~Wiki~
Miesiąc po narodzinach Belli znów mogłyśmy dosiadać Dashy. Było to tak wspaniałe uczucie! Znów galopować na naszej kochanej klaczce. Chociaż nie mogłyśmy jeździć długo, bo Isabell musiała być karmiona, i tak nie narzekałyśmy. Dashka skakała jak jeszcze nigdy. Wydawała się radować samym faktem, że znów może skakać tak jak dawniej.
-Spróbujesz triple barre?- spytała Iza. To ja jeździłam, a ona bawiła się w trenera.
-Nie, dziękuję, już jadłam- skierowałam klacz w stronę przeszkody, a obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Dobry humorek?- spytała Iza.
Niemal przefrunęłyśmy nad przeszkodą. Przejechałyśmy kawałek po linii prostej, po czym idealnie zatrzymałam Dashę i zasalutowałam jak do ujeżdżenia. Dopiero teraz postanowiłam odpowiedzieć. Ale wolałam nie rozmawiać z Izą, odwrócona do niej plecami. Zagalopowałam z miejsca, zrobiłam piruet w galopie i zatrzymałam Dashę przed przyjaciółką.
-O taak!- powiedziałam.- Słońce świeci, skromny śnieg chrzęści pod kopytami, znów jesteśmy w siodle, a Dasha skacze jakby miała skrzydła!
-Ustawię ci parkur i zobaczymy, czy dacie radę. Nie pozwól jej odpocząć, a ja już zabieram się do roboty.
Kiedy Iza ustawiała przeszkody, ja ćwiczyłam zmianę chodów. Stęp, kłus galop, stęp, galop, stój, cofaj, kłus, stój, galop. Na początku starałam się robić każdą zmianę nie później niż po dwóch taktach. Jednak Iza wcale się nie spieszyła, a mi znudziła się ta zabawa. W końcu rzuciłam wodze na przedni łęk siodła, kierując klacz samym dosiadem.
-Kończysz już, czy mamy ci się tu zestarzeć?- spytałam z nutą sarkazmu.
-Daj mi jeszcze chwilę.
Chciałam mieć niespodziankę, więc starałam się nie patrzeć na ustawiane przeszkody.
-Gotowe- oznajmiła z dumą Iza.
Zatrzymałam klacz, by przyjrzeć się jej dziełu. W końcu głośno wypuściłam powietrze. Izabela wykorzystała chyba wszystkie drągi jakie Equiland miał na stanie, a może i więcej, bo na całej jednej przeszkodzie zamiast drągów ułożyła konary drzew o podobnej długości i grubości. Cały parkur składał się z około dwudziestu przeszkód, każda wyższa niż metr dwadzieścia.
-Chyba cię pogięło...- mruknęłam.
-Śmiało, pokaż, co potrafisz- na ustach Izki zatańczył figlarny uśmieszek.
Spojrzałam na nią wzrokiem ,,jeszcze się policzymy" i skierowałam Dashę na pierwszą przeszkodę. Z każdym kolejnym skokiem byłam coraz bardziej przekonana, że Izz raczej nie powinna się brać za ustawianie przeszkód na zawodach. Te, które były zbyt blisko siebie na linii prostej przeskakiwałyśmy z łatwością. Ale niektóre były pod takim kątem, iż musiałyśmy jechać dalej, by zawrócić, a i tak miałyśmy problemy. Także bez liczenia czasu złapałyśmy 12 punktów karnych.
-Słabo- powiedziała Iza z satysfakcją.- Coś pegaza skrzydła zawiodły.
-A wiesz ty co? Może zamienimy się miejscami?- Uniosłam brew.
-Nie ma sprawy. Ale jeździsz już dość długo, więc czas dać Dashy odpocząć i nakarmić Isabell. A my już powinnyśmy wracać do domu. Zaprowadź Karą do młodej, ja zadzwonię po mamę.
Prychnęłam cicho i zeskoczyłam z siodła.
---Pół roku później---
Rok szkolny właśnie się skończył. Znów nadeszło lato. Razem z Izą miałyśmy średnią ponad 5.0 i wyniki z egzaminów powyżej 80 %. Zapisałyśmy się do wymarzonego liceum. Musieli nas przyjąć. Nie było innego wyjścia.
Brałyśmy udział w coraz to różniejszych zawodach. Musiałyśmy mieć odpowiednie wyniki, by zakwalifikować się do ogólnopolskich. Złośliwość Izy bardzo ułatwiła mi życie. Przyjaciółka pewnie nawet nie wiedziała, że skacząc przez najróżniejsze kombinacje, które mi narzucała, wyćwiczyłyśmy zwrotność, siłę i dyscyplinę. Wszystkie te określenia najbardziej tyczyły się Dashy, ale ja za to potrafiłam sprawić, że dawała z siebie wszystko. Izabela nie musiała się tak gimnastykować. Cieszyła się przejeżdżając moje banalne parkury bezbłędnie, kiedy ja zrzuciłam połowę drągów. Jednak dopiero na zawodach wyszło, co jest lepsze. Niby ten sam koń, te same metody, lecz wyniki zupełnie różne. W końcu szanse Izy na dostanie się do ogólnopolskich trochę spadły. Przed wojewódzkimi Robert nas ostrzegł:
-Nie będziecie mogły startować w ogólnopolskich na tym samym koniu. A żaden inny nie dorówna Dashy. Uzgodnijcie między sobą, kto w nich wystartuje. Nie ma sensu, żeby druga osoba walczyła o miejsce na podium, podczas gdy tylko jedna będzie mogła... no wiecie.
-Ale która?- spytałam.- To niesprawiedliwe!
-Wiki ma rację- poparła mnie Izz.- Może te zawody będą decydujące? Wystartujemy obie.
-No dobrze- Robert pogłaskał Dashę, którą trzymałam za kantar.
Klacz wciąż nie lubiła dotyku, więc odskoczyła do tyłu, wykręciła mi rękę. Błyskawicznie ją puściłam, unikając poważniejszych obrażeń.
-Przepraszam- szepnął Rob.
-Nic się nie stało- rozmasowałam nadgarstek.- Ona już taka jest. Ale zobaczysz, że da z siebie wszystko.
-Słuchaj, kochanie- rozmawiałam z Dashą w stajni przed zawodami. Nie miałam dużo czasu, bo przede mną startowały tylko dwie osoby.- Oczekuję, że dasz z siebie wszystko, ale nie więcej. Nie zamierzam tolerować niesubordynacji albo robienia rzeczy, wybiegających poza twoje umiejętności. Jeśli uznasz, że nie dasz rady, masz nie skakać. Jeśli jednak się zdecydujesz, a mi się to nie spodoba, nie ma wyrywania wodzy, robienia baranków i stawiania na swoim. CZAISZ?
Dasha trąciła mnie pyskiem w ramię.
Usłyszałam chrząknięcie z boku. Zobaczyłam Bartka uśmiechniętego od ucha do ucha.
-Ej ty, przedszkolanka na wycieczce, wskakuj na siodło, bo dwójka już opuszcza parkur.
-Po prostu coś sobie uzgadniałyśmy.- Zarzuciłam Dashy wodze na szyję, żeby potem było szybciej. Już chciałam jej dosiadać, bo wcześniej dopięłam popręg i wyregulowałam strzemiona, kiedy Bartek mnie zatrzymał.
-Może byś tak dopięła podgardle?- powiedział złośliwie.
=A teraz Wiktoria Maj, na koniu Dasha= usłyszałam głos komentatora.
-Nie może być za ciasno- mruknęłam, siadając w siodle.
-Ale bez przesady.
Od niechcenia wychyliłam się, zerkając tam. Pasek podgardlany zwisał luźno pod pyskiem klaczy.
-Cholera!- zaklęłam.
Zeskoczyłam z siodła, by to naprawić.
-Pomógłbym ci, ale ten osioł nie da mi się zbliżyć- Bartek spróbował wyciągnąć rękę, na co Dasha znów odskoczyła.
=Prosimy Wiktorię Maj= głos z parkuru mnie poganiał.
-Nie pomagasz!- warknęłam.
Zręcznym ruchem zapięłam pasek, nawet nie sprawdzając, czy nie jest za ciasno. Zaufałam najbardziej wyrobionej dziurce. Po czym wskoczyłam na siodło.
-Co jest?- spytała mama, zaglądając do stajni.
- Już jadę- powiedziałam w momencie, gdy w głośnikach znów zabrzmiał mocny głos:
=Ostatnie wezwanie dla Wiktorii Maj i Dashy.
Zakłusowałam, żeby jak najszybciej im się pokazać. Między przyjazdem tutaj a rozmową z Dashą miałyśmy 10 minut na rozgrzewkę, więc teraz nie musiałam się tym martwić.
Sędziowie spojrzeli na mnie zirytowani. Tylko obecność Dashy mnie pocieszyła. Klacz skakała jak zwykle świetnie. Jednak to ja popełniłam poważny błąd. Przy jednej ze stacjonat trochę wyprzedziłam Dashę i ,,skoczyłam" kiedy jeszcze wszystkie jej nogi były na ziemi. Przez to obciążyłam jej przód tak bardzo, że nie była zdolna skoczyć. Oczywiście moje słowa widać w ogóle do niej nie dotarły. Nie zamierzała zrezygnować ze skoku. Próbując to naprawić z powrotem usiadłam w siodle, ale za późno. Na szczęście nic wielkiego się nie stało. Klacz zrzuciła drąga, a towarzyszyło temu oburzone rżenie, które ja zinterpretowałam jako: ,,No co ty wyprawiasz?"
Taki błąd niemal nas eliminował. Obie osoby przed nami też zrzuciły po jednym drągu, ale za nami jest jeszcze trzynaście osób. Chciałam zrezygnować. Po co męczyć Dashę, skoro nic nie zdziałamy? Niech zachowa siły dla Izy. Jednak ona uważała inaczej. Naparła na wędzidło i nie zwracała uwagi na żadne sygnały. Spróbowałam odchylić się do tyłu, ona jednak tylko zarzuciła zadem, uniemożliwiając mi to.
-Co robisz, głuptasie?- Mogłam mieć tylko nadzieję, że nikt nie wie tego, co ja.
Dasha po prostu mnie zdominowała. Co prawda nie wiedziała jak pokonać parkur, w jakiej kolejności skakać, ale nie zamierzała się poddać. Postanowiłam jej pomóc. W takim wypadku oczywiście jak najbardziej pozwoliła mi przejąć dowodzenie.
Iza, startująca w innej klasie, też zaliczyła jedną zrzutkę. Na koniec było ogłoszenie wyników. Zajęłam trzecie miejsce. Dwaj jeźdźcy, będący na podium przede mną, przejechali bezbłędnie. Wielu innych miało taki wynik jak ja, ale dzięki determinacji, a także wspomnianej wcześniej zwrotności Dashy, naszego czasu nikt nie pobił. Izz również zajęła trzecie miejsce, ale już nie wnikałam w jej konkurencję. Grunt, że obie przechodzimy dalej. Ale... skoro tak, to która zrezygnuje?
-Wiki- powiedziała po chwili Iza.- Musimy uzgodnić już teraz, która z nas weźmie udział w zawodach. Po prostu, żeby nie tracić czasu. Mamy jeszcze pół roku. Lepiej niech jedna z nas przyłoży się do treningów. Po co tracić czas.
-Daję ci wolną rękę- oznajmiłam.- Ty zdecyduj, czego chcesz.
-W takim razie wycofuję się.
Zachłysnęłam się. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Niestety nie byłyśmy same i nim zdążyłam przemówić jej do rozsądku, Robert już to zaakceptował.
-Doskonale- powiedział.- A teraz obie dosiądźcie Dashy. Zrobimy wam zdjęcie.
Klacz miała na szyi dwa wieńce z kwiatów, my na szyjach brązowe medale, w rękach małe puchary. Pod naciskiem Izy siadłam z przodu. Na szczęście nasz fotograf-Bartek robił zdjęcie z boku, więc obie nas było dobrze widzieć.
-Uśmiech- polecił.
Dasha postanowiła zapozować na własną... własne kopyto. Stanęła dęba, rżąc dumnie. Bez problemu się utrzymałyśmy. Czarna grzywa powiewając mieszała się z naszymi brązowymi włosami. Zaśmiałyśmy się i trzy głosy- dziewczęce śmiechy oraz końskie rżenie- odbiły się echem od stajni. To był najwspanialszy dzień w moim życiu. No i najpiękniejsze zdjęcie, jakie mi zrobiono. Może też dlatego, że są na nim razem ze mną moje dwie największe przyjaciółki.
Oto moja ostatnia notka przed epilogiem. Tempo mam niezłe, ale musicie wiedzieć, że pisanie mnie odpręża. Po dłuższej chwili zaczęłam się uśmiechać sama do siebie... zanim powróciły wspomnienia z tego tygodnia i paru miesięcy w siodle. Ale cóż... każdy sobie radzi jak może. Ja, choć skróciłam liczbę notek, kocham pisać i mam nadzieję, że Wam się podoba.
Jak to ostatnia przed epilogiem? Czemu?
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że bardzo ładnie piszesz o koniach. Wiesz o nich bardzo dużo i naprawdę przyjemnie się to czyta. Przepiękny rozdział.
Czekam na następną notkę.
Wiesz ,,czemu". :P To, że pisanie odrywa mnie od rzeczywistości, jeszcze nic nie znaczy.
UsuńCzyżby? Strzelałam. xD Nawet nie wiedziałam jak się nazywa to wybicie podczas skoku, więc po prostu nazwałam to półsiadem. A o koniach nie wiem nawet w 1/10 tego, co Natiszka. I z jazdą też krucho. Nie wiem nawet, ile czasu minie, kiedy wreszcie będę miała okazję zagalopować...
Ale cieszę się, że Ci się podobało
Wyprzedziłaś mnie w napisaniu komentarza o kilka sekund(gdyby mi się komputer nie zaciął i klawiatura by nie szczelała). Ale mówi się trudno.
UsuńZnowu pierwsza(z 42 rozdziałów, tylko dwa razy, włączając ten)piszę.
OdpowiedzUsuńPiękna notka. Dasha znów w swoim żywiole :D
A będzie jeszcze nowy sezon? : )
OdpowiedzUsuńOczywiście! Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. ;P Co prawda na razie.mam pomysł tylko jeszcze na ten sezon, ale kto wie. Może podczas pisania coś wymyślę. Ale blog nie zginie. Skończę to opowiadanie, będzie następne (:
Usuńto dobrze :D
UsuńCZY PODOBA? CZY SIĘ PODOBA?!
OdpowiedzUsuńNie, nie podoba mi się. Jest po prostu zajebiście!
Czekam na nn.. pamiętaj, do obozu już niedługo...^^
Heh, ja mam czas. Dokładnie trzy tygodnie... prawie. Będę mogła notkę dopracować w 100 %. A musi być najlpszą notką na blogu. Tzn. najlepszą moją, bo nikt nie pobije prologu Natiszki (:
UsuńSzkoda, ze już kończysz, ale i tak nie masz czego dopisać to po co?
OdpowiedzUsuńNotka jak zwykle. Czemu ja zawsze to piszę?
No, ok.
Cudo. Obłęd, Super. ^^