Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 12

~~Wiki~~
  Następne kilka tygodni w schronisku upływało nam zawsze tak samo. Czyściłyśmy konie, pracowałyśmy z nimi, a na końcu trenowałyśmy Dashę- z ziemi i pod siodłem. Ale wciąż nie odważyłyśmy się zabrać jej w teren. Zdążyłyśmy się też zaprzyjaźnić z Bartkiem i Kubą. Szczerze mówiąc nigdy nie czułam jakiejś wielkiej potrzeby przebywania w towarzystwie płci przeciwnej. Z zażenowaniem słuchałam o ,,romansach" moich koleżanek, jednak sama jeszcze nie miałam chłopaka. Ale przy nich czułam się bardzo dobrze. Często podczas pracy rozmawialiśmy ze sobą albo żartowaliśmy. Chociaż ,,żarty" Bartka, w których się z nas nabijał często sprawiały, że miałam ochotę polecieć do niego z pięściami. Kuba był spokojniejszy, ale śmiał się równie głośno jak jego brat. W końcu nauczyłyśmy się śmiać nawet z naszych upadków.
  Wyprowadziłyśmy Dashę z jej boksu i puściłyśmy ją na ujeżdżalnię. Postanowiłyśmy trochę pojeździć na niej na oklep. Jedynym sprzętem, którego użyłyśmy było ogłowie. Zamierzałam nie używać wodzy, ale rzadko miałam okazję kierować konia samym dosiadem, a nigdy bez żadnego sprzętu. Bezpieczniej będę się czuła ze świadomością, że w każdej chwili będę mogła ściągnąć wodze, które teraz leżały na kłębie. Podprowadziłam Dashę trochę bliżej ogrodzenia, na które sama się wspięłam. Najlżej jak potrafiłam siadłam jej na grzbiecie. Stała posłusznie dopóki nie wydałam komendy ruszenia. Stępowałam chwilę po większej ujeżdżalni.
-Spróbujesz szybciej?- spytała Iza.
W odpowiedzi dałam łydkę, ruszając kłusem.
-A galop?- do obserwującej mnie przyjaciółki dołączył Jakub.
-Gdzie zgubiłeś brata?- spytałam, zaczynając galopować. Wolałam Bartka, mimo jego złośliwości.
-Pomaga ojcu przy koniach, a mnie tu przysłali, żebym was dopilnował, żeby przez te wasze głupie pomysły Dasha nie zrujnowała całej stadniny.
-Bardzo śmieszne- fuknęłam.- A jeśli o głupich pomysłach mowa: ustawi mi ktoś stajonatę na środku ujeżdżalni? Może być na metr.
Iza to zrobiła.
Przeskoczyłam przeszkodę, potem odjechałam od niej i elegancką półwoltą wróciłam, po czym znów przeskoczyłam przeszkodę, tyle że tym razem od złej strony. Skakałam przez nią jeszcze z pięć razy aż mi się znudziło.
-Podwyższycie ją?- spytałam.
-O ile?- Iza podeszła do stacjonaty.
-Czterdzieści centymetrów?
-Wiki, to nie jest dobry pomysł...- zaoponowała przyjaciółka.
-Za wysoka jak na jazdę bez siodła- poszedł jej z pomocą Kuba.
-Nie raz przez takie skakałam. A w siodle czy bez niego- co za różnica?
Izka bez przekonania podniosła drąg i zeszła z ujeżdżalni.
Naprowadziłam Dashę na przeszkodę. Chociaż najazd był bardzo udany, nawet najechałyśmy prostopadle na przeszkodę, klacz nie zamierzała skoczyć. Po prostu z kłusa przeszła do stępa, a ze stępa do zatrzymania. Zrobiła to tak delikatnie, żebym nie spadła, ale co z tego, skoro nie skoczyła? Zawróciłam i najechałyśmy jeszcze raz. Tym razem klacz po prostu skręciła unikając przejazdu. Zobaczyłam, że do grona widzów dołączyli też Bartek i Robert.
-Jesteś chora?- zniżyłam głos, żeby usłyszała mnie tylko klacz. Pytałam jak najbardziej szczerze. Dasha, która tak usilnie unika skoku, nie może być naszą Dashą, która skoczyłaby nawet wtedy, gdyby wiedziała, że na pewno połamie sobie nogi.- Spróbujemy jeszcze raz. Teraz skoczysz, dobrze?
Dasha jakby w odpowiedzi pokręciła głową, tak jak zwykle odgania muchy, i zarżała cicho. Poklepałam ją po szyi. Tym razem musi się udać!
Maksymalnie się rozluźniłam, byłam gotowa wyczuć każdy sygnał, informujący o ponownej próbie ucieczki Dashy. I się udało. Kilka metrów przed przeszkodą poczułam, że mięśnie klaczy lekko się napięły, a nogi zaczęły robić mniejsze kroki. Zaraz zwolni, pomyślałam. Zareagowałam błyskawicznie. Dałam łydkę na tyle delikatnie, żeby klacz nie zagalopowała, ale wystarczająco, by pokrzyżować jej plany. Zdezorientowana klacz odbiła się w odpowiedniej odległości przed przeszkodą, a ja w ułamku sekundy zrozumiałam, że to była najgorsze decyzja w moim życiu. Ona nawet nie trąciła drąga, przynajmniej nie usłyszałam dźwięku, który wydają końskie kopyta uderzające w drewniany drąg. Nic nie słyszałam. W chwili, gdy klacz się odbiła, ja straciłam równowagę.  A kiedy przeleciała nad przeszkodą, ześliznęłam się z jej grzbietu i poleciałam wprost na przeszkodę z trzema drągami. Czas płynął nie miłosiernie powoli, więc coś, co musiało trwać nie dłużej niż dwie sekundy, dla mnie trwało całe godziny. Na szczęście miałam na głowie toczek. Ostatnią rzeczą, o której pomyślałam było bezpieczeństwo Dashy, mogłam tylko mieć nadzieję, że jest cała, a potem uderzyłam głową o drągi i straciłam przytomność.
gify konie
  Otworzyłam oczy i zamrugałam niepewnie. Gdzie ja jestem, zastanawiałam się. Jedyne, co teraz widziałam to biały sufit. Nie miałam siły się podnieść, a moja głowa pozostawała unieruchomiona przez coś dziwnie sztywnego dookoła szyi. Moje myśli były powolne, więc dość długą chwilę zajęło mi zrozumienie, że to kołnierz usztywniający, a ja najpewniej jestem w szpitalu. Do prawej ręki miałam podłączoną kroplówkę. Teraz mogłam tylko leżeć i czekać aż ktoś pojawi się w moim polu widzenia. Chociaż miałam ochotę krzyczeć. Zapytać o wszystko co leży mi na sercu. Ile byłam nieprzytomna? Czy jestem cała? Kiedy wrócę do domu? I najważniejsze: co z Dashą?
Pierwszą osobą, którą zobaczyłam była mama. Zadałam jej te pytania, omijając Dashę. Jak się dowiedziała o moim wypadku, pewnie nie dopytywała o klacz, a teraz pytanie o Dashę- konia, który według niej był winny mojemu wypadkowi- tylko by ją rozzłościło. Już ja znam moich rodziców.
-Minęły dwie doby- odparła mama.- Nic większego ci się nie stało, na szczęście. Lekarze powiedzieli, że miałaś więcej szczęścia niż rozumu. Wyszłaś z tego jedynie z lekkim wstrząśnieniem mózgu. Nie wiem, kiedy wrócisz, ale najpewniej potrzymają Cię tu jeszcze ze dwa dni- zrobiła dłuższą pauzę po czym dodała:- Coś ty sobie myślała?! Jak zadzwonił do mnie ten właściciel schroniska i zobaczyłam cię nieprzytomną, a potem usłyszałam od lekarzy, że ten wstrząs mózgu to najlepsze, co mogło ci się stać po takim upadku... Czy ty czasami myślisz, co robisz?! Znosiłam te twoje kontuzje jeździeckie, kiedy jeździłaś w Świecie Rumaków pod okiem wykwalifikowanej instruktorki, ale tym razem dość tego! Albo wracasz do normalnej stadniny, albo z końmi koniec!
Wyszła z sali zostawiając mnie samą. I nie wspomniałam o Dashy, a i tak mi się oberwało, pomyślałam z rezygnacją. Ale nic sobie z tego nie robiłam. Za każdym razem, gdy spadłam z konia albo ktoś spadł dostawałam wykład ,,jakie to konie są niebezpieczne", który zawsze kończył się szlabanem na jazdę... zawsze jednak zostawał odwieszony. Nie wiedziałam, jak będzie teraz...
  Później do sali weszła Iza w towarzystwie Kuby i Bartka.
-Tym razem przegięłaś, młoda- oznajmił na wstępie.
-Też cię miło widzieć, Bartuś- odparłam sarkastycznie.
-Ciebie to śmieszy?! Omal się nie zabiłaś! Gdyby mnie tam nie było wieszałbym psy na koniu, ale byłem i patrzyłem. Przecież ty ją zmusiłaś do skoku! Masz szczęście, że tylko ty spadłaś, bo jakby ona upadła na ciebie prosto w te drągi, to wątpię, żeby którakolwiek z was to przeżyła!
Przeczekałam ten napad złości w milczeniu. Chociaż Bartkowi mogło się wydawać, że po prostu nie wiem, co odpowiedzieć i go zignorowałam, tak nie było. Nienawidziłam siebie przez to. Sobie mogłam zrobić wszystko, nawet z narażeniem życia, ale przez moją głupot omal nie ucierpiała Dasha. Po chwili Izabela posłała niecierpliwe spojrzenie chłopakom, a oni skinęli ze zrozumieniem głowami i zostawili nas same.
-Czyli masz szlaban na konie?- spytała Iza smutno.
-Nie, tylko na te schroniskowe- odparłam, starając się unikać jej wzroku, bo czułam, że zaraz się rozkleję.- Słyszałaś?
-Czekaliśmy zaraz za drzwiami. Trudno było nie usłyszeć... Masz zamiar wrócić do Świata Rumaków?
-Nie!- odparłam stanowczo.- Z tamtą stadniną pożegnałam się na dobre. Poza tym często miałam zakaz jeżdżenia, który nie trwał zbyt długo. Tym razem też im przejdzie... mam nadzieję. Wiem jak sceptycznie podchodzą do tych koni ze schroniska- dzikich, zaniedbanych, ze złą przeszłością- ale one są częścią mnie i rodzice muszą ich zaakceptować. Muszą!
  Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, jednak ta rozmowa nie cieszyła mnie tak jak zwykle. 
Potem przyszedł tata i on tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że muszę zapomnieć o Dashy, Wesuviu, Nell, Chantell, Vancouwerze, Joyu, Disneyu i innych koniach. To moja dłuższa wersja, bo w ustach ojca brzmiało to krócej: ,,Więcej nie pojedziesz do schroniska".
  Kiedy wreszcie wszyscy mnie zostawili, zresztą na moje wyraźne życzenie, miałam czas dla siebie. Wzięłam notatnik przyniesiony mi przez rodziców i ołówek. Chciałam porysować. To, zaraz obok jazdy konnej, było moją wielką pasją. Nawet nie wiem kiedy kilka kresek stworzyło niezłą podobiznę Dashy. Uwzględniłam nawet takie szczegóły jak: gwiazdka, chrapka, skarpetki... A na górze podpisałam: Dasha.
Jeszcze do ciebie wrócę, kochanie, pomyślałam.

gify konie
Mam nadzieję, że może być. Szczerze mówiąc po wypadku nie bardzo wiedziałam o czym pisać, ale wydawało mi się, że będzie za krótko, więc dodałam jeszcze kilka scenek w szpitalu. (:

To piosenka,która mi się ostatnio spodobała. Znałam ją już kiedyś, ale jakoś nie zwróciłam na nią uwagi. A teraz dowiedziałam się, jak się nazywa i puszczam ją sobie na Youtubie nie dając wytchnienia replay'owi. ;)

3 komentarze:

  1. Niezły zwrot akcji :) A Wild Horses mi już przeszło :P

    A tak w ogóle to dobrze znam szlabany poupadkowe...

    OdpowiedzUsuń
  2. Też byłam od niej uzależniona XD Teraz mam fazę na Coldplay :D Sydney Ty również porzuciłaś mojego bloga?

    OdpowiedzUsuń