z nią to nie możliwe. Uśmiechnąłem się, wspominając nasze wspólne ,,wypadki". Różnimy się od siebie, ale jesteśmy ze sobą bardzo zżyci.
@Przez te twoje krzyżówki pewna pani prawie oberwała mi głowę! 
Parsknąłem śmiechem.   Moja sekretarka, która właśnie przechodziła, obrzuciła mnie niechętnym spojrzeniem. Westchnąłem. Gdyby nie była taka dobra w ,,papierkach" już dawno bym ją zwolnił. Ma fatalny charakter. Nigdy nie lubiłem swojej pracy, ale ojciec musi mieć dziedzica firmy. Nie mogę go zawieść, ważne, że mogę jeździć konno. Dzięki stadninie poznałem kobietę swojego życia. Kocham ją  i to się nigdy nie zmieni.   Spojrzałem na zdjęcie przedstawiające Izz na jej ogierze. Będę tęsknić...
gify konie
--Jakub--
Nie wiem czemu, ale ta kobieta przypominała mi Izę. Doskonale pamiętam nasz związek. Był krótki, ale szczęśliwy. Wielokrotnie żałowałem, że byłem takim debilem i ją zdradziłem. Ale tamta dziewczyna się do mnie wręcz kleiła! A Izabela zawsze trzymała mnie na ,,fizyczny dystans". No bo przecież w związkach to ważne, prawda? Jednak ja zawsze bardziej zwracam uwagę na fizyczność. Dupek? Nie... Prawdziwy facet. Zwyczajnie nie jestem zbyt ,,uczuciowy". Chociaż muszę przyznać, że przy Izie miałem już  wrażenie, że coś do niej czuję. Tylko, że mi przeszło. Znudziłem się i tyle, to żadna filozofia. Zawsze byłem wierny i uczciwy wobec przyjaciół. Chyba nie jestem złym człowiekiem... Chociaż muszę przyznać, że po tym wszystkim stchórzyłem. Uciekłem od rodziny, wyjechałem daleko na studia, a później do Niemczech. Teraz wracam, ale znając życie Ojciec i Bartek nie będą zbyt zadowoleni. Nie zostawiłem im żadnego kontaktu ze mną...Bartek był starszy, więc to jemu przypadało odziedziczenie stajni. Wszyscy wymagali od niego, żeby został i zajmował się schroniskiem. Ja miałem wybór. Mogłem albo resztę życia spędzić na wywożeniu obornika, albo pójść na studia i zacząć normalne życie. Wybrałem to drugie. Zostawiłem ich i już nigdy się nie odezwałem. Sam nie wiem czemu do nich jadę. Już dawno przerwałem ,,uczuciową" więź z rodziną.
W głośnikach rozbrzmiał przesłodzony głos stewardessy - Prosimy zapiąć pasy i  przygotować się do lądowania. Dziękujemy za wspólny lot.
Zaśmiałem się w duchu - No braciszku, przybywam!
Nigdy nie odczuwałem potrzeby kontaktu z nimi. Te parę lat szybko zleciało. Najlepszy czas, jednak dużo jeszcze przede mną.
gify konie
 --Iza--
Jechałam taksówką, będąc zupełnie gdzieś indziej myślami. Dlaczego? Obok mnie siedział nie kto inny jak Jakub. Na parkingu została już tylko jedna taryfa, a kiedy poprosił o pierwszeństwo nie wiedziałam co robić. ,,Przypadkiem" okazało się, że jedziemy do tego samego miasteczka. Dzięki temu ,,szczęśliwemu przypadkowi" obydwoje nie musieliśmy czekać. Czułam się bardzo dziwnie siedząc obok tego mężczyzny, którego kiedyś tak dobrze znałam. Jednak widać było, że się zmienił. Już nie był roześmianym chłopakiem kochającym konie, tylko nieprzyjemnym typem podrywacza. Firmowy, biały uśmiech prawie ciągle nie schodził mu z twarzy. Byłam pewna, że wiele kobiet padało z wrażenia widząc tak atrakcyjnego faceta. Z początku próbował nawiązać rozmowę, ale go zbyłam, bojąc się, że mógłby mnie rozpoznać... Chyba nie był zbyt zadowolony z tego, że jego zaczepki nie skutkują, bo zmarszczył brwi i już więcej się nie odezwał. Żeby nie wzbudzić podejrzeń, poprosiłam o wysadzenie mnie przed jedynym ,,hotelem" w miasteczku. Zanim wysiadłam, mężczyzna mnie zatrzymał, łapiąc za dłoń- Jeśli miałabyś problem z odnalezieniem się tutaj to chętnie pomogę - powiedział z kolejnym, równie sztucznym co poprzednio uśmiechem.
- Ależ dziękuję - powiedziałam słodko - jestem tutaj tylko chwilowo - Wyrwałam dłoń z jego uścisku i już chciałam zapłacić taksówkarzowi, ale Jakub znowu mnie powstrzymał. - Ja zapłacę później za ciebie, jeśli pozwolisz. - Nic nie odpowiedziałam, tylko wysiadłam z grzecznym ,,Do widzenia" na ustach. Nie mogę uwierzyć w to co się z nim stało. Wciągając torbę na ramię, oceniłam, że do mojego dawnego domu mam średnio dziesięć minut drogi. Szczerze, to nawet się  ucieszyłam. Tak dawno tutaj nie byłam... A mimo wszystko jako dziecko kochałam to miasto. Szłam powoli rozglądając się wokół siebie z lekkim uśmiechem. Wszystko co mijałam przywoływało różne stare wspomnienia. I większość z nich przypominała mi Wikę... Moją najlepszą przyjaciółkę od tak długiego czasu. Mimo tego, że wtedy bardzo się pokłóciłyśmy, ja nadal uważam ją za najbliższą mi osobę. Trochę mnie przygnębiało myślenie o niej. Od dwudziestu lat nie miałyśmy żadnego kontaktu i nie wiadomo nawet czy jeszcze go odzyskamy. Ciekawa jestem, czy kiedykolwiek tutaj wróciła. Po chwili zorientowałam się, że jestem już na naszej ulicy. Wyglądała prawie identycznie jak dwadzieścia lat temu. Zmieniły się tylko zaparkowane samochody. Przechodząc obok domu Wiktorii mimowolnie musiałam się zatrzymać. Ten sam biały, średniej wielkości domek, otoczony pięknym ogrodem i bordowym, kamiennym płotem. Nic się tutaj nie zmieniło, z wyjątkiem(oczywiście) firanek i zasłon. A może ona wróciła? Możliwe, że nawet jest tam w środku! Nie myśląc już więcej otworzyłam furtkę, która nigdy nie miała działającego zamka. Prawie, że biegnąc dotarłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem.  Usłyszałam kroki i muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie byłam tak zdenerwowana. Jednak kiedy drzwi się otwierały czułam już tylko nadzieję.
- W czym mogę pomóc? - zapytała podejrzliwie jakaś obca kobieta. Po zobaczeniu jej poczułam się jakby coś mnie kompletnie zmiażdżyło. Głupie nadzieje, jasne, że ona tutaj nie wróciła!
- Przepraszam, mieszkała tutaj kiedyś moja przyjaciółka. Może jest gdzieś w mieście? To pani Maj.
- Niestety nigdy o takiej nie słyszałam. Dom kupiliśmy z mężem od pani Domerdz.
- Ah. To dziękuję pani bardzo. Życzę miłego dnia - powiedziałam i odeszłam szybkim krokiem. Nigdy nie słyszałam tutaj nazwiska Domerdz. A w tak małym  miasteczku trudno kogoś nie znać. Z westchnieniem zawodu weszłam do mojego starego domu.

gify konie
--Nadal  Iza--
Jeszcze w Anglii dostałam od rodziców przesyłkę z kluczami do domu i samochodu. Do tego dołączony był list w którym przepraszali, że się nie pojawią, ale mają w tym czasie wycieczkę do Szkocji. Jeszcze nigdy nie byłam na nich tak wściekła. Do Szkocji?! Zostawili babcie samą na dwadzieścia lat będąc od niej całkiem blisko(przynajmniej w tym samym kraju) i się do niej prawie nie odzywali. Podczas kiedy ja, mieszkając w Irlandii rozmawiałam z nią co parę dni. To wszystko jeszcze dałoby się jakoś wyjaśnić, ale nie przyjechać na pogrzeb matki z powodu jakiś wakacji?! Tego się nie spodziewałam, zwłaszcza po mamie.
Nie mogąc dłużej usiedzieć w tym przygnębiającym miejscu, stwierdziłam, że muszę coś ze sobą zrobić. No tak! Stadnina Roberta! Muszę tylko wyprowadzić samochód z garażu i jechać.
Jakiś czas później byłam już pod stadniną, mijając się z jakimś samochodem prowadzonym przez dziwnie znajomą kobietę. Szybko wyskoczyłam z samochodu. Ciężko się przyzwyczaić do kierownicy po lewej stronie*.

*nie jestem na 100% pewna czy w Irlandii jest po prawej, ale tak mi się wydaje :P Jakby co to poprawię
gify konie 
Hej :D Sorry, że ostatnio dałam ciała i  że tak długo musieliście czekać :( Rozdział też nie jest zbyt dobry, wiem. Przepraszam i powiem, że na usprawiedliwienie mam tylko to, że w sierpniu chłopak z którym byłam ponad rok ze mną zerwał ,,Ponieważ nic już do mnie nie czuje z wyjątkiem pociągu fizycznego". Byłam trochę załamana, no ale teraz jest już ok :) Jeszcze raz przepraszam, bo mimo wszystko nie jest to zbyt dobry powód.

A z dobrych newsów! :D Spełniło się moje marzenie! Zaczęłam jeździć konno :) Moi rodzice wreszcie się zgodzili :)). Byłam dopiero na kilku jazdach, ale myślę, że idzie mi całkiem ok. No i już pokochałam moją małą Frytkę ^^ (Pełne imię - Fryga) 
No to pa :)) Mam nadzieję, że niedługo znowu się ,,zobaczymy" No i dziękuję za ostatnie miłe powitanie :)