Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 37

~Wiki~

-To ma być galop?!- zawołała podirytowana instruktorka.- Koń jest spięty jak deska, a ty zaczynasz podskakiwać... Zrób coś z tym!
Występowałam Luizjanę. Co do tego dostałam wolną rękę. Instruktorka nie wydawała dalszych poleceń, dopóki tego nie opanowałam. Klacz była taka twarda... A może to to siodło? Nigdy nie lubiłam ujeżdżenia, ale zawsze byłam niezła we wszystkim, co wiązało się z końmi i jazdą na nich. Odetchnęłam głęboko i poczułam, jak wszystkie mięśnie mi puszczają. Dopiero dwie godziny temu przyjechaliśmy do stadniny. Na naszym turnusie jest osiem osób. Podzielili nas na dwie czteroosobowe grupy. Każda miała trening indywidualny z jednym z dwóch instruktorów: mistrzem Polski w skokach i vice mistrzynią ujeżdżenia. Tak więc byłam druga w kolejce (godzina od przyjazdu została zostawiona dla nas, każdy mógł się rozpakować i odpocząć po jeździe), a po mnie miały jechać jeszcze dwie osoby. Niestety ja i Iza zostałyśmy przydzielone do różnych grup, tak więc kiedy ja męczyłam się z Luizjaną- piękną, siwą klaczą andaluzyjską (u której kruczoczarna grzywa i ogon kontrastowały ze śnieżnobiałą sierścią)- i jej galopem, Izz za pewne mknęła po parkurze, pokazując klasę. Którego konia dostała? Konie były losowane tak samo jak przynależność obozowiczów do grup. Niestety nie mogłam jej zobaczyć. Ja jeździłam po hali, grupa skokowa zaś dostała zewnętrzny parkur.
-Gotowa?- spytała instruktorka. Byłam tak zamyślona, że na dźwięk jej słów aż podskoczyłam.
Skinęłam głową i już chciałam zagalopować, kiedy pani Anita (tak miała na imię instruktorka) powstrzymała mnie krótkim: ,,Czekaj!".
-Galopu na razie wystarczy. Kłus!- poleciła, a po chwili zastanowienia dodała:- Koło dwadzieścia metrów i  pasaż wzdłuż ściany od punktu K.
Posłusznie wykonałam polecenie. Potem czekało mnie jeszcze parę ćwiczeń typu piaff, zagalopowanie ze stania/stępa, wyciąganie/ zbieranie każdego z podstawowych chodów... A Luizjana nie zamierzała mi ułatwić życia. Po jakimś czasie znudziło jej się mnie słuchać, więc zaczęła wyrywać mi wodze i zmieniać chody jak jej się podobało.
-Nie pozwalaj jej- surowo poleciła pani Anita.- To ty kierujesz koniem, a nie koń tobą.
-Próbuję- mruknęłam.
-Byłoby znacznie łatwiej, gdybyś zgodziła się na palcat. Lui tylko na niego reaguje tak jak trzeba.
No tak... Już to dzisiaj słyszałam. Jednak nie miałam zamiaru go brać do ręki. Oczywiście palcat lub bat ujeżdżeniowy bywają bardzo pomocne, używane z rozmysłem. Ale wystarczająco napatrzyłam się jak używają go Amanda i wiele innych osób, których konie teraz siedzą w naszym schronisku. Więc zrezygnowałam z bata.
Kiedy zeszłam na ziemię, nie miałam już ochoty na skoki. Jednak nie miałam wyboru. Po coś w końcu pojechałam na obóz. Zaprowadziłam Luizjanę do stajni, rozsiodłując ją całkiem.
Nie chciało mi się czekać kolejne dwie godziny aż ostatnie osoby skończą swój trening, więc postanowiłam pójść na parkur. Niestety z Izą ledwie się minęłyśmy, bo właśnie skończyła szykować swojego konia do jazdy, a potem nadeszła jej kolej.
gify konie
Do skoków wylosowałam sobie wspaniałego skarogniadego wałacha oldenburskiego imieniem Ramirez. Był prześliczny. Wydawał się też bardzo spokojny oraz doświadczony. Tutaj byłam pierwsza w kolejności. Cieszyłam się jak nie wiem, że wreszcie mogę poskakać. Pierwsze dwie przeszkody- stacjonata z drągów na 60 cm i krzyżaczek- poszły mi bez problemu. Ale kolejną był rów z wodą, połączony z jednodrągową stacjonatą, znajdującą się bezpośrednio za nim. Banał, pomyślałam. Ale koń miał inne zamiary. Skupiłam się jedynie na skoku, bo, moim zdaniem, nie wchodziło w grę nic innego. Lekceważenie zdominowało zdrowy rozsądek. Ramirez przed samą przeszkodą wyglądał, jakby ktoś tak po prostu przykleił mu kopyta do ziemi.  I z boku musiało to całkiem tak wyglądać. Właśnie zaliczyliśmy ostatnią fazę zawieszenia galopu. Po niej koń powinien po prostu stanąć na ziemi, a potem wybić się nad przeszkodą. Owszem, wylądował, ale nic poza tym. W momencie, kiedy wszystkie nogi dotknęły ziemi, wałach opuścił głowę, szyję i cały przód ciała, a ja wyleciałam z siodła.  Przeleciałam przez wodę i poczułam się tak, jakby Ram puszczał mną ,,kaczki". Po czym wleciałam w drąga, odrzuciłam go daleko. Zatrzymałam się w końcu na piachu, który idealnie przyklejał się do mokrego ubrania. Czułam się jakbym właśnie została wytarzana w smole i pierzu. Ale najbardziej bolała urażona duma.
-Wiktorio- odezwał się instruktor- powinnaś być bardziej czujna. Nie myśl o tym, żebyś TY skoczyła. Skacze koń, a twoim zadaniem jest go doprowadzić na drugą stronę przeszkody. Musisz wiedzieć, kiedy koń chce się zatrzymać lub wyłamać i powinnaś postarać mu to uniemożliwić. Albo przynajmniej postaraj się utrzymać w siodle. Jedna odmowa to tylko parę punktów karnych, a upadek- dyskwalifikacja. Wskakuj na siodło i jedziesz jeszcze raz. Od początku.
Otrzepałam się z piachu i rad nie rad musiałam spróbować po raz kolejny. Niestety teraz też było tak samo. Jednak udało mi się utrzymać w siodle. Co nie usatysfakcjonowało instruktora. Kazał mi podchodzić do tej przeszkody jeszcze pięć razy, aż w końcu zrezygnował.
-Dobra, darujemy sobie- mruknął. Omijaj rów i poskacz przez inne.
W końcu skończył się mój czas. Nie byłam zbyt zadowolona z przejazdów. Poszłam do stajni odprowadzić Ramireza.
-Nie martw się, on taki jest- spróbowała pocieszyć mnie Kasia, dziewczyna z mojej grupy, która (z tego co wiem) normalnie jeździła konno w tej stadninie, ale zawsze musiała dojeżdżać kilkanaście kilometrów, więc zapisała się tu na obóz.
-Instruktor, czy koń?- spytałam.
-Obaj- zaśmiała się.- Ale miałam na myśli Ramireza. Konik panicznie boi się wody. A Jacek, no wiesz, ten instruktor, świetnie zdaje sobie z tego sprawę, a i tak zawsze daje go kursantom do skoków.
Hmm, pomyślałam. A gdybym tak się nim zajęła? Pomogłyśmy już wielu koniom. Strach przed wodą zdaje się być tak nikły w porównaniu z tym, co robiłyśmy w przypadku Dashy czy Furii. Poszłam szukać Izy. Może jeszcze nie zaczęła jazdy. Czyli wygląda na to, że będziemy mieć nowego końskiego pacjenta. Musimy go wyleczyć ze strachu przed wodą. Jeśli nam pozwolą...
gify konie
Dzisiaj daruję sobie wyczerpujące dopiski, niemal długości notki. Chciałam Wam tylko powiedzieć, że pomysł z obozem wyszedł od Natalii, dawno temu, jeszcze kilka tygodni przed jej odejściem. Chociaż wtedy nie wiedziałyśmy jeszcze, co Wiki i Izz będą robić na tym obozie, ale sam pomysł jest jej :)
A, i mam jeszcze dla Was Bajkę. Nie, nie o ,,Czerwonym Kapturku", czy czymś takim :) Mam Bajkę na 4 kopytach :)



 To chyba mój ulubiony koń ze stadniny. Ale niestety nie było mi dane kiedykolwiek jej dosiąść, bo Bajka złamała nogę na kilkanaście tygodni przed moją pierwszą jazdą :'( Ale jest bardzo przyjacielska. Ostatnio po jeździe na Syrku jej też dawałam marchewkę. A potem nic nie miałam i po prostu ją głaskałam. Tak się do mnie przytulała i trącała mnie łebkiem :)





Tamto to wersja z 31 maja ok godziny 12.00
Edytowane o 19.54:
Niedawno wróciłam z jazdy :) Dziś jeździłam na Bakalii i było świetnie :D Oby szło mi tak dalej. Jeśli deszcz mi nie pokrzyżuje planów, to może wreszcie przed obozem chociażby zacznę galop :)
I zapomniałam się Wam pochwalić, że od wczoraj jestem prawie dorosła. Już szesnastka mi stuknęła. Wiem, stara jestem ;)

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 36

---Dwa tygodnie później---
~Wiki~
   Wszystko wreszcie zaczęło się układać. Tydzień temu Izz zdała na ZOJ i już obie miałyśmy jedną z najbardziej prestiżowych odznak jeździeckich. Robertowi udało się zebrać trochę datków na stajnię. Nie było tego dużo, ale wystarczająco, by rozpocząć budowę. Mimo to nie zrezygnowałyśmy z planowanego startu w mistrzostwach Polski, które odbędą się wczesną wiosną. Zawsze pieniądze się przydadzą tym bardziej, że pieniędzy nie starczy pewnie na całą stajnię.
Amanda też wreszcie dała nam spokój i nie widziałyśmy jej od czasów popisów na Kamisie.
   Jutro mamy jechać na obóz jeździecki. Ostatnio miałyśmy tyle problemów, że dopiero z zeszłym tygodniu rodzice mi przypomnieli o obozie, na który zapisałam się z Izą na początku roku. Miał to być dobry, prestiżowy obóz sportowy, na którym skoków uczy mistrz świata w tej konkurencji, a sportowe konie startują w zawodach w całym kraju. Miałam nadzieję poprawić swoje umiejętności jeździeckie. Jedyne, co mi się w obozie nie podobało to to, że nie możemy wziąć Dashy. Tzn. teoretycznie można przyjechać ze swoim koniem, ale Robert zasugerował, że zmiana wierzchowca dobrze nam zrobi, a Kara musi odpocząć. W końcu po ostatnich dwóch tygodniach ma za sobą dwa udane przejazdy na złote odznaki i (nie licząc odznak) prawie 30 godzin pod siodłem (jeździmy na niej około 2 godzin dziennie, ale czasem nawet dłużej). ,,Jeśli dołożycie do tego jeszcze kolejne dwa tygodnie obozu- powiedział Rob- to całkiem ją zamęczycie. Uznajcie czas obozu jako urlop dla niej, a dla was po prostu miła odmiana". Musiałyśmy przyznać mu rację.
   I zaczęły się przygotowania. Najgorsze pakowanie. Moja walizka była taka wielka... W końcu dużo w niej miałam. Samego stroju jeździeckiego było sporo. 3 pary bryczesów (białe, czarne i w kratę), 2 pary butów (sztyblety i czapsy oraz klasyczne oficerki), fraczek i cylinder (wolę skoki od ujeżdżenia, ale to drugie też musimy poćwiczyć). Do tego doszły jeszcze normalne ubrania i takie tam rzeczy typu ,,lepiej wziąć, bo może się przydać".
   Ostatniego dnia jeszcze udało nam się pojeździć na Dashy. Nie skakałyśmy, ale postanowiłyśmy wybrać się na przejażdżkę do lasu. Tym razem to Iza jej dosiadała, a ja wzięłam Chantell. Dojechałyśmy aż do jeziorka znajdującego się jakąś godzinę piechotą od schroniska, ale konno dojechałyśmy tam nawet szybko. Powygłupiałyśmy się trochę, ale w końcu musiałyśmy wracać do stajni... ekhm, to znaczy do schroniska. Puściłyśmy konie na pastwisko, ostatecznie pożegnałyśmy się z Dashą i wróciłyśmy do domu. Musiałyśmy się wyspać przed jutrzejszym wielkim dniem...
gify konie
Rozdział może nie jest najdłuższy, ale to taki wstęp przed tym, co będzie potem :)

A poza tym nie mam nastroju do pisania. Mam doła... Wczoraj doszłam do wniosku, że nigdy nie nauczę się jeździć konno :'( A na koniec mama stwierdziła, że może się do tego nie nadaję. Mówiła to trochę w żartach, ale mnie to nie śmieszy. Jeżdżę już od paru miesięcy, a ciągle morduję ćwiczebny i nic mi nie wychodzi. Teraz odkąd pan daje mi Syryjczyka, to nawet z anglezowanym mam problemy (on mocno wyrzuca) :'(
W końcu skończy się na tym, że mama w ogóle przestanie mi płacić za jazdy i będę musiała skończyć z końmi :"(

A właśnie... Pokażę Wam moje koniki.
To Syryjczyk (fotka z wczoraj).
A to Bakalia (fotka z lutego)

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 35


Uwaga!!!

Z góry zastrzegam prawo do podpisywania się pod tą notką komuś innemu.. Ja nie jestem jej autorką! Rozdział nr 35 na moją prośbę w całości, słowo w słowo, został napisany przez Aryę Drottning.  Piszę to na wstępie, abyście mogli od razu zwrócić uwagę na styl pisania (1000 razy lepszy od mojego) i żebyście od razu wiedzieli, że ta notka, (pod którą oczywiście widnieje mój nick) nie jest moja. A Tobie, Aryo, bardzo dziękuję. (: Notka bardzo mi się podoba i jest chyba najlepszą z notek na tym blogu (na równi z notkami Natiszki oczywiście, bo ona też świetnie pisała.) Czy tylko ja muszę być taką grafomanką? :'( Okay, to koniec z wywodami, skoro sprawa z prawami autorskimi jest załatwiona, zapraszam do czytania! :D
gify konie

~Wiki~

Oparłam głowę o szybę samochodu i patrzyłam na krople deszczu, które leniwie spływały po szkle. Mimo tego, że koło mnie siedziała Iza, nie odzywałam się. Mama prowadziła uważnie kierowała samochód w stronę stadniny Pferd, gdzie miał się odbyć nasz egzamin. Umówiłyśmy się z Robertem, że później przywiezie Dashę. 
Cały dzisiejszy ranek spędziłyśmy na nerwowym czyszczeniu załatwionego w pośpiechu sprzętu i doczyszczaniu Dashy, która jak na złość, postanowiła się cała ubłocić.  Kiedy wyglądała już jak koń,  zrobiłam jej koreczki na grzywie, a Iza uplotła pięknego kłosa na jej czarnym ogonie. 
Wszystko było już zaplanowane. Ja miałam zdawać dzisiaj, a Iza za niecały tydzień. Gdybyśmy zdawały tego samego dnia mogłybyśmy przemęczyć Dashę.
Mama skręciła na podjazd, który znajdował się przed stajnią. Niemal od razu wysiadłyśmy z samochodu. Nie panował tam szczególny ruch, bo egzaminy na odznaki miały zacząć się o 11.00, a my dotarłyśmy tam godzinę wcześniej. Jak zwykle zaczynały złote odznaki, a kończyły brązowe. Widziałam, że przy czworoboku kręciła się jakaś rudowłosa dziewczyna.
- Chodź, obejrzymy czworobok i parkur! - zawołałam do Izy i pociągnęłam ją za sobą. 
Warunki były niezłe, pomimo deszczu, który wcześniej padał. Na szczęście nie widać było żadnych kałuż ani błota. Na parkurze panowały podobne warunki, więc nie martwiłam się szcególnie o przejazd. Po chwili Iza spojrzała na zegarek.
- Mamy dużo czasu, może obejrzymy konie? - zaproponowała z uśmiechem. W odpowiedzi kiwnęłam głową. Tym razem to Iza pociągnęła mnie w stronę stajni. 
Budynek był dobrze utrzymany i czysty. Z obu stron spoglądały na nas ciekawskie łby wszelkich maści. Widać było, że to typowa stadnina sportowa. Każdy koń miał identyczny ciemnozielony kantar, a na każdym boksie znajdowała sie informacja o przebywającym w nim zwierzęciu.
- Edyp jest piękny! - zapiszczała Izz, widząc ciemnogniadego ogiera z gęstą grzywą i takim samym ogonem. Widząc ją prychnął i potrząsnął głową. 
- Masz rację - uśmiechnęłam się - Ale do Dashy mu brakuje.
- No, ba! - roześmiałyśmy się głośno nie zważając na stajennego, który się nam przyglądał. Gdy wyszłyśmy ze stajni zauważyłam, że przyjechało już kilka osób, które teraz kręciły się po parkurze lub czworoboku.
- Wiki, Dasha już przyjechała - oznajmiła moja przyjaciółka.
- Jakaś ty błyskotliwa - Żartobliwie wywróciłam oczami i podeszłam do samochodu Roberta.
- Cześć! - zawołał, otwierając szybę Toyoty. - Wyprowadzicie konia?
Skinęłam głową i otworzyłam małe drzwiczki przyczepy. Dasha przywitała mnie cichym rżeniem. Pogłaskałam ją delikatnie po pysku i wyprowadziłam z otwartej przez Izę przyczepy. Klacz nie była nawet spocona po podróży, ale zdenerwowała się gdy przechodziła obok innej gniadoszki, która była prowadzona przez jakąś dziewczynę. 
- Siodłamy? - zapytała Iza, gdy przywiązałam Dashę. 
- Pewnie. Załóż jej ochraniacze, ok?
Sama poszłam po siodło skokowe, które udało mi się pożyczyć od znajomej oraz po kombinowane ogłowie, zdobyte z tego samego źródła. Jedynie błękitny czaprak i czarne ochraniacze należały do nas. 
Osiodłaną hanowerkę zostawiłam pod opieką Izy, a sama poszłam wypytać o kolejność. Okazało się, że jestem jedyną kandydatką do złotej odznaki jeździeckiej. Oprócz tego dwie osoby zdawały na srebro i sześć na brąz.
gify konie
Wjechałam na czworobok na luźnej wodzy, a następnie zatrzymałam sie na środku i skłoniłam przed komisją. Nie byłam pewna czy to konieczne, ale wolałam nie ryzykować. Poleciłam Dashy stęp przy którkiej ścianie. Najpierw stępowałam na długiej wodzy, pozwalając klaczy na swobodne wyciągnięcie szyji. Następnie skróciłam wodze i zrobiłam kilka kół i zmian kierunku, aby Dasha zaczęła czekać na moje polecenia. Podczas kłusa robiłam podobne ćwiczenia. Dodałam tylko wolty i półwolty. Na koniec rozgrzewki zagalopowałam w obie strony, zmieniając kierunek przez kłus. W galopie zrobiłam koło, aby sprawdzić czy Dasha na pewno mnie słucha. Jeszcze tylko kontralop i ustępowania. To pierwsze ćwiczenie wykonałam po chwili stępa. Następnie pozwoliłam Dashy na chwilę stępa swobodnego, który zakończyłam żuciem z ręki. Gdy zebrałam wodze hanowerka ochoczo ruszyła do przodu, czekając na dalsze wskazówki. Nadal jadąc stępem wykonałyśmy ustępowanie od łydki. To samo ćwiczenie powtórzyłyśmy w kłusie. 
Po wszystkim znów zatrzymałam Dashę w punkcie X i ukłoniłam się. Zsiadłam z konia i wyprowadziłam z czworoboku. Później podeszłam z nią do komisji, aby zaprezentować poprawne wsiadanie na konia. Na szczęście Dasha się nie kręciła, więc wszystko poszło bez problemów.
- Jak mi poszło?  - zapytałam jedną z kobiet w komisji.
- Zdane - odpowiedziała krótko.
Odetchnęłam z ulgą. Najgorsze już za nami.
gify konie

Dasha wjechała na parkur z podniesioną głową. Rozglądała się strzygąc uszami i wprost nie mogła się doczekać chwili startu. Po przekroczeniu linii startu popędziłam ją do kłusa i skierowałam na pierwszą przeszkodę. Po przeszkodzie od razu pokierowałam ją na stacjonatę oznaczoną numerem dwa. Później skierowałam ją galopem znów do pierwszej przeszkody. Obok niej przeszłam do kłusa i nakierowałam Dashę na szereg typu skok - wyskok.  
Dalsza część poszła już z górki. Kolejne przeszkody Dasha przefrunęła ze sporym zapasem. Po przejechaniu mety musiałam jechać kawałek galopem i zmienić nogę przez kłus. Na długiej ścianie najpierw kłus anglezowany, później ćwiczebny i do stępa. Na koniec żucie z ręki i ukłon. 
- Zdałaś! - wykrzyknęła Iza - Przed chwilą pytałam komisję!
Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się. Jeszcze tylko teoria, ale na nią muszę poczekać. Zsiadłam z Dashy i przytuliłam się do jej ciepłej szyi.
- Dobra robota - szepnęłam do niej.
gify konie

Postanowiłyśmy obejrzeć inne przejazdy. Dziewczyna, którą wcześniej widziałyśmy zdawała na srebrną odznakę. Dosiadała gniadej klaczy, przez którą Dasha się denerwowała. Niestety nie wszystkie egzaminy były zdane. Druga dziewczyna przystępująca do srebra nie zdała ujeżdżania, a chłopiec z brązowej spadł podczas skoków. 
Teorię zdawaliśmy w grupach po 2 - 3 osoby. Ja miałam odpowiadać razem z dwoma dziewczynami, które zdawały dziś na srebro. Egzaminatorka wyraźnie się na mnie uwzięła. Zadała chyba dwanaście pytań. Od przepisu na mesz, po przyczyny chorób układu kostnego konia. Na szczęście udało mi się odpowiedzieć na wszystko. Egzaminatorka niechętnie wypisała mi papier. 
Gdy pozostałe dziewczyny zostały odpytane wyszłyśmy razem z siodlarni, w której odbywała się część teoretyczna. 
- I jak? - zapytały mama i Izz.
- Mam złotą! - oznajmiłam i pozwoliłam się wyściskać.
Nie mogłam w to uwierzyć. Zdałam na Złotą Odznakę Jeździecką...
gify konie
A więc jak Wam się podoba? Komentujcie śmiało, ale laury nie należą się mnie ;)

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 34

~Wiki~

  Robert wsparł się pod boki i odchrząknął.
-Byłem na sto procent pewien, że zamknąłem bramę- powiedział.- Czy jednak zapomniałem?
-Ja nic nie wiem- powiedziałam sarkastycznie z uśmiechnęłam.
-Nie przez takie płotki się przechodziło- roześmiała się Iza, dając mu jasną odpowiedź- Robercie, możemy potrenować z Dashą? Do zawodów jeszcze ponad półtora roku, ale musimy zdać na złoto, a ona się za bardzo leniła. Wyszła całkiem z formy. Myślisz, że nie jest jeszcze za późno? No bo jest w ciąży. Ale moim zdaniem...- wszystko to powiedziała na jednym oddechu i była skłonna mówić dalej.
-Spokojnie- przerwał jej Rob.-Nie pytajcie, czy możecie ją wziąć, bo to wasz koń. Myślałem, że już to ustaliliśmy. I sądzę, że nie jest za późno. To dopiero drugi miesiąc.- chciałyśmy już odejść, ale Robert jeszcze dodał- i musicie jeździć na bez niczego, bo cały rząd doszczętnie spłonął.
Dla mnie nie był to żaden problem. Kochałam jazdę na oklep. Ale jego głos zabrzmiał tak smutno, że miałam ochotę się rozpłakać.
gify konie
Możemy poskakać dziewięćdziesiątkę- powiedziałam, mając na myśli wysokość przeszkód, bo takie najwyższe będą na egzaminie- czekałam, kiedy Iza spyta, czy nie mam ochoty skakać przez prawie półtora metra wzwyż*, ale pytanie nie nadeszło-Tym razem wolałabym nie skakać przez metr czterdzieści. Niezbyt rozluźniłam sytuację, ale było dobrze. Ustawiłyśmy parkur patrząc dokładnie na rozkład ze złotej odznaki, który wczoraj wydrukowałam.
-Skaczę pierwsza- oznajmiłam, wskakując na Dashę [bez skojarzeń xD- dopisek Sydney].
Udało mi się pokonać tor bez większych problemów, ale nie dało się ukryć, że Dasha wyszła z formy. Obie wyszłyśmy... Bez problemów nie oznacza bezbłędnie. Bo bezbłędnie akurat nie było. Zrzuciłyśmy dwa drągi.  Jednak obeszło się bez upadków. A Iza od razu poprawiała przeszkody, także jak zatrzymałam się na naszej umownej mecie, po zrzutkach nie było już ani śladu. Jednak wiedziałam, że mogło być lepiej.
-Przejedź jeszcze raz- poleciła Iza.
Nie miałam zbytnio ochoty, ale zgodziłam się. I drugi przejazd był bezbłędny. Zeskoczyłam na ziemię. Była kolej Izy. Ona za pierwszym razem przejechała bezbłędnie.
-Widzisz?- spytała triumfalnie.- A jednak można- wiedziałam, że ma na myśli perfekcyjny przejazd.
-Ha!- prychnęłam.- Rozgrzałam ci konia.
gify konie
Najbliższe egzaminy na odznakę miały się odbyć za tydzień w Pferdzie. Zapisałyśmy się na nie i postanowiłyśmy spędzić ten czas na treningach. Musiałyśmy zdać egzamin.
Wieczorem, gdy klacz odpoczywała, my z resztą też, postanowiłyśmy popracować nad teorią. Podłączyłyśmy się do wi-fi i ,,zakuwałyśmy", chociaż praktycznie nie było pytania, na które byśmy nie odpowiedziały.
Miałyśmy już się zbierać do domu, kiedy doczekałyśmy się niechcianego gościa. Kamis galopował łeb w łeb z Great Blue prosto na ogrodzenie i w ogóle nie zwalniali. Co oni wyprawiają?, pomyślałam. Amanda i Dagmara mogłyby tak porządnie przefikołkować nad ogrodzeniem, ale koni, nawet mimo wszystko Kamisa, było mi szkoda. Wtedy spowolniła go do kłusa i ogier skoczył. Amanda miała co do niego rację- był to wspaniały koń. Chociaż ogrodzenie w tym miejscu było niższe i miało maksymalnie 1.7 m, skok był bardzo imponujący. (Great zahamowała gwałtownie, Dagmara ledwo się utrzymała i postanowiła jechać na około przez bramę.)
-Skąd ona bierze te konie?- sapnęłam z podziwem.
-Kupuje- odpowiedziała Iza, jakby to było najbardziej oczywiste. Amanda zatrzymała konia przed nami tak gwałtownie, jak w reiningu, wzbijając tumany kurzu. Zakasłałam.
-Czego tu chcesz?- spytałam ostro.
-Przyszłam z Kamisem alimenty zapłacić- zaczęła dość dramatycznym tonem, ale sarkazm wisiał w powietrzu. Kiedy tylko Dagmara do niej dołączyła, obie wybuchnęły śmiechem.- Wikuś kochanie- zacisnęłam pięść i miałam ochotę się na nią rzucić, ale byłam ciekawa, co powie dalej.- Nie macie tu nawet stajni. Może chciałabyś jeździć w Green Trees? Dałabym ci na własność Karka. Mogłabyś na nim jeździć i się rozwijać jeździecko.
-A co TY byś chciała w zamian?- warknęłam przez zęby.
-Co za kompletny brak zaufania! Nic nie chcę. Wystarczy, że będziesz jeździć u nas, nawet jazd nie musisz prowadzić. Jedynie będziemy razem startować w zawodach na konto Green Trees.
-Aha! To o to ci chodzi! Nie na rękę ci jest po prostu konkurować ze mną. To dlatego podpaliłaś stajnię?! Chciałaś pozbyć się konkurencji, a złamanie nogi broszki to dla ciebie za mało, bo my się nie poddałyśmy. Wtedy liczyłaś zwycięstwo na siebie, a teraz liczy się wygrana kogokolwiek ze stadniny.
Dagmara i Izabela siedziały cicho i przysłuchiwały się naszej kłótni. Wtedy wtrąciła się Iza:
-Ale Broka to był przypadek...
-Tak myślisz?- spytałam.- Klacz może i wcześniej się wybiła, ale ktoś jej w tym pomógł. Rozmawiałam kiedyś z panią Agnieszką i dokładnie opisała mi jak wyglądał wypadek.
-Am!- Dagmara aż stanęła w strzemionach.- To prawda?
-Niee- kazała Kamisowi stanąć dęba. Górując nad nami dodała jeszcze:- Niczego mi nie udowodnicie.
Zawróciła konia i pogalopowała w stronę swojej stadniny. Dagmara pojechała za nią.
-Wypadek Broszki, po którym z resztą dosiadający jej jeździec, który ledwo przeżył nie może już jeździć konno- podsumowała Iza- i pożar, w którym konie prawie spłonęły... razem z nami... Ona jest niebezpieczna.

* mowa tu o wypadku Wiki (patrz: rozdział 12)

gify konie
Huehuehue. Końcówkę z Amandą wymyśliłam chwilę przed napisaniem go (kiedy chciałam skończyć, a stwierdziłam, że jest ciut mało [bo od 2-gich koników]) . Ale jak pisałam o popisach Kamisa nie wiedziałam jeszcze, że poruszę temat wypadku Broki, który wymyślałam dosłownie w momencie pisania. ;)

Wybaczcie ten dopisek, ale nie mogłam się powstrzymać (tym bardziej, że chwilę wcześniej musiałam znaleźć rozdział z pokryciem Dashy, bo straciłam rachubę czasu), a potem mama mi dokuczała -,- Ja sobie puszczałam piosenkę z ,,Mój brat niedźwiedź" pt. ,,Już nic, już nikt" [miałam akurat passę na piosenki this type, a jak mi się coś zachce, to muszę to mieć ;) ], a mama się doszukiwała różnych ukrytych znaczeń. Najpierw na tekst niedźwiedzia ,,Koda, tak bardzo bym chciał..." stwierdziła: ,,Czego by chciał?[...] Myślisz, że dwa misie nie mogą... chcieć?". A pod koniec stwierdziła, że jest tojak piosenka z oazy. Jej przeróbka: ,,Ty wierzyłeś mi, ja zawiodłem cię i proszę o pokutę" xD Śmiałam się, że bardzo szybko jej myśli trafiły spod domu publicznego do kościoła. xD

Mam do Was prośbę. Pomożecie? (w pracy domowej z polaka)
Ćw
Odszukaj internetowy dziennik (tj. blog w rodzaju pamiętnik- dopisek Sid) znanej osoby, np. aktora, dziennikarza, sportowca, muzyka. Napisz w zeszycie krótki komentarz dot. tego blogu.
Może znacie jakieś takie blogi? Mi nic nie przychodzi do głowy -,-

A na (przedostatni) koniec:
Jak Wam się podoba szablon bloga. Oczywiście dziękuję za niego GoldenlLeaf z szabloniarni malach-tow :)

A na koniec:

Mam Gleadra z ,,Brisingra" :)
I dam jeszcze jakiegoś koniaka...














Jak zwyklę koń o wiele gorszy od smoka, ale tam... ;) To jest skaczący oldenburek. :)

Hej, a pod ostatnią notką pytałam Was jakie tło byłoby najlepsze pod obrazek ,,Karo". Nikt nie odpowiedział ): A więc? ;)

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 33

---2 tygodnie później---

~Wiki~

Krople deszczu bębniły rytmicznie o szkolny parapet. Brzmiały jak setki malutkich koników galopujących po betonie.W takich chwilach jak ta przyjemnie było siedzieć w szkole. Odkąd nie ma stajni nie mogłybyśmy siedzieć z końmi, bo byśmy całkiem przemokły. A w domu? Nie mam tam nic do roboty. Pozostawało mi tylko albo słuchać tego, co gada nasza historyczka, albo pogrążać się w myślach wyglądając przez okno. Wybrałam to drugie. Wtedy poczułam, że Iza pod ławką kopnęła mnie w łydkę. Spojrzałam na nią wilkiem, ale nie trwało to długo, bo zaraz zauważyłam klasę patrzącą w moją stronę, a także stojącą przede mną z założonymi rękami nauczycielkę, która patrzyła na mnie tak, że musiałam spuścić wzrok.
-A więc jak?- nauczycielka wyglądała na mocno zirytowaną.
-A... jakie było pytanie?- spytałam niepewnie.
Po klasie rozniosło się kilka chichotów.
-A co ty robiłaś przez ostatnie dwadzieścia minut?
-Przepraszam, zamyśliłam się.
-Zauważyłam. Pytałam, co było bezpośrednią przyczyną wybuchu pierwszej wojny światowej.
-A bo Hitlerowi coś odbiło i...- próbowałam jakoś z tego wybrnąć, ale huk śmiechów nie pozwolił mi mówić dalej.
Iza z politowaniem pokręciła głową.
-Dobrze...-zaczęła nauczycielka- ale o prawie trzydzieści lat za późno. Słuchaj Maj- (jak ja nienawidzę, kiedy mówią do mnie po nazwisku)- Jeśli przyniesiesz mi na jutro referat o pierwszej, powtarzam PIERWSZEJ wojnie światowej, może puścimy to w niepamięć.
-Ale jutro nie mamy historii. Na szczęście, bo nie zdążę tego napisać do jutra...
-To nic. Znajdziesz mnie na korytarzu. A z pisaniem dasz radę. Chyba, że wolisz dostać pałę z historii na tydzień przed wystawieniem ocen.
Skinęłam głową.
Pewnie, i tak w taką pogodę nie mam nic lepszego do roboty.
gify konie
Złośliwość rzeczy martwych, pomyślałam, gdy po południu, po zmianie przemoczonego ubrania chciałam siąść do lekcji i oślepiło mnie wychodzące zza chmur słońce. Rozłożyłam na łóżku zeszyty segregując je na ,,muszę odrobić" i ,,chowam do szuflady". Zadowolona stwierdziłam, że do napisania mam jedynie durny referat, na który nie zasłużyłam. Niektóre osoby nawijają jak kataryny, a ja przez całą lekcję się słowem nie odezwałam, a i tak mi się oberwało. Wtedy do pokoju wpadła Egri. Z rozpędem wskoczyła na łóżko, zrzucając z niego wszystkie zeszyty.
-Masz rację, piesku- pogłaskałam ją po grzbiecie.- Nauka nie ucieknie.
Pobiegłam do salonu.
-Mamo, zawieziesz mnie na Sudów?
-Pewnie, Wiki- uśmiechnęła się, wstając sprzed telewizora.- A lekcje odrobione?
-Emm... tak.
Zapytałam Izę, czy chce z nami jechać. Dwie minuty później była już pod moim domem. Pewnie zajęłoby jej to krócej, ale musiała spakować sprzęt do jazdy.
Gdy dojechałyśmy, na terenie schroniska nie było nikogo. Psy pozostawały zamknięte w swoim kojcu, a konie na ujeżdżalni. Ogrodzenie schroniska też było zamknięte.
-Chyba nikogo nie ma- zauważyła mama.
-Nie szkodzi- odparłam szybko.- Damy sobie radę. To pa- dałam jej delikatnie do zrozumienia, że może jechać- Przyjedź po nas o szóstej.
-Ok, do zobaczenia, dziewczyny.
Odprowadziłyśmy wzrokiem odjeżdżający samochód.
-Jak zamierzasz się tam dostać? -Spytała Iza.
-Nad ogrodzeniem- puściłam do niej oczko, a ona spojrzała na mnie wzrokiem: ,,chyba zwariowałaś!"- Nie jest aż tak wysoko.
W połowie wysokości ogrodzenia był poziomy pręt, a na samej górze brakowało ostrego zakończenia. Oparłam więc jedną nogę na poziomym pręcie, wybiłam się w górę, drugą nogę postawiłam na samej górze i zręcznie zeskoczyłam na equilandową ziemię. Iza stała tam, gdzie ją zostawiłam.
-Dalej, babciu- zawołałam, starając się ją zdenerwować.- A może wrócić do ciebie i cię podsadzić?
-Hympf- mruknęła i poszła w moje ślady.
Przywitało nas radosne rżenie Dashy. Tak bardzo miałam ochotę sobie pojeździć, ale wejście na posesję to jedno, a zabranie konia to drugie. Nie odważyłabym się tego zrobić bez wiedzy i zgody Roberta. Siadłyśmy na ogrodzeniu ujeżdżalni.
-Jak myślisz, kto to zrobił?- spytała Iza wskazując resztki stajni. Nie odpowiedziałam.- Myślisz, że to Olga?
-Olga? Niee- wymusiłam lekki śmiech.- Może była na nas ciut zła, ale ona jest sympatyczna. Nawet ją lubię.
-Czy my rozmawiamy o tej samej Oldze?- Iza uniosła brew.
-Oj, daj spokój. Nie jest taka zła. Jest leniwa i brak jej naszej pasji, żeby nawet obornik z uśmiechem mogła wywozić, ale nie chciała, by koniom się coś stało.
-Ale przystawiała się do twojego chłopaka.
Z całej siły przyładowałam Izie łokciem w bark. Poleciała na dół, między konie, które rozbiegły się uniemożliwiając jej ,,miękkie lądowanie" na grzbiecie któregoś z nich.
-Jeszcze raz nazwij Bartka moim chłopakiem, a rzucę cię Dashy na pożarcie- wycedziłam przez zęby.
-Powiedziałaś ,,Bartek"-uśmiechnęła się złośliwie, wstając z ziemi.- Mogło być ,,Bartuś", ale też brzmi sympatycznie.
-Milcz- warknęłam.
Nie miałam zamiaru pozwalać, by Izka się ze mną drażniła. Chociaż, mimo naszej przyjaźni, często sobie docinałyśmy w żartach, na punkcie Bartosza byłam szczególnie drażliwa.
Zobaczyłam samochód Roberta podjeżdżający pod bramę, więc zeskoczyłam z ogrodzenia i postanowiłam skończyć temat.
gify konie
Nie mogłam się powstrzymać z tą odpowiedzią Wiki (to na lekcji). ;) Kilka tygodni temu moja koleżanka nieźle się popisała na kartkówce. Aż pani czytała na głos. Pytanie: ,,Kto był przywódcą powstania styczniowego?", odpowiedź: ,,Przywódcą powstania styczniowego był Putin." xD Klasa miała niezłe zbity, a jedna dziewczyna do dziś woła na nią Putin ;) Spoko, zważywszy na to, że ,,przecież Putin żyje" (jak to podsumowała historyczka), a powstanie styczniowe było w XIX w. xD

A rozdział jest dosyć krótki i, użyję tu sławnego w naszym gronie zwrotu, "niczego nie wnosi", ale chciałam już go opublikować ;)

Hmm... Dzisiaj miałam jechać na konie, ale PADAŁO! -,- Miałam jeździć po 2 razy w tygodniu, a zważywszy na to, że już dwie jazdy mi przepadły (jedna dziś, a druga w sobotę bo miałam dni otwarte w liceum), to powinnam jechać dwa tygodnie po 3 razy. Yhm, ciekawe, czy mama by poszła na coś takiego. Finansowo wychodzi na jedno, a  jej też zależy, żebym przed obozem nauczyła się jeździć. Muszę z nią pogadać :D

Ostatnio (w piątek przed egzaminami) nieźle się popisałam na historii. Rysowałam sobie konika na lekcji (na końcu zeszytu), bo mi się nudziło. A siedziałam w pierwszej ławce przy biurku. W pewnej chwili pani spojrzała na mnie i zamknęłam zeszyt, ale za późno. Nie obeszło się bez komentarza: ,,Marika, weź mi tu nie rysuj Kasztanek Józefa Piłsudzkiego, tylko słuchaj." Wszyscy wybuchnęli śmiechem (a koleżanka obok mnie robiła to samo i nic jej pani nie powiedziała -,-). Na szczęście mało komu chciało się siedzieć na ostatniej lekcji w piątek i było tylko 10 osób.

A'propos rysunków, coś Wam obiecywałam. Proszę bardzo. Z pewnych przyczyn (które podam pod bohomazami), niektóre są specjalnie dedykowane. Dziś będą 4 rysunki, w tym 2 z dedykiem. A więc:


,,Firnen" dla Aryi Drottning (już Ty dobrze wiesz, dlaczego ;) ) A, jakbyś pytała, pomalowałam tło na zielono- zamiast smoka- bo przy malowaniu łuski by się rozmazały, a nie mogłam zostawić wszystkiego białego, bo smok się zlewał z tłem :)


,,Knabstrup" dla Koniowatej (w końcu doczekałaś się i możesz zobaczyć... konia bez kolan :-O [ xD ].Jest jedynie łokieć na jednej nodze ;) )


A to (dedyk dla wszystkich) ,,Mustang"- pierwowzór Dashy. Zanim zaczęłam pisać bloga obmyślałam historię, a jej głównym bohaterem (na miejscu Dashy) był ogier pinto o imieniu Mustang. Potem stwierdziłyśmy, że lepsza będzie klacz, więc jest klacz, a chciałyśmy, żeby koń był dobry w skokach, więc dałyśmy hanowerkę :)


,,Karo"  dedykowany wszystkim. :) A o nim to jest dłuższa historia. Ostatnio zaczęłam pisać książkę i, jeśli wytrwam do końca i będzie dość dobra, mooooooooooooooooooże kiedyś ją wydam. Jeśli nie- będziecie mięli kolejnego badziewiastego bloga mojego autorstwa do czytania :P Głównym bohaterem książki będzie ogier fryzyjski Karo. A rysunek ma być okładką książki (na którą dziś sobie kupiłam zeszyt, bo nie chce mi się włączać kompa za każdym razem, jak będę miała ochotę sobie popisać ;) )
PS jakie tło by Wam tu pasowało? Myślałam o jakimś ciemnym, jak np. w ,,Dziedzictwie (które pozowało do pierwszego rysunku):

ale ledwo udało mi się rozróżnić nozdrze, sierść i grzywę. A bardzo jasne mi nie pasuje. A więc co myślicie? Pytam konkretnie o kolor i odcień :)

Następna partia przy następnej notce. Chcecie? Czy lepiej nie zaśmiecać serwera?



1~~~https://encrypted-tbn3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRxtbTFngzmGY6k4v1M6mhxUD8Nk2agAEvuYsjas6UM3lzecQsLrg~~~