~~Iza~~
Obudziłam się, gdy słońce było wysoko na niebie. To mogło oznaczać tylko jedno: sobotę! W pośpiechu wykonałam poranne czynności, a gdy zjadłam śniadanie wyszłam z Wiktorią na wspólny spacer z psami.
-Nie możemy zmarnować takiej pogody i nie pójść na trening z Dashą- powiedziałam po przywitaniu.
-No to pojedźmy do stajni. Musimy też nauczyć Karą chodów bocznych!
-Też racja. Moja mama jest w domu, to pewnie nas zawiezie.
Resztę rozmowy spędziłyśmy spacerując po parku. Gdy wróciłam do domu, od razu powiadomiłam mamę o naszych planach. Wzięłam koński sprzęt i razem z Wiktorią pojechałyśmy do schroniska.
W stajni była cała rodzinka Orlików, ale ku naszemu zdziwieniu nie zastałyśmy tam Olgi. Przywitałyśmy się z obecnymi i spytałyśmy o plany na dzisiaj.
-Ja dzisiaj potrenuję skoki na Chantell- powiedział Bartek- a młody mówił coś, że chce popracować z La Mange.
-My w zasadzie też chciałyśmy potrenować skoki na Dashy. To możemy się wzajemnie krytykować- uśmiechnęłam się do Bartka.
-Dziewczyny, mam do was prośbę- Robert zwrócił na siebie uwagę.- Możecie wykąpać kilka koni, tych najbrudniejszych? Ja dzisiaj mam kilka spraw do załatwienia.
-Pewnie.
Podeszłyśmy do boksu Dashy. Wyczyściłyśmy ją i założyłyśmy niebieski czaprak, ochraniacze, siodło i uzdę. Wyprowadziłyśmy ją na plac, na którym było 5 par stojaków z kompletem drągów. Wiktoria wsiadła na konia i stępowała, a po pięciu minutach doszedł Bartosz. Ja zostałam mianowana "ustawiaczem przeszkód".
-Jak już się rozgrzejemy, to ustaw szereg gimnastyczny tak, żebyśmy pospadali nie przez wysokość, tylko dziką odległość- poprosiła mnie Wiktoria, gdy ustawiłam pierwsze przeszkody o wysokości 40 cm.
I zaczęli skakać; najpierw Wiktoria, a w pewnej odległości za nią- Bartek. Bez problemu przeskoczyli cały tor. Podwyższyłam wszystkie komplety o kolejne 20 cm, a ponieważ nie mieli znów problemów z pokonaniem tego, dołożyłam jeszcze jedną poprzeczkę na 70 cm.
-Bartek, za bardzo się pochylasz- Wiktoria skomentowała skoki kolegi.
-Ty natomiast wydajesz się trochę zgarbiona- dorzuciłam.
Pokonali jeszcze kilka razy ten tor, a następnie ustawiłam im szereg gimnastyczny: pierwsza koperta miała 30 cm, więc można było najeżdżać na nią z kłusa bądź z galopu. Druga była na dwie foule od poprzedniej i miała 50 cm, odległość między drugą, która była stacjonatą o 60 cm wysokości a kolejną była ustawiona na jedną foule. Gdy przejechali to bezbłędnie, dostawiłam następną przeszkodę, tym razem oksera o 70 cm wysokości na skok-wyskok. Dasha kilka razy strąciła ostatnią poprzeczkę, a ja ciągle musiałam to poprawiać. Na szczęście po kilkudziesięciu minutach wymieniłam się zadaniem z Wiktorią i teraz ja siedziałam na grzbiecie Karej. Po kilkudziesięciu minutach rozgrzewki skakałam już tamten szereg z dwóch pierwszych krzyżaków. Gdy Wiktoria ustawiała mi trzecią przeszkodę, ćwiczyłam z Dashą przyspieszanie i zbieranie w galopie. Później próbowałam zrobić piruet w galopie, ale klacz nie rozumiała, o co ją proszę. Nie byłam za to na nią zła, bo na razie nie umie nawet ustępowania czy łopatki do wewnątrz. Tylko czasami udawało jej się zrobić lotną zmianę nogi. Chwilkę później szereg był już gotowy. Tym razem pierwszy pojechał Bartek, a gdy on zostawił wszystkie przeszkody za sobą, ruszyłam galopem na krzyżaka. Uniosłam się z siodła, gdy klacz podnosiła kopyta, a potem mięciutko opadałam z powrotem w siodło. W końcu minęłam szereg. Powtórzyliśmy to kilka razy, gdy Bartek stwierdził, że jemu już wystarczy na dzisiaj. Ja zostałam, a Wiktoria dołożyła czwartą przeszkodę i poszła pomóc Bartkowi. Ponownie ruszyłam w kierunku szeregu i powtarzałam to aż do znudzenia. Na zakończenie treningu chciałam jeszcze poćwiczyć lotne zmiany nogi w galopie. Zmieniałam kierunek przez przekątną ujeżdżalni z jednoczesną zmianą nogi na środku. Najpierw robiłam to z przejściem do kłusa, a gdy klacz zrozumiała ćwiczenie, próbowałam z lotną zmianą nogi. Udało się może połowę razy, za co klacz zawsze nagradzałam klepaniem po szyi. Gdy udało mi się zrobić kolejną zmianę, zauważyłam nieznany mi, nadjeżdżający samochód. Nie wiedziałam o co mogło chodzić, bo nie spodziewaliśmy się gości, więc ćwiczyłam dalej. Samochód zaparkował, gdy galopowałam przy ścianie placu łączącym się z właśnie tym parkingiem. Zobaczyłam tylko uchylające się drzwi, a z nich wyskoczył mały piesek, który od razu zaczął obszczekiwać Dashę. Zdążyłam opleść rękami szyję klaczy, aby nie spaść, gdy ona ruszyła do ucieczki w przeciwnym kierunku. Miała chwilę wyboru: mogła biec, gdzie chciała mając jeźdźca na grzbiecie. Lecz nie potrwało to długo, bo wróciłam do pełnego siadu utrzymując już proste plecy.
-Merli, niedobry pies! Spokój!- zaczęła krzyczeć do zwierzaka jego młoda właścicielka.
Uspokoiłam klacz i przeszłam do kłusa, a następnie do stępa. Podjechałam do tej osoby i zatrzymałam Dashę.
-Przepraszam bardzo za psa- powiedziała dziewczyna, gdy doszli do niej rodzice.- Przyjechaliśmy obejrzeć konie, aby wziąć je do naszego ośrodka.
-Nic się nie stało- uśmiechnęłam się.- Proszę pójść do stajni, tam znajdziecie właścicieli. Ja zaraz dojdę, tylko rozstępuję konia.
I po pięciu minutach byłam już w stajni.
-Szukamy dwóch/trzech koni, które będą dobre na rekreację dla dzieci i młodzieży- usłyszałam fragment rozmowy, gdy w pośpiechu rozsiodływałam Dashę.
-Myślę, że dzieciakom spodobałby się kucyk Disney.
-Myśleliśmy bardziej o większych koniach, do skoków albo coś tego typu.
-Tak się składa, że takich mamy wiele: Wesuvio, Vancouver, La Mange i Sprite.
-A może zobaczymy też tego Disneya? W zasadzie nie mamy szetlanda, a kucyków też nie mamy wiele.
-Pokażemy państwu wszystkie.
I Wika z Kubą oprowadzili gości. Właśnie skończyłam pracę przy Dashy, gdy chcieli wypróbować kilka koni: La Mange, Wesuvia i Sprite. Wika, Kuba i Robert osiodłali te konie, a ja włączyłam się do rozmowy.
-A gdzie zabralibyście te konie?
-Mamy stajnię na 60 koni pod stolicą, a na razie mamy 23 konie, 6 kucyków i 4 konie prywatnych właścicieli. Dopiero zaczynamy działalność.
-O, to trochę drogi państwo przebyli przyjeżdżając do naszej stajni.
-Mamy tutaj rodzinę, więc przy okazji chcieliśmy zajechać do jakiegoś schroniska.
Konie były już gotowe, więc dziewczynka i jej mama wsiadły na dwa z nich, a mężczyzna przypatrywał się z ziemi. Po jakimś czasie dziewczynka wsiadła na trzeciego konia. Gdy skończono jazdę, nasi goście chyba byli zadowoleni, bo obgadywali jakąś sprawę.
My poszliśmy do stajni. W końcu dołączyli do nas przybysze.
-Weźmiemy La Mange i Sprite, a jeśli będziemy z nich zadowoleni, za jakiś czas przyjedziemy też po Disneya i Wesuvia.
-Dobrze, to zapraszam do mojego biura. Podpiszemy dokumenty- rzekł Robert.
Ja, Wika i Kuba poszliśmy do boksu tych dwóch koni, które od nas odjadą, aby się z nimi pożegnać.
-Bartek już wam mówił...?- spytał nas Kuba.
-Zależy co nam mówił...- wytłumaczyłam.
-Czyli jeszcze tego nie zrobił- stwierdził.- No to ja go wyręczę.
-Mów, mów...- poganiałyśmy go.
-No to Bartek zerwał Olgą.
Zamurowało nas. Nie potrzebny był do tego żaden komentarz.
Siedzieliśmy w stajni jeszcze dobrą godzinę, do czasu, aż La Mange i Sprite pojechali w świat.
czekalam na to czekalam i sie wreszcie doczekalam ;) kurczaki no. u mnie w opowiadaniu (sezon 4 czyli jeszcze nie teraz) tez sie pojawi sprzedarz koni ale nie jest to kopiowanie pomyslu. opowiadanie jest juz napisane do konca wiec sama rozumiesz. co do rozdzialu; super! opisany trening z Dasha, koniec z Olga i nowa osoba, po prostu cud!
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się twoje opowiadanie. :D Czytam je już od jakiegoś czasu, ale nie miałam siły komentować wcześniejszych postów, chociaż wszystkie były fajne. :)
OdpowiedzUsuńSzczerze to trochę mi szkoda, że Bartek zerwał z Olgą bo lubiłam się na nią wkurzać. :c Fajna notka.
Super ;) La Mange i Nell to moje ulubienice, oby nowi właściciele dobrze ją traktowali ;P
OdpowiedzUsuńNotka jak zwykle świetna!
Ejj :( La Mange? A ja ją tak lubiłam... No cóż. W każdym razie, mówiłaś, że jeszcze usłyszę o Oldze. I gdzie ja się pytam? Czyżby Bartek był debilem i zamierzał do niej wrócić? A może ona będzie próbowała coś zrobić w sprawie schroniska? Aż mnie ciarki przechodzą ;D Czekam na next...^^
OdpowiedzUsuńJak zwykle super notka. A La Mange i Nell to szczęściary. Oby było im dobrze. A co do Olgi to jestem ciekawa co będzie, z nią dalej, choć za nią nie przepadam. Ciekawe czemu Bartek z nią zerwał? Przejrzał na oczy?
OdpowiedzUsuń