~Wiki~
-Nie- uciął sprawę Robert.
-Ale nie możesz jej tak po prostu zamordować!- od godziny negocjowaliśmy z Robem o wielką stawkę- życie Furii.
-Ona ciebie mogła.
-Czyżby? Czuję się aż nazbyt żywa.
-Wiesz o co mi chodzi! Rozumiesz, czemu tak zdecydowałem...
-Ale ty nie rozumiesz, przez co ona przeszła! Twoim zdaniem najlepiej ją zabić?!
Iza stanęła między nami. Odetchnęła cicho, szukając odpowiednich słów.
-Myślę, że...-zaczęła- och! Z jednej strony nie uważam uśpienia Furii za najlepsze wyjście, ale z drugiej...
-Głosujmy- zarządziłam.- Kto jest za pozostawieniem Furii przy życiu?
Podniosłam rękę. Iza bez wahania zrobiła to samo. Chłopaki popatrzyli na nas. Spojrzałam z wyrzutem na Bartka, chociaż dobrze pamiętałam jego wczorajsze słowa i nie zdziwiłoby mnie, gdyby nas nie poparł. Jednak oni wzruszyli ramionami i podnieśli ręce.
-Dobrze- skwitował Robert.- Ale pod jednym... no, dwoma warunkami- uniosłam brew pytająco.- Po pierwsze nie robicie niczego bez mojej wiedzy i zgody. Albo pracuję z Furią sam, albo wy pod moim okiem. Jeśli zrobicie coś takiego jak w przypadku Dashy, uważam to za złamanie umowy z waszej strony, więc mogę zrobić z Furią co zechcę, a jeśli przy tym komuś z was stałaby się krzywda, oczywiste, jak klacz by skończyła.
-Tak jest, szefie- zasalutowałam zadowolona z warunku łatwego do spełnienia.- A po drugie?
-Po drugie ty nie zbliżasz się do Furii bliżej niż na dziesięć metrów, po prostu też nie wchodzisz z nią na jedną ujeżdżalnię.
Skinęłam głową. Z tą ręką i tak nie mogłabym dużo zrobić, a moi przyjaciele na pewno odpowiednio się nią zajmą.
-Cieszę się, kochanie, że cię mam- pocałowałam aksamitne czarne chrapy.
Dasha zarżała cicho.
-Ja też cię kocham- powiedziałam, zdrową ręką sięgając w stronę czoła klaczy. Podrapałam po gwiazdce, po czym chwilkę pobawiłam się jej grzywką.- Co kryjesz w sercu, malutka? Czemu nam uległaś, chociaż byłaś taka krnąbrna?
-Wiki- obróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Izę- idziesz na lonżownik? Możesz popatrzeć...
-Pewnie- uśmiechnęłam się do niej.
I zaczęło się widowisko... Chłopaki puścili Furię na lonżownik przez tzw. przedsionek, który pozwolił ,,dostarczyć" tam klacz bez dotykania jej. Klacz galopowała przerażona po okręgu. Chłopcy nie popełnili mojego błędu i nie wpakowali się z nią na jedną ujeżdżalnię. Stali za ogrodzeniem i obserwowali ją uważnie. Pozwolili jej się wyładować.
-Długo tak będzie?- spytałam, gdy po jakichś 10 minutach wciąż galopowała w kółko.
-Dopóki nie zdecyduje się poddać- westchnęła Iza.
Minęło jeszcze 5 minut, gdy klacz wreszcie przeszła do stępa, po czym się zatrzymała. Jakub spokojnie przeszedł pod ogrodzeniem i w tym momencie Furia rzuciła się (to zdecydowanie odpowiednie słowo) w jego stronę.
-Kuba!- krzyknęłam. Oczami wyobraźni zobaczyłam siebie zaatakowaną przez tego konia.
Chłopak zręcznie odskoczył i stanął obok. Klacz jeszcze kilka razy spróbowała go zaatakować, ale on za każdym razem odskakiwał.
-Daj spokój- polecił Robert, który, według umowy, przyglądał się wszystkiemu.- Niech odpocznie.
W jego twarzy widziałam coś, czego nie mógł powiedzieć na głos: ,,Ona jest nieujarzmiona", ,,Nie da się jej pomóc''. Ale milczał, bo nam obiecał, że będziemy mogli z nią pracować.
-Jeszcze chwilę- poprosił Bartek.- Teraz ja spróbuję.
-Och. Nie brak wam determinacji- uśmiechnął się Rob.- Powodzenia.
-Mogę pojeździć na Dashy?- spytałam.
-Ze złamaną ręką?
-Ręką, nie nogą. Dam radę.
-Skoro tak to proszę bardzo.
-Dzięki- rzuciłam i pobiegłam do stajni.- Dasha, koniku, co powiesz na małą przejażdżkę?-Klacz stanęła dęba i zarzuciła łbem.- Wiedziałam. Chodź.
Otworzyłam drzwi od boksu i ją z niego wyprowadziłam. Nie chciało mi się jej siodłać, z resztą nie byłoby to takie łatwe, mając jedną rękę do dyspozycji. Postanowiłam więc pojeździć dziś bez niczego. Z trudem wdrapałam się na jej grzbiet i ruszyłyśmy w stronę lasu. Galopowałam przed siebie, bez celu, po prostu żeby jechać. W końcu znudziła mi się taka bezcelowa jazda i zastanawiałam się, gdzie mogłabym pojechać. Wtedy przypomniałam sobie o Joyu. Powinnyśmy sprawdzić jak koń czuje się w nowym domu, a nie widziałyśmy go ani razu odkąd trafił do nowego domu. Skierowałam Dashę w kierunku leśniczówki. Pan Zbigniew pomachał mi już z daleka. Zatrzymałam Dashę obok niego.
-Witaj, Wiki- uśmiechnął się do mnie.- Joy jest tam- wskazał w bok.
Przyjrzałam się ogierowi. Był bardzo zadbany. Ślady po jego poprzednim właścicielu zniknęły całkowicie. A sierść konia lśniła bielą.
-Jest przepiękny- podsumowałam.- A pan się nim dobrze opiekuje. Widzę, że Ramek też jest w świetnej kondycji.
-Tak- odparł leśniczy.- Staram się jak mogę. Co się stało z twoją ręką?-Opowiedziałam mu o Furii, o tym, jaka jest niezwyciężona, jak mnie zaatakowała.- Nie chcesz skrzywdzić Furii, ale robieniem z nią czegokolwiek może się dla was źle skończyć?- spytał, a ja pokiwałam głową.- A myśleliście o puszczeniu ją wolno?
-Jak to wolno?- nie zrozumiałam.
-Furia ma duszę mustanga i nie pozwoli się okiełznać. A mustangi powinny być wolne. Poza tym po tym, co z nią robiono, nigdy więcej nie zaufa człowiekowi. Nie daleko na wschodzie jest dużo parków narodowych i rezerwatów. Można by ją puścić razem z konikami polskimi, może w Roztoczańskim Parku Narodowym?
-Świetny pomysł!- krzyknęłam radośnie.- Dziękuję!
Dałam łydkę i ruszyłam galopem do schroniska.
Powiedziałam wszystko Robertowi.
-Świetnie!- widziałam, że się ucieszył.- Tylko będziemy musieli ją wysterylizować, bo ludzie dbają o zachowanie rasy i nie byliby zachwyceni, gdyby Furia skrzyżowała się z jednym z tych współczesnych tarpanów.
-Nie ma sprawy.
-To jutro się tym zajmiemy.
Pod stajnię podjechało czarne kombi. Spojrzałam na nie zaskoczona. Właśnie Czyściłam Vancouvera i teraz wyszłam ze stajni. Z samochodu wyszła ta sama siedmiolatka, którą widziałam już wcześniej u Amandy i którą zaprosiłam do nas na jazdę.
-Cześć!- zawołała na mój widok, biegnąc w stronę stajni.
-Cześć, Kasiu. Miło cię znów widzieć.
-Jakiego konika dostanę?- spytała podekscytowana.
-Idź do stajni i wybierz sobie jakiegoś- postanowiłam spławić ją, by porozmawiać z jej rodzicami.- Zaraz do ciebie dojdę.
-Super!- pobiegła do stajni.
-To my zostawimy Kasię, dobrze?- spytała mama dziewczynki.- Wrócę po nią po jeździe. A właśnie, za ile mam przyjechać?
-Za godzinę- odpowiedziałam.
-Aż godzinę?-zdziwiła się mama Kasi.- W Green Trees było pół.
-A tu jest godzina- uśmiechnęłam się.- Do widzenia- poszłam do stajni.
Dziewczynka czyle głaskała Wesuvia po nosie, a wałach starał się jej to jak najbardziej umożliwić, opuszczając łeb.
-Jego chcę- oznajmiła dziewczynka.- On jest taki słodziutki.
-Wes? To świetny wybór- ucieszyłam się, że Kasia wybrała najspokojniejszego konia w schronisku, a nie na przykład Vancouvera czy Dashę.- Pójdę po siodło. Zaraz wracam.
W siodlarni poinformowałam chłopaków, co chcę zrobić. Nie mieli nic przeciwko. A Robert pojechał z Furią do weterynarza, więc to oni tutaj rządzili.
-Ale bądź ostrożna- polecił Bartek.- Wesuvio jest spokojny, ale to tylko koń, a nie chcemy tu problemów. W końcu żadne z nas nie ma certyfikatu instruktora, a stajnia jest schroniskiem, nie szkółką jeździecką.
-Tak, wiem- mruknęłam, biorąc siodło srokacza.
Osiodłałam konia, dokładnie wszystko pokazując i tłumacząc Kasi, i wyprowadziłyśmy go na ujeżdżalnię. Wzięłam lonżę i pomogłam dziewczynce wsiąść na Wesuvia. Ruszyła stępem, dałam jej kilka ćwiczeń na rozluźnienie, zmieniliśmy kierunek i Wesuvio ruszył kłusem. Kasia nawet nieźle anglezowała, ale była strasznie spięta. Wynikało to chyba z tego, że aż nazbyt starała się siedzieć prosto. Wymuszała na sobie taką pozycję, usztywniając przy tym wszystkie mięśnie.
-Rozumiem, że chcesz ładnie wyglądać- powiedziałam- i to ci się sławi, ale nie usztywniaj pleców. Masz jechać wyprostowana, ale bez przesady.
-A Amanda mówiła, że nic jej nie obchodzi, bylebym jechała prosto.
-Co ona tam wie?- uśmiechnęłam się.- To jedziemy dalej.
Dziewczyna miała talent do jazdy. Wszystko wychodziło jej bardzo łatwo. Wciąż była trochę spięta, ale to minie z czasem. Po godzinie kazałam jej zsiąść z wałacha i razem go rozsiodłałyśmy.
-Tu jest wspaniale!- powiedziała do rodziców, którzy już po nią wrócili. Po czym zwróciła się do mnie:-To kiedy następna jazda?
-Najlepiej za tydzień. Ja mogłabym twoje jazdy prowadzić nawet co dzień, ale musisz mieć między jazdami przerwę, bo mogłoby się to odbić na twoim zdrowiu.
-Pewnie. To do zobaczenia za tydzień.
-Pa...
Samochód Kasi dopiero zdążył odjechać, kiedy na dziedziniec wjechał drugi. Był to piękny czerwony mercedes. Drzwi otworzyły się do góry, a z auta wysiadła... Olga! Jak zwykle umalowana, wyperfumowana, w stroju o wartości co najmniej kilku tysięcy.
-Oo, cześć Wiki- uśmiechnęła się pokazując rzędy idealnie białych i prostych zębów. Musiała zauważyć, że moje oczy wielkie jak 5 zł wpatrują się w jej brykę, bo położyła dłoń na masce i powiedziała:- Cudowny, prawda? Niestety nie stać nas było na lepszy i ten kupiony tylko z przeceny kosztował ledwie 150 tysięcy.
Bagatelka, pomyślałam. Trzy takie samochody kosztują tyle co mój dom.
-Słuchaj- powiedziałam stanowczo.- Jeśli chcesz zwrócić na siebie uwagę Bartka to jedź do Janowa i kup Pianissimę albo innego wspaniałego konia, bo takie autko nie zrobi na nim większego wrażenia.
-Co? Nie- roześmiała się.- Mam gdzieś tego palanta. Po nim miałam już pięciu innych chłopaków, wszyscy siebie równi. Ale z tym, z którym chodzę teraz świetnie się rozumiemy. Nie, nie przychodzę do Bartosza, lecz do ciebie...
Hahaha. Tą końcówkę z Olgą wymyśliłam jakieś 5 min. temu i jeszcze nie wiem czego ona chce od Wiki, ale mniejsza z tym :P Do następnej notki coś wymyślę. (:
Bartosz palantem? To w jej ustach brzmi tak nienaturalnie jak to, że Gośka wyrzuca rollkur i zaczyna skakać! Co najdziwniejsze... wszystkie trzy rzeczy miały miejsce... ja się boję co będzie dalej. I u Ciebie i u mnie, bo sama nie wiem co się dalej stanie z Tabunem i tym wszystkim... W każdym bądź razie świetna notka, oczy mi wyparują. Hmm... weź wymyśl coś mocnego, bo aż się doczekać nie mogę i chcę więcej ;D
OdpowiedzUsuńSuper, świetnie i cudownie ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wymyślisz coś mocnego z Olgą ;D
Myślałam, że Furia zostanie oswojona i będzie tak sweetaśnie :) Jednak wypuszczenie jej na wolność również jest świetnym pomysłem. :D
OdpowiedzUsuńPisz szybko następny rozdział, bo muszę się dowiedzieć co Olga chce od Wiki :)
Jak zwykle świetna notka. Cieszę się, że Furia nie zostanie uśpiona i będzie wolna. :)
OdpowiedzUsuńA co do Olgi, rozbawiły mnie słowa Wiki XD
"Bagatelka, pomyślałam. Trzy takie samochody kosztują tyle co mój dom."
Durna. Olga. Durna. Durna. Durna.
OdpowiedzUsuńStwierdzam iż jej nie lubię, ok ;__;
Rozdział świetny- przede wszystkim długi- i już nie moge doczekać się następnej notki. Fajnie, że Robert pozwolił im pracować z Furią i wg a teraz chce ją wypuścić. W opowiadaniu II (Szczęście w nieszczęściu a konie? W mym sercu) też pojawią się mustangi :D
http://ratujkonie.pl/2013/03/dajmy-gandzi-jeszcze-jedna-szanse/