Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 10

~~Wiki~~
  I pomysł z przyjeżdżaniem do schroniska co dzień szlag trafił... Przynajmniej częściowo.  Na tygodniu nie za bardzo miałyśmy czas, więc odwiedzałyśmy konie w wolnej chwili. Teraz akurat był piątek, co oznaczało kilka radosnych godzin w schronisku. Przynajmniej rano myślałam, że to będzie szczęśliwy dzień. Moja chemiczka miała inny plan. Chemia- ostatnia godzina lekcyjna- skutecznie popsuła mi humor. Kolejna pała. Kiedy nauczycielka przeczytała oceny, zaczęłam się śmiać pod nosem. Iza spojrzała na mnie, jakby chciała się upewnić, czy aby na pewno z moją głową wszystko w porządku.
-Nie patrz tak na mnie- szepnęłam tłumiąc śmiech.- Lepiej się pośmiać niż płakać.
Chemiczka już zauważyła, że wypowiedziałam kilka słów do przyjaciółki.
-Do odpowiedzi, Maj*- rozkazała lodowatym tonem.
Nie na marne ostatnie kilka dni zamiast w siodle spędzałam na nauce chemii. Dostałam tróję. Moja pierwsza trójka z chemii. Warto było widzieć minę nauczycielki. Najchętniej wstawiłaby mi kolejną jedynkę, ale odpowiedziałam na zbyt dużą liczbę pytań (sama wstawiłabym sobie 4+), a nie chciała, żeby klasa zobaczyła, jak ona ze mną postępuje.
gify konie
Po chemii ja już skończyłam lekcje, a Iza musiała, czy raczej chciała, iść na kółko z fizyki. Po tych zajęciach mieli przyjechać pod szkołę jej rodzice, a potem zawieźć nas do Equilandu. Nie miałam nastroju na jeszcze więcej lekcji, ale chciałam poczekać w bibliotece aż ona skończy.
-Nie musisz czekać- powiedziała Izz.- Możesz pojechać do schroniska. Za 10 minut powinnaś mieć autobus.
-Świetny pomysł- odparłam bez zastanowienia.- No to spotkamy się w Equilandzie.
Iza spojrzała na mnie z wyrzutem.
-Powinnaś odpowiedzieć: nie, poczekam na ciebie i pojedziemy razem.
-Wybacz, ale miałam ciężki dzień i muszę jak najszybciej zwierzyć się koniom.
-No wiesz? A od czego masz przyjaciółkę?
Uśmiechnęłam się.
-Ty już wiesz o moim zagrożeniu z chemii, a Dasha skąd się dowie, jak nie ode mnie?
Zostawiłam ją i wyszłam ze szkoły. Miałam nadzieję, że się nie obrazi. Ale my nigdy się nie kłócimy. Jedna zawsze znosi humory drugiej. Tak pewnie zostanie.
Jechałam w ciszy autobusem. Był niemal pusty. Wysiadłam z niego na przystanku przed schroniskiem.
Bartek stał przed boksem Dashy (a raczej na przeciwko niego, bo nie podszedł bliżej). Uważnie obserwował naszą klaczkę. Na mój widok uśmiechnął się szeroko.
-Gdzie druga z papużek nierozłączek?- zapytał.
-Jeszcze w szkole- odparłam bez wahania podchodząc do Dashy i głaszcząc ją po chrapach.- Ale ciebie mogłabym o to samo zapytać.
-Kuba trenuje z Wesuviem, a ja postanowiłem zacząć przyzwyczajać do siebie Dashę, bo gdybym czekał aż wy to zrobicie, chyba bym się nie doczekał.
-Lepiej nie próbuj niczego na własną rękę- dałam klaczy marchewkę.- Dasha nie toleruje nikogo poza nami, a my jej nie zmusimy, żeby było inaczej. ,,Możesz konia przekonać do wszystkiego, ale nie możesz go do niczego zmusić". Zaakceptuj to, jaka jest.
Bartek zrobił krok w moją stronę, a Kara odskoczyła.
-Spokojnie- szepnęłam do niej, po czym zwróciłam się do kolegi:- Lepiej trzymaj się od niej z dala.
gify konie
W stajni wciąż ktoś był, więc nie mogłam porozmawiać z Dashą. A musiałam się wreszcie wygadać. Osiodłałam Nell i pogalopowałam do lasu. Dojechałam do niewielkiego jeziorka. Zsiadłam tam z klaczy i z ręki poprowadziłam ją dookoła jeziora, żeby zdążyła trochę odpocząć, zanim zostawię ją w bezruchu. Po dwóch okrążeniach przywiązałam ją do drzewa, a sama usiadłam na brzegu jeziorka. Odechciało mi się rozmawiać z koniem. Z nudów zaczęłam puszczać ,,kaczki". Wrzuciłam do wody już chyba z tonę kamieni, kiedy usłyszałam tętent kopyt. Odwróciłam się i zobaczyłam nadjeżdżającą Izę z Jakubem.
-Wszystko w porządku?- spytała Iza zsiadając z Wesuvia. Pokręciłam głową. -Zostawisz nas same?- spytała Kubę.
-Jasne. Do zobaczenia później w schronisku- chłopak dał łydkę i Vancouwer, na którym siedział pogalopował w z powrotem.
Martwiłam się, że w końcu zacznę krzyczeć, jak Iza będzie o wszystko wypytywać, ale ku mojej uldze nie zrobiła tego.
-Wyjedźmy z lasu i chodźmy na pola- zaproponowała.- Łąki są piękne o tej porze roku, a można tam się dostać tylko konno albo pieszo, ale tego drugiego nie polecam.
Wsiadłam na Nell i pojechałyśmy.
Chociaż dziś była piękna pogoda, wcześniej musiało padać, bo wszędzie ziemia pozamieniała się w błoto. Konie aż po pęciny zapadały się w nim. Postanowiłyśmy wracać, kiedy zobaczyłyśmy pięknego ogiera rasy irish draught ciągnącego dwukołowego tilbura. Koń miał z 1.7 metra, a jego sierść lśniła śnieżną bielą, chociaż brzuch i nogi były brązowe od pryskającego spod kopyt błota. Zatrzymałyśmy konie i patrzyłyśmy na niego z podziwem. Woźnica dumnie spoglądał w dal. Trzymał w ręce bat do powożenia. Przejechał kłusem obok  naszych koni nawet nas nie zauważając. Koła powozu zaczęły się zapadać, a siwek musiał pracować coraz ciężej, przez co  zwolnił do stępa. Mężczyzna zamachnął się batem, a ja zacisnęłam palce w pięść. Na szczęście bat przeciął jedynie powietrze z hukiem.
-Wio, Joy!- krzyknął mężczyzna.- Ruszaj się, stara szkapo! Wio!
Mimo starań woźnicy, koła w końcu całkiem ugrzęzły w błocie, a koń nie mógł ich wydostać. Dla mnie najlepszym wyjściem byłoby zejść z powozu i pomóc koniowi- popchnąć pojazd albo postarać się wyczyścić koła z błota. Ale mężczyzna miał inny plan. Z całej siły wycelował batem w konia, który zarżał boleśnie. Nie potrzebowałyśmy najmniejszej zachęty, żeby zainterweniować. Skierowałyśmy nasze konie w tamtą stronę. Nell była trochę szybsza, bo jak wiadomo Wes się ociągał, więc postanowiłam postarać się, by Joy (chyba tak wołał na niego jego właściciel) nie oberwał po raz drugi. Postanowiłam wyrwać mężczyźnie bat, gdy ten zamachnął się kolejny raz. Przedmiot przeciął mi dłoń, na szczęście udało mi się go złapać.
-Nie ma pan prawa bić konia- powiedziałam zaciskając w pięść dłoń, którą miałam skaleczoną. Między palcami wzbierała krew.
-To bydlę jest moje i nie będziesz mi rozkazywać, smarkulo!- krzyknął.
W tym momencie dołączyła do mnie Iza. Zadzwoniła do Roberta, podczas gdy ja kłóciłam się z tym człowiekiem... o ile można go tak nazwać.
-Może byś- stwierdziłam, że nie zasługuje na to, by zwracać się do niego ,,pan"- ruszył tyłek i pomógł koniowi?! To nie jego wina, że koła utknęły.
-Odpie*** się ode mnie, dzieciaku- warknął. Widziałam, że chciał się wyżyć na Joy'u, a ponieważ wcześniej  wyrwałam mu bat, wpadł na inny pomysł. Pociągnął za lejce tak mocno, że ogier prawie stanął dęba. Ale ciężkie chomąto mu na to nie pozwoliło.
W tym momencie nadjechał Robert z policją.
gify konie
-Teraz wszystko będzie już dobrze- powiedziała pielęgniarka zszywając mi ranę. Wcześniej wydawało mi się, że jest mniejsza i wystarczy tylko zabandażować dłoń, ale dopiero potem zaważyłam jaka jest naprawdę. Sięgała od palca aż do końca dłoni naprzeciw kciuka.
-Mam nadzieję- mruknęłam, spoglądając na siedzącego obok Roberta.
Nie chciałam martwić rodziców, więc to on przyjechał ze mną do szpitala, podczas gdy policja zabrała woźnicę za znęcanie się nad zwierzętami, a Iza odeskortowała do schroniska oprócz Wesuvia, na którym jechała, jeszcze moją Nell i Joy'a, który od dziś był własnością schroniska.
Mimo szwów na ranie, pielęgniarka jeszcze mi zabandażowała tą prawą dłoń i kazała mi ją oszczędzać.
Wróciliśmy do schroniska. Siwy Joy najspokojniej w świecie skubał trawę z koryta w swoim nowym boksie.
-Wiki!- krzyknęła Iza na mój widok i rzuciła mi się na szyję.- Jesteś cała?
-Tak, a jak tam Joy?
-Dobrze. Już jest bezpieczny. Ale tam na łące... byłaś wspaniała! Sama zostałaś ranna, próbując go ratować.
-Drobiazg- odparłam skromnie podchodząc do boksu ogiera. Był taki spokojny, dał mi się pogłaskać.
-Trenujemy Dashę?- spytała Izz.
-Od rana o niczym innym nie marzę!
Przygotowałyśmy klacz. Chociaż nie mogłam jeździć, bo choć może i dałabym radę trzymać wodze w jednej  lewej ręce, to upadek, który był bardzo prawdopodobny mógłby mi pozrywać szwy. Więc to Izka ją dosiadła, a ja tylko trzymałam lonżę.
Nasza diablica była niezwykle spokojna. Nie próbowała uciekać, czy przejmować kontroli nad nami. Robiła pokornie wszystko, co jej kazałyśmy. Ucieszyło mnie to. Wiedziałam, że cały czas bacznie obserwuje nas Robert. Kiedy skończyłyśmy ćwiczenia i Iza zsiadła z Dashy, on najspokojniej jak umiał chciał do niej podejść. Jednak klacz cofnęła się gwałtownie, stając za mną. Podrapałam ją między oczami.
Właściciel schroniska uniósł ręce do góry w geście poddania się, zrobił dwa kroki do tyłu. Spojrzałyśmy na niego, nie wiedząc, co on robi.
-Poddaję się- oznajmił.- Dasha kocha was całym swoim końskim... karym sercem, jednak mi nie da się do siebie zbliżyć. Na każdego, kto nie jest wami, reaguje z agresją. Pozostaje mi tylko jedno- zrobił dłuższą pauzę, żeby podkreślić tragizm chwili. Ja i Iza popatrzyłyśmy po sobie w napięciu, a twarz Roberta rozjaśnił szeroki uśmiech. Nadstawiłyśmy uszu, oczekując wyjaśnień.- Od samego początku miałem wrażenie, że traktujecie Dashę jak swojego konia, mimo iż nikt wam  go nie dał. Teraz mogę powiedzieć to oficjalnie: od tej chwili Dasha należy do was.
Zamurowało nas. Nie wiedziałyśmy, co powiedzieć. Od zawsze marzyłyśmy o własnym koniu, a teraz nasze marzenie się spełniło. Rzuciłyśmy się klaczy na szyję, nie myśląc, czy się wystraszy. Na szczęście stała najspokojniej jak się dało. Wtulałyśmy się w jej grzywę, całowałyśmy aksamitne chrapy.
Wreszcie mój sen się spełnił, pomyślałam.


*Maj- nazwisko Wiki [informacja dla tych, którzy nie czytali naszej zakładki ,,Bohaterowie" (:  ]



gify konie

Witam wszystkich!
Notka miała się pojawić jutro, szczerze mówiąc nawet jej wcześniej nie zaczęłam, ale koniec świata pokrzyżował mi plany. xD W naszym mieście wczoraj się zaczął. Kto ogląda Tv, słucha radia, czy korzysta z portali internetowych typu interia, onet, wp pewnie wie, o co chodzi. A kto nie, to zaraz się dowie. ;) Ziemia zapadła się wczoraj centralnie przed moją szkołą i wstałam na siódmą do szkoły po to, żeby się dowiedzieć, że lekcje są odwołane do ,,po świętach". Więc dziś jak tylko się obudziłam (pracowałam nad nią przez jakieś 3 godziny), postanowiłam wstawić ostatnią już notkę na naszym blogu, bo co do godziny koniec świata się nie określił, więc nie wiem, czy bym zdążyła. xD A jeśli się rozmyśli, Natalia wstawi swoją notkę najpewniej w weekend. :)
A więc tak:
Notkę tę zadedykuję:
Natiszce, z którą wspaniale mi się pracuje :D
oraz
Koniowatej, Aryi Drotting, Zaczarowanej ValeriiSzałwii,  Klaudusiak188Semirkowej i .. (mam nadzieję, że o nikim nie zapomniałam, a jeśli tak, to proszę się upominać, na pewno to naprawię. ;) ) - bez was nie chciałoby nam się pisać tej opowieści. }:)

8 komentarzy:

  1. Kolejny świetna część ;d
    Dziękuję ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Och jej jak mi miło ;* Kolejny cudowny rozdział, skąd Wy bierzecie inspirację na pisanie ich tak (jak dla mnie) długich? Ja, jak można zauważyć po moim blogu, powoli wykorzystuję caaałą wenę :| Wystarczy mi jeszcze co najwyżej na dwa tomy...^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziś wyjątkowo wyszedł mi taki długi bo połączyłam ze sobą 3 pomysły - szkoła, nowy koń i trening Dashy. Gdybym podzieliła to na trzy (czy chociaż dwa) osobne rozdziały też wyszło by trochę krócej. ;)
    A z weną różnie bywa. Niestety zawsze jej nie ma, kiedy jest potrzebna... ;)Ostatnio tak mam, że rozdział opracowuję (w głowie) przez cały tydzień, a jak w piątkowe popołudnie siadam przed komputerem i wchodzę na bloga to kończę na ,,Ee... Od czego ja miałam zacząć" albo ,,I co dalej...?". I rozdział wychodzi ze trzy razy krótszy niż planowałam. xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za dedykację:) Twój rozdział był bardzo długi, cieszę się z tego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja droga. Co do twojego komentarza- wena sama przychodzi np. kiedy już leżę w łóżku i próbuję zasnąć. Musze potem to wszystko zapisywać bo mój mózg jest kapryśny, nie zawsze chce coś zapamiętać ;/ Ja też przepraszam, nie zawsze mam czas, żeby komentować twoje rozdziały, a co do moich- wszystkie z sezonu I są już na komputerze. Zawsze robię tak, że najpierw piszę w Wordzie a dopiero potem wstawiam metodą kopiuj-wklej xD To całkiem fajne, przynajmniej wiem na czym stoje i pisze gdy mam weny, dlatego notki są tak regularnie... Dzięki za dedykacje i po prostu to powiem (wybacz słownictwo): zajebisty rozdział. Tyle się w nim wydarzyło, że nawet nie wiem co podobało mi się najbardziej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och... na najlepsze pomysły wpadam w łóżku, ostatecznie w drodze do/ze szkoły albo na nudnych lekcjach. ;) Ja nie muszę tego spisywać, bo mam dość dobrą pamięć (jeśli chodzi o moje pomysły na opowieści, bo spróbuj mojemu mózgowi kazać się nauczyć chemii czy historii ;). )
      Ja nie za bardzo mam czas pisać kilku rozdziałów w wordzie, ledwie nadążam z pisaniem jednej notki tygodniowo, poza tym w naszym przypadku trudno byłoy tak robić, bo jednej ciężko przewidzieć o czym napisze druga, ale w wolnej chwili rozpoczynam pisanie rozdziału i zapisuję go w wersji roboczej. W końcu to zawsze można poprawić, a jak mam opublikować rozdział, to szybciej idzie z dokończeniem tego, co się zaczęło, niż pisaniem od początku. (:

      Usuń
  6. Siemka :D Dzięki za komentarz na moim blogu :) Widzę, że piszecie opowiadanie. Może jak znajdę czas to możliwe, że sobie przeczytam :) Pozdrawiam. Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń