Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 11

~~Iza~~

Całe miasto było zapełnione plakatami i ulotkami z zaproszeniami na "imprezę charytatywną" w naszym schronisku. Razem z Wiką wywieszałyśmy je głównie w okolicach podstawówek, przedszkoli i innych miejsc, do których przychodzą dzieci. Wymyśliliśmy to głównie z myślą o nich i ich rodzicach. Dzień przed pokazami były wielkie przygotowania- wyczyściliśmy wszystkie konie i boksy. Zrobiliśmy wielki porządek w stajni, a na boksie Dashy zawiesiłyśmy kartkę z napisem: Uwaga! Koń gryzie! To powinno wystarczyć, żeby ludzie nie zbliżali się zbytnio do niej. Wyczyściłyśmy rząd m.in. Wesuvia i Disneya- jedynego, starszego, nierasowego kucyka w naszym schronisku. Oba konie miały być wykorzystane na oprowadzankach.
Impreza miała się odbyć następnego dnia, w sobotę, od godziny 16.00. Razem z Wiką przybyłyśmy o wiele wcześniej, żeby skończyć przygotowania i utrwalić sobie przebieg pokazów.
-Pamiętasz kolejność przejazdu?- idąc na parkur spytałam Wiktorię, która miała zaprezentować skoki przez przeszkody.
-Przejeżdżałam ten tor kilka razy. Jasne, że pamiętam- powiedziała przyjaciółka.- Lepiej powiedz mi, czy ty pamiętasz kolejność figur ujeżdżeniowych, które masz pokazać.
-Chyba pamiętam- zaczęłam wykreślać ręką w powietrzu trasę, mówiąc co i gdzie muszę zrobić.
Kończąc przygotowania, wzięłyśmy się za siodłanie Disneya, a chłopaki szykowali mini-barek, w którym można kupić picie, jedzenie lub jakieś końskie figurki.
-Kto najpierw robi oprowadzanki?- spytałam Wikę, gdy zakładałam siodło kucykowi.
-To możesz ty, a ja najpierw będę opowiadać dzieciom o naszych koniach. Może któryś z chłopaków mi pomoże- Wiktoria uśmiechnęła się na samą myśl o nich.
Gdy kucyk był już gotowy, wyprowadziłyśmy go na czworobok.
-Nigdy na nim nie siedziałam- zwierzyłam się.- Ty chyba z resztą też. A teraz mamy okazję!
-Chcesz się przejechać zanim przyjadą goście?
-No oczywiście! Nie jest jakiś okropnie mały, a jeszcze ma dużo sił.
-To wsiadaj. A ja po tobie.
Wsunęłam stopę w strzemię kucyka i wspięłam się na jego grzbiet. Bardzo szybko przebierał nóżkami.
-Dzieciom będzie się podobać!- stwierdziłam.
Zauważyłam, że obserwują mnie chłopaki i Robert. Kończyli już przygotowania.
-Niedługo szesnasta!- powiedzieli nam.
-Dobra, złażę z Disneya i Wika się troszkę przejedzie, zanim ktoś przyjedzie.
Zsiadłam z kuca i podałam wodze koleżance.
-Jaki on fajny!- Wika dostała napad zacieszu, gdy przejechała parę kółek.
Minęła godzina szesnasta i nikt nie przyjeżdżał. Zaczęłyśmy się lekko niepokoić. Osiodłałyśmy Chantell, na której Wika miała zaprezentować skoki przez przeszkody o 16:30. Disneya przekazałyśmy do opieki Jakubowi, który też na niego wsiadł. Gdy założyłyśmy siodło i ogłowie Chantell, zauważyłyśmy, że zaczęły się masowo zjeżdżać samochody i ciągle przybywały nowe. Było już co najmniej 15 dzieci z dorosłymi, którzy przyglądali się, jak szykujemy konia do jazdy. Gdy Chantell była gotowa, zajęłam się oprowadzankami, Wiktoria razem z klaczą rozgrzewały się przed skokami, Bartek i Kuba oprowadzali przybyłych po stajni, a Robert sprzedawał napoje i jedzenie.
-To jest twoje schronisko?- wrzucając monetę do puszki, spytała mnie 8-letnia dziewczynka, która była moją pierwszą klientką.
-Nie, ja jestem tu tylko wolontariuszką- powiedziałam, pomagając jej wejść na kucyka.
-Chciałabym mieć własną stadninę kucyków- zwierzyła mi się nieznajoma.
-Utrzymanie konia jest bardzo wyczerpujące, nie mówiąc już o całym stadzie- uśmiechnęłam się.- I trzeba bardzo dobrze jeździć i mieć szeroką wiedzę na temat koni.
-Z wiedzą o koniach nie mam problemu, a niedługo nauczę się jeździć. A jak długo już jeździsz?- spytała mnie.
-Jakieś 4-5 lat.
-To krótko. Ja pierwszy raz siedziałam na koniu gdy miałam 2 lata, czyli jeżdżę już 6 lat.
Dzieci...- pomyślałam.
Następne rozmowy na kolejnych oprowadzankach wyglądały podobnie. Zdarzyło się kilka małomównych osóbek, ale zawsze ktoś mnie o coś pytał. Wiele osób zwróciło uwagę na rozgrzewkę Wiki i Chantell- obserwowali jak kłusowała, galopowała, aż w końcu przeskoczyła parę niewielkich przeszkód.
-Chyba już jesteśmy rozgrzane- powiedziała do mnie, gdy kończyłam oprowadzankę.
-Okej, idę po "komentatora".
Powiedziałam do ogromnej kolejki na oprowadzanki, że zaraz wrócę i poinformowałam, że niedługo zacznie się pokaz skoków przez przeszkody. Wzięłam kucyka ze sobą i poszłam po Jakuba.
-Wiktoria jest w pełnej gotowości- rzuciłam w pośpiechu do Kuby, gdy skończył opowiadać o koniach grupce zaciekawionych osób.
-Dobra, już idę.
Razem z Kubą poszliśmy w stronę placów, a przed wejściem rozdzieliliśmy się. Ja poszłam dalej na oprowadzanki, a Jakub stanął przy grupie obserwatorów.
-Zapraszamy wszystkich na pokaz skoków przez przeszkody!- powiedział tak głośno, że chyba wszyscy na terenie schroniska usłyszeli.- Powitajmy gromkimi brawami Wiktorię Maj i Chantell, które przejadą tor przeszkód złożony z siedmiu płotków wysokości 100-140 centymetrów i jeden o wysokości 1,6 metra!
Tłum robił się co raz większy, a wiele osób zachęcało Wikę oklaskami. Przyjaciółka zatrzymała konia, ukłoniła się i zaszpanowała zagalopowaniem ze "stój". Zrobiła parę wolt i przeskoczyła pierwsze przeszkody. Kuba komentował jej przejazd, mówił publiczności, jak się nazywają poszczególne przeszkody. Wiktoria bezbłędnie przeskoczyła wszystkie płotki, a po ostatnim, najwyższym, wszyscy zaczęli bić brawo.
-Świetnie!- krzyknęłam, gdy skończyła przejazd.
-Dzięki. Rozstępuję klacz i wymienimy się. Później ty dajesz pokaz ujeżdżenia na Nell?
Kiwnęłam głową i znów skupiłam się na Disneyu i dzieciach. Jakieś dziesięć minut później Wika wyszła ze stajni trzymając z jednej strony Nell, a z drugiej- Wesuvia.
-Już rozsiodłałam Chantell i przygotowałam dla ciebie Nell i zmiennika kuca- wskazała ręką na srokacza.
Podziękowałam koleżance, podziwiając klacz wyglądającą jak prawdziwy koń ujeżdżeniowy przed zawodami. Na grzywie miała zrobione koreczki, a na ogonie- kłos, który zaplotłyśmy przed przyjazdem gości. Miała na sobie biały czaprak, nauszniki i owijki.
-To zamieniamy się? Ja na oprowadzanki, a ty na konia?- przyjaciółka wyrwała mnie z zamyślenia.
-Jasne.
Przechwyciłam klacz, a Wika przejęła puszkę, w której było już wiele monet.
-To przejdziesz na parkur? Bo ja chyba mam się prezentować na czworoboku ujeżdżeniowym- zauważyłam.
-Już przechodzę- uśmiechnęła się.
Wika powiedziała do tłumu stojącego w kolejce, że reszta oprowadzanek będzie na placu obok.
Wsiadłam na konia i ruszyłam stępem. Na początku dałam klaczy luźna wodzę,a dopiero po kilku okrążeniach skróciłam je, po czym zrobiłam żucie z ręki. Klacz ładnie pochyliła głowę. Zrobiłam kilka wolt, półwolt, aż w końcu ruszyłam kłusem ćwiczebnym, przyspieszając i spowalniając chód. Teraz też robiłam ćwiczenia takie jak wolty, serpentyny i wężyki. Kilka osób przypatrywało się moim ćwiczeniom. Była to głównie młodzież młodsza może o dwa lata ode mnie. Kontynuowałam dalej ćwiczenia. Robiłam ustępowania, łopatki do wewnątrz, zatrzymywania z kłusa, aż w końcu ruszyłam ze stępa od razu do galopu zebranego. Pa-ta-taj-owałyśmy jakiś czas i ćwiczyłyśmy przejścia. W końcu stwierdziłam, że jestem gotowa i zawołałam komentatora Jakuba, który był w pobliżu oraz poinformowałam o tym Wiktorię. Pojechałam na drugi koniec ujeżdżalni, a gdy Kuba zapowiedział wszystkim mój pokaz ujeżdżenia wystartowałam galopem. Zatrzymałam Nell na środku i ukłoniłam się. Później ruszyłam kłusem wyciągniętym i przy literze "B" zrobiłam woltę w prawo. Gdy dojechałam na środek krótszej ściany, wjechałam na środek ujeżdżalni i zrobiłam ustępowanie w prawo. Kuba tłumaczył zgromadzonym jak nazywają się poszczególne figury i opowiadał o konkurencji ujeżdżenia. Na środku jednej z dłuższych ścian ruszyłam zebranym galopem. Dojeżdżając do "F" zrobiłam zmianę kierunku przez ujeżdżalnię z wieloma zmianami nóg po drugiej fouli. Zrobiłam jeszcze ciąg w galopie, koło o średnicy 20m oraz na linii środkowej robiłam lotne zmiany nogi na jedną foulę. Przy literze "C", obok której stali wszyscy widzowie, zatrzymałam Nell z galopu do "stój". Po pięciu sekundach ruszyłam stępem pośrednim, a przy najbliższej ścianie zrobiłam łopatkę do wewnątrz. Przy "A" skręciłam w stronę litery "C" stępem wyciągniętym, a między tymi literami zatrzymałam konia i ukłoniłam się.
-Podziękujmy brawami Izabeli Swift i Nell za przepiękny pokaz "jeździeckiego baletu"- powiedział mój komentator.
Rozległy się gromkie brawa, a ja, uradowana udanym przejazdem, poklepałam klacz po szyi i rozstępowałam ją na luźnej wodzy. Gdy klacz już ochłonęła, zaprowadziłam ją do boksu omijając masę turystów, którzy oglądali nasze konie. Przy boksie Dashy na szczęście nikogo nie było. Widocznie kartka zadziałała. Rozsiodławszy Nell, nagrodziłam ją ogromną marchewką i poszłam do boksu Karej, którą również poczęstowałam przysmakiem.
-A ty stoisz sobie taka sama... Po co ci ta samotność? Nie lepiej by było, jakbyś tolerowała innych ludzi?- spytałam hanowerkę.- Dostałabyś pewnie masę smakołyków od turystów, a teraz możesz tylko liczyć na mnie i Wikę.
Jak się spodziewałam, klacz nie odpowiedziała mi. Pogłaskałam ją i wróciłam do zajęć.
Resztę popołudnia spędziłyśmy na nauce lonżowania, do której było wielu chętnych. W sumie uzbieraliśmy trzy pełne puszki monet, które chcieliśmy przeznaczyć na cele charytatywne.

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie nie zaprosiły? :c
    Ja też chcę na kucyka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny świetny rozdział - Koniowata zapytuje - Dlaczegóż nie chcecie się podzielić talentem?! Cóż jest waszą inspiracją?!... a nie to drugie już było...^^

    OdpowiedzUsuń