~Wiki~
Resztę popołudnia spędziłam w stajni. Wcześniej obserwowałam jak Iza bawi się z Ramirezem, a potem prezentuje trenerowi skoków to, czego go nauczyła- koń bez wahania skakał przez wodę. Jednak ja postanowiłam się nie wtrącać. To Izie Ram zaufał, więc ja nie byłam tam potrzebna. Wieczorem wciąż siedziałam w stajni, gdy weszła do niej Izabela. Prowadziła Ramireza.
-I jak tam?- spytałam.- Widziałam, że udało ci się dokonać niemożliwego.
Spojrzała na mnie bez cienia uśmiechu, nie odpowiedziała. Wprowadziła konia do boksu, zdjęła mu kantar i bezceremonialnie wyszła ze stajni. Obserwowałam ją chwilę zdziwiona. Chciałam pójść za nią, ale pani Anita zatrzymała mnie w wyjściu.
-Skoro już jesteś, mogłabyś wyprowadzić konie na pastwisko- powiedziała. Brzmiało to jak suchy rozkaz, ale trenerka uśmiechnęła się do mnie i wiedziałam, że jest przyjacielsko nastawiona.
Skinęłam głową. Postanowiłam wziąć się za to natychmiast. Tak naprawdę do wyprowadzenia były tylko Karo- piękny fryz- oraz Norton- gniady angloarab. Oba były ogierami, więc miały osobny wybieg.
Było już po dwudziestej, kiedy wróciłam do pokoju. Iza już spała. Albo raczej udawała. Wątpię,żeby udało jej się zasnąć tak wcześnie, a leżała odwrócona do ściany, więc równie dobrze mogłaby mieć otwarte oczy.
-Obraziłaś się o coś?- spytałam półgłosem. Mówiłam na tyle głośno, żeby mnie usłyszała, ale na tyle cicho, by jej nie obudzić, jeśli faktycznie śpi.- Jak chcesz- mruknęłam i poszłam do łazienki pod prysznic.
Rano pojechaliśmy na wycieczkę w teren. Na początku miała być sama przejażdżka po lesie, ale trener miał dla nas niespodziankę. Przyprowadził nas do pięknego toru crossowego. Dziś to ja dosiadałam Ramireza, na własne życzenie. Zawsze konie były wybierane losowo i my nie mieliśmy nic do gadania, ale nie było chętnych do jazdy na koniu, który jeszcze wczoraj nie wskoczyłby do wody, więc pozwolili mi go wziąć.
Iza cały czas się do mnie nie odzywała. Później muszę z nią pogadać.
-To kto pierwszy?- spytał pan Piotr.- Może ty, Wiki? Pokażesz, co Ram potrafi.
W odpowiedzi pokierowałam wałacha na start. Na sygnał uszyliśmy spokojnym galopem. Sągi drewna, wał, okser... W końcu dojechaliśmy do zeskoku do wody. Zamarłam czekając, czy koń skoczy. Tak jak ostatnio uczył mnie trener, zamiast skupić się na samym skoku postanowiłam wczuć się w każdy ruch, by wiedzieć, kiedy coś będzie nie tak. I wysiedziałam w siodle, kiedy ogier się wyłamał. Żaden powód do dumy. Mieliśmy to przeskoczyć!
-Nie bój się skakać- polecił pan Piotr.
-Nie boję się- zaprotestowałam ostro.
-Koń myśli inaczej. Jak chcesz go przekonać, że nic mu nie grozi, skoro sama spinasz każdy mięsień, wstrzymujesz oddech i kulisz się w siodle? On to przeskoczy, po prostu mu zaufaj! Zacznij od początku.
Tak więc znowu wróciliśmy na start. Tym razem zamiast próbować wyczuć zamiary konia, po prostu skupiłam się nad sobą- oddech, pozycja, napięcie.
Przeskoczyliśmy bez problemu. Potem jeszcze parę przeszkód i meta.
-Brawo-powiedział pan Piotr.-O to mi chodziło.
Iza właśnie wychodziła z siodlarni. Zanosiła siodło wałacha, na którym jeździła na crossie. Zagrodziłam jej drogę. Spróbowała mnie ominąć, ale ja nie odpuszczałam. Chciała mnie popchnąć napierając na mnie całą siłą, jednak ja byłam szybsza. Uchyliłam się, a ona wpadła do otwartego boksu naprzeciw siodlarni. Krzyknęła, lecąc na siano. Podałam Izie rękę, żeby pomów jej wstać. Ona mnie pokazowo zignorowała.
-O co ci chodzi?- spytałam.
-O co?- spytała. Uśmiechnęłam się, zadowolona sukcesem. Co prawda głos przyjaciółki zabrzmiał ostro i nieprzyjemnie, jednak odezwała się do mnie po raz pierwszy od wczorajszego południa.- Wczoraj po prostu mnie olałaś! Miałyśmy razem pracować z Ramirezem, a ty zostawiłaś nas samych na ujeżdżalni, a sama poszłaś sobie do kogoś dzwonić!
-Izz... to nie tak. Już Ci tłumaczę.
-Słucham.- skrzyżowała ręce na piersi i spoglądała na mnie wzrokiem typu ,,ciekawe jaką bajeczkę wymyślisz, żeby się usprawiedliwić".
-Kiedy poszłam do łazienki, zadzwonił Bartek. Rozmawialiśmy chwilkę. W tej rozmowie coś napomknął o Dashy. Powiedział, że coś z nią nie tak. Kiedy cię zostawiłam- położyłam nacisk na to słowo- musiałam iść z nim pogadać. Chciałam wiedzieć co się dzieję. Ale nie odebrał.
-Nie wiedziałam...
-W porządku- odparłam.- Nie chciałam cię denerwować.- Postanowiłam rozluźnić atmosferę. Uśmiechnęłam się promiennie.- To co, jedziemy na przejażdżkę z grupą?
Notka na razie taka. Już będziemy się zbliżać do końca tego tomu. Doszłam do wniosku, że miło by było epilog zamieścić przed moim wyjazdem na obóz, czyli do 10 lipca. Wątpię czy mi się uda, ale postaram się pisać częściej. Najbardziej tylko martwię się o sam epilog, bo on będzie baaardzo długi. Tak na oko to długość ze dwóch rozdziałów o odnalezieniu Broszki. Chyba, że nie będzie mi się chciało pisać, to go skrócę. Hmm... Oprócz epilogu to jeszcze jakieś 4-6 rozdziałów. Zobaczymy, co z tego będzie :)
A dzisiaj miałam jazdę. Jeszcze nie galopowałam. Tzn. dziś miałam próbować, ale zamiast pierwszego galopu, niewiele brakowało do pierwszej gleby. Wypadłam z siodła i powisiałam sobie z boku. A Bakalia spanikowała. Magda stwierdziła, że na pierwszy galop lepszy będzie Syryjczyk. ;) Ale i tak z jazdy jestem zadowolona. :) No to tyle. (:
PIERWSZA!!! Ha ha, Nikki dzięki za info o notce xd O Jezusie, jak to dramatycznie zabrzmiało! "Izz... To nie tak..." Mój Bosze... masakra ;c U mnie rozdział jeszcze dziś, o ile uda mi się go napisać, bo jak na razie piszę z czterema osobami xd Ooo, też jadę 10 lipca! xd Ja do Włosania :D
OdpowiedzUsuńASDFGHJKL Czemu taki krótki? Fajnie sie o tym wszystkim czyta... Ja chce następną notkę tu i teraz ok. Fajnie że im sie udało z tym Ramirezem, Iza wredna sie złości... Oj. No co tu dużo mówić czekam na nn!
OdpowiedzUsuńIzz umie szczelić focha. Dobrze, że Ramirez już się nie boi wody.
OdpowiedzUsuńSzkoda że notka jest taka krótka(za to świetna), ale zawsze to coś.
Co do twojej jazdy, to twój pierwszy upadek?
Nie upadłam tak do końca, tzn. nie dotknęłam ziemi. Ale na pewno pierwszy raz znajdowałam się tak blisko niej ;)
UsuńDobrze, że Izz i Wiki się pogodziły, bo nie wiem jak długo bym wytrzymała jak one by się tak mijały i nie odzywały do siebie. Rozdział jak zwykle świetny czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńWszyscy są szczęśliwi, pogodzili się i wszystko jest git. Tylko z Dashą coś nie gra, a ja muszę wiedzieć co? Żyje jeszcze, prawda? Jak zwykle rozdział świetny, bardzo dobrze, że Ramirez przyzwyczaił się do tej wody.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział.