Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

piątek, 16 października 2015

Rozdział 79

Z góry przepraszam za brak polskich znaków w niektórych słowach. Mojemu komputerowi odbija i chociaż mam wszystkie dobre ustawienia, polskich znaków nie wpisuje. Dałam je tylko w tych miejscach, gdzie pomogła mi autokorekta.
gify konie

~Wiki~

Poruszyłam się i pierwsze co poczułam, to przejmujące zimno oraz ból zdrętwiałych pleców. Otworzyłam oczy, zobaczyłam nad swoja głową ciemne niebo poprzecinane potężnymi gałęziami. Usiadłam starając się zignorować ostre zawroty głowy. Kilka metrów dalej nad strumieniem spały, z opuszczonymi łbami i podkulonym jednym tylnym kopytem, dwa konie, a obok mnie leżała Iza. Dookoła panował jeszcze mrok, ale niebo na horyzoncie lekko się zaróżowiło. Trąciłam Izę lekko w bok. Jęknęła i przewróciła się na drugi bok. Złapałam ja za ramie i mocno potrząsnęłam.
- He? - otworzyła oczy patrząc na mnie zdezorientowana.
- Zaczyna świtać, jedziemy - oznajmiłam beznamiętnie.
Usiadła, rozejrzała się dookoła i machnęła ręką w stronę koni.
- Jeszcze śpią- wymruczała. - Czeka nas cały dzień ciężkiej podróży, daj chociaż nam wypocząć.
Wstałam, gwałtownie złapałam za kantar Vancouvera, nagle obudzony walach odskoczył gwałtownie, prawie wyrywając mi rękę. Chciał stanąć dęba, ale szarpnęłam kantarem w dol, zaburzając mu równowagę, potem się uspokoił.
- Co ty wyprawiasz? - Iza pogłaskała po szyi Serir, która w całym tym zamieszaniu zaczęła napierać niespokojnie na uwiąz. - Mamy czas.
- Nie mamy.
- Wszyscy jesteśmy zmęczeni...
- Chciałabym do końca dnia dotrzeć do Dashy.
- Dzisiaj? - Iza otworzyła szeroko oczy. - Przecież to ze 400 km!
- Musimy spróbować. Najwyżej narzucimy szybsze tempo.
- Chcesz zajeździć konie?!
Wyprostowałam się, puszczając kantar, zacisnęłam wargi. Po czym bez słowa sięgnęłam po powieszone na sąsiednim drzewie ogłowia. Jedno z nich podałam Izie, ale nie wyjęła reki, wiec rzuciłam je na ziemie. Z drugim ustawiłam się po lewej stronie łba Vancouvera.
- Ruszamy - oznajmiłam twardym, nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Iza jeszcze chwile tkwiła w miejscu, ale kiedy kończyłam zakładać siodło, chyba przemyślała sobie, ze pojadę z nią lub bez niej i tez zaczęła szykować konia. Nie powieliła mojego błędu, zakładając najpierw siodło, umiejętnie omijając leżące na ziemi ogłowię, przez co nie musiała się martwic trzymaniem konia. Uwinęła się dosyć szybko, skończyła zaledwie chwile po mnie.
gify konie
- Kiedy to się wreszcie skończy... - jęknęła przechodząc w kłus.
- Nie musiałaś ze mną jechać, świetnie o tym wiesz.
Skinęła głowa.
- Ale jesteś moja przyjaciółka, nie mogłabym cie samej puścić. Wiem jak bardzo związana jesteś z tym koniem. Kocham Dashe, ale Was łączy szczególna więź... Postaram się przynajmniej nie dać Ci zajeździć innych koni, żeby do niej dotrzeć.
- Heh... - uśmiechnęłam się zalotnie, dając łydkę do galopu i krzycząc z podniecenia, gdy wiatr pogłaskał mnie po czole, spłynął na kark i rozwiał mi włosy.
Jednak ten galop nie trwał długo. Szybko zdałam sobie sprawę z tego, ze to, czego oczekuje jest niemożliwe do spełnienia i musimy zwolnic, bo naprawdę zajeździmy konie.
gify konie
Podróż była strasznie monotonna. Przez tydzień tylko jechałyśmy przed siebie, bodaj po kilka kilometrów. Z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy bardziej padnięte są konie, czy my. Odpoczynek trwał więcej niż podróż, konie często pasły się na trawie przy jakimś strumyku, a ja tak marzyłam o ciepłym prysznicu i miękkiej pościeli. Iza często gdzieś znikała, w końcu nauczyłam się ja ignorować. Nawet do głowy mi nie przyszło, żeby kiedyś ja śledzić. Czekałam tylko aż zapasy się skończą, ale ich końca nie było widać. Nie wątpiłam, ze moja towarzyszka na coś się przydała. Nie wiedziałam ile jeszcze tego jedzenia ma, nigdy nie pokazywała mi plecaka, ale jedno było pewne - gdyby nie ona, już od kilku dni bym głodowała.
- Daleko jeszcze? - rzuciłam  od niechcenia tydzień później, wstając z twardej ziemi po kolejnej długiej, nieprzespanej nocy. Ponad dwa tygodnie w drodze, chciałam, żeby to się wreszcie skończyło. A jeszcze musimy wrócić...
- Nie - Iza odpowiedziała niemal natychmiast. - Jeszcze kilka kilometrów i będziemy na miejscu. Tylko... jeszcze musimy znaleźć stado...
Pokiwałam głową, ale nic nie powiedziałam. Ale jestem głupia, pomyślałam. Nie daje już rady...
gify konie

~Iza~

- Nie uważasz, ze tu jest dziwnie pusto? - spytałam, rozglądając się wokół. Pamiętałam to miejsce, niegdyś wszędzie biegały konie i sarny, a z drzew wzlatywały gromady ptaków. Teraz bez problemu słyszałam oddech swój i Serir, każde ziarenko piasku przesypujące się spod kopyt.
- Podejrzanie cicho - zgodziła się Wika. - Konie tez są niespokojne. 
Vancouver zarżał, a z oddali odpowiedziało końskie pól rżenie, pól kwik, przepełniony bólem i strachem.
- Jedziemy! - krzyknęłyśmy obie na raz, bezpardonowo kopiąc konie nogami i strzelając wodzami; bardziej jak kowboje z westerny niż polskie miłośniczki koni negujące nawet użycie bacika. 
Widok pojawiający się przed naszymi oczami zmroził nam krew w żyłach. Teraz naprawdę czułam się jak w amerykańskim filmie. Dotarłyśmy na dużą polane. Na jej środku zbita z desek została zaimprowizowana zagroda. Ściskało się w niej kilkanaście dzikich koników. Kilka z nich leżało na ziemi, reszta po nich deptała. Obok przy drzewie leżała kara klacz. Jej łeb wisiał w gorze, przywiązany krotko na zarzuconej na szyje linie, nogi zaplatane w siec nie były w stanie utrzymać ciężaru ciała. Kruczoczarne boki były oblane potem i cale brązowe od przyklejającego się do nich kurzu. Przez chwile myślałam, ze koń nie żyje, ale wtedy całym jego ciałem wstrząsnął dreszcz - dowód na to, ze jeszcze walczy. Otarłam zapłakane oczy brudna dłonią, na skutek czego zaczęły jeszcze bardziej łzawic. Wtedy dostrzegłam, ze przed koniem, którego przecież tak świetnie znałam, stało trzech mężczyzn z wiatrówkami, lądując pistolet. W końcu skończyli i wymierzyli w Dashe. Zanim zdążyłam zareagować, Wiktoria dala tak mocna łydkę, ze Vancouver prawie stanął dęba. Przynajmniej miał taki zamiar, ale ona z szybkością zawodowca przeniosła ciężar ciała do przodu i skopała go po bokach, zanim w ogóle zdążył podnieść przednie nogi na choćby centymetr. Koń ruszył przed siebie cwałem. Do pokonania miał kilkadziesiąt metrów, które przebył w ułamku sekundy. Wiktoria niemal wyrwała mu żuchwę robiąc sliding stop przed w połowie wiszącym, w połowie lezącym calem klaczy. I w tym samym momencie rozległy się wystrzały. Wszystko działo się tak szybko... Wierzgniecie Dashy, wystrzały, Wiktoria spadająca z siodła, Vancouver upadający na moja przyjaciółkę, mężczyźni rzucający bron, gdy zdali sobie sprawę, ze strzelili do człowieka... 

Ciąg dalszy nastąpi...


gify konie
Tu powinnam walnąć wyczerpujący dopisek o tym jak mi się wiedzie, ale plany się posypały i nie mam ochoty na nic. Zamiast tego rezygnuje z koni. Ale na blogu będę pisać. Mniej więcej z taka częstotliwością jak obecnie.