~Wiki~
Przycisnęłam nos do szyby samochodu. Chciałam po raz ostatni spojrzeć na stadninę z obozu, ale spływające po niej strumienie deszczu ograniczyły mi pole widzenia. Dobrze, że akurat dziś wyjeżdżamy, bo nie zostałoby nam nic więcej poza halą. Już dziś obie grupy naraz musiały z niej korzystać, bo padało od wczorajszego wieczoru, a jazdy mieliśmy jeszcze dziś do południa.Siedziałam z przodu, a Iza bezpośrednio za mną. W jednej chwili mama z całej siły nacisnęła na hamulec. Samochód obrócił się po jezdni, a ja tylko dzięki pasom bezpieczeństwa nie wypadłam przez przednią szybę.
-Wszyscy cali?- spytała mama.- Wiki, Izo?
-Taak- wykrztusiłyśmy naraz, a ja dodałam jeszcze:- Co się stało?
-Jakiś palant zajechał nam drogę, a w tym deszczu ledwo go zauważyłam. Nawet wycieraczki nie nadążają zbierać wody z szyby.
Spojrzałam na przednią szybę. Mama miała rację. Zanim wycieraczki przeszły przez pół szyby, po oczyszczonej części znów zaczęły płynąć strumienie. Ledwie udało nam się zjechać na pobocze.
-Może się gdzieś zatrzymajmy?- zaproponowała Iza.- Deszcz nie będzie padał wiecznie.
Nie podobała mi się myśl opóźnienia powrotu do schroniska... do Dashy... o kolejne kilka godzin, ale nie było wyjścia. Postanowiłyśmy spędzić ten wieczór jak i całą noc w pobliskim moteliku. A Iza miała rację: ,,Deszcz nie trwał wiecznie". Przestało padać już nad ranem. Około trzeciej zapanowała taka cisza, że aż się obudziłam, a po sekundzie leżałam znów nieprzytomna.
Na widok znanych lasów od razu serce mi mocniej zabiło. Poprosiłam mamę, żeby od razu zawiozła nas do schroniska. Mniej więcej kilometr od niego samochód stanął.
-Coś nie tak?- spytałam.
-Benzyna się kończy- machnęła ręką w stron wskaźnika.- Zostało go jeszcze na maksymalnie dwa kilometry. Zmiana planów, muszę zatankować.
A ja muszę do koni, odparłam w myślach.
-Equiland jest niedaleko- powiedziałam na głos.- Pójdziemy piechotą, trochę rozprostujemy nogi po jeździe, złapiemy świeżego, podeszczowego powietrza.
-Czy ja wiem...? A co jak się zgubicie albo coś?
-Znamy drogę- wtrąciła się Izka- a to niecały kilometr. Do szkoły mamy trzy razy dalej.
-No dobrze, ale zadzwońcie do mnie, jak dojdziecie.
Odsunęłam ostatnią gałązkę, by naszym oczom ukazał się ogrodzony teren Equilandu. Po dwóch tygodniach ciężkich, wielogodzinnych treningów, potem po 5 godzinach siedzenia bez ruchu w samochodzie, a na koniec po przedzieraniu się przez przez następną godzinę przez te gęste krzaczory czułam się tak, jakbym na piechotę wróciła z tego obozu. Wtedy czekała nas jeszcze jedna niespodzianka. Wszędzie dookoła aż roiło się od ludzi. Byli wszędzie- przy pastwisku, po którym chodziły konie ,,na urlopie", przy pozostałościach stajni, którą Robert na czas odbudowy ogrodził, jeździli po parkurze lub zwykłym maneżu...
-Czyżby znowu dzień otwarty?- uniosłam brew. Na razie nikt nas nie zauważył. Zresztą nic dziwnego. W takim tłumie? A przecież nawet jeszcze nie weszłyśmy przez bramę.
-Nie sądzę. Spójrz- Iza wskazała coś głową.
Wtedy zobaczyłam Kubę stojącego przy pastwisku. Opowiadał coś zaciekawionym ludziom, wskazując poszczególne konie. Odwróciłam głowę na ujeżdżalnię. Bartek stał tam i wykrzykiwał komendy do wężyka jeźdźców. Czasami zerkał za siebie na parkur, sprawdzając jak sobie radzi jedyny jeździec, który w tej chwili wybrał skoki. Koło lonżownika znajdowało się coś nowego... budka z okienkiem. Nie była duża, miała najwyżej metr szerokości i dwa wysokości. Ale ktoś musiał ją kupić bądź zbudować. Siedział w niej Robert i przyjmował pieniądze od ludzi.
-Trzydzieści- wypowiedziała Iza słowo pozornie bez sensu.
-Co?- chciałam wiedzieć.
-Trzydzieści osób- powtórzyła.
Pokręciłam głową zdruzgotana. Co oni zrobili z naszym Equilandem?! Człowieka nie ma dwa tygodnie, po czym nie ma już do czego wracać.
Pobiegłam na pastwisko. Iza za mną.
-Izz, Wiki!- krzyknął Jakub.
Zignorowałam go. Iza zawahała się, spojrzała mu w oczy, po czym poszła w moje ślady.
Jednym zręcznym ruchem przeskoczyłam nad ogrodzeniem pastwiska. Parę osób zaprotestowało gniewnie. Widać im nikt na to nie pozwolił, po zaciskali mocno ręce na deskach ogrodzenia, spoglądając tęskno na stojące dość daleko konie. Spróbowałam odszukać Dashę, ale zbyt kręciło mi się w głowie, nie mogłam jej zauważyć. Stanęłam więc na środku pastwiska i zagwizdałam. Był to czysty, melodyjny dźwięk, którego czasem używałam trenując z Dashą. Wtedy naszym oczom ukazała się klacz wstająca z ziemi. Podbiegła do nas żwawym galopem. Teraz wiem, czemu jej nie zauważyłam. Spodziewałam się zobaczyć brykającego po łące konia, lśniącego i szczęśliwego. To, co przed nami stało było obrazem nędzy i rozpaczy. Oczy całkiem zgasły, zniknęły w nich figlarne iskierki. Lśniąca, wypielęgnowana sierść stała się matowa, brudna; białe odmiany na głowie zniknęły pod warstwą piachu. Niegdyś piękna grzywa tera była skołtuniona, przeplatana sianem i piachem. Pogładziłam jej szyję. Czułam się jakbym głaskała buldoga. Zacisnęłam palce na skórze. Nawet kiedy ją puściłam, nie wróciła do dawnego kształtu.
-Dwa tygodnie!- ryknęłam.- Nie było nas dwa tygodnie! Zabiję ich, przysięgam, zabiję!!!
-Wiki, spokojnie. Dajmy im się wytłumaczyć. Jeśli ich powiesimy nigdy nie dowiemy się, o co tu chodzi.- powiedziała Iza spokojnie.
Mimo opanowanego głosu, ją też to poruszyło. Całą twarz miała czerwoną. Po wypowiedzeniu tych spokojnych słów uśmiechnęła się, jakby na wizję znęcania się nad Bartoszem i całą tą resztą.
-Idź do Jakuba, ja pogadam z Bartoszem- poleciłam.
-Nie ma sprawy. Tylko, Wiki, proszę, wypuść tego kija, bo to ma być pokojowa rozmowa.
Dopiero teraz się zorientowałam, że nieświadomie podniosłam z ziemi patyka długiego i niemal tak samo grubego jak moja ręka od dłoni do ramienia. Rzuciłam go za ogrodzenie, nie zważając na stojących tam ludzi. I się rozstałyśmy. Mój kierunek: ten zdrajca, kretyn debil, palant, #^%, (!*&@- to były bardziej pieszczotliwe obelgi.
Stanęłam przy ujeżdżalni, pozwalając, by mnie zauważył.
-Występujcie konie i kończymy!- polecił grupie.
Teraz zauważyłam, że po maneżu jeździły cztery konie. Jednego z nich nie poznałam. Czyżby był jakiś nowy, pomyślałam. W pozostałych poznałam Chantell, Esemesa i Kanti.
Wtedy zobaczyłam, że jeździec na parkurze, który też podlegał poleceniom Bartosza, również jeździł na koniu, którego nie poznałam.
Chłopak szedł dumnym krokiem. Stanął obok mnie i otworzył usta, żeby się przywitać, kiedy moja pięść pomknęła do jego twarzy. Upadł, a ja pożałowałam tego, co zrobiłam. Po prostu dałam się ponieść emocjom. Pomogłam mu wstać. Bartek stanął kilka kroków ode mnie, by uniknąć kolejnego ciosu. Splotłam ręce za plecami.
-CO TO JEST?!- spytałam, uwalniając jedną rękę i wskazując wszystko dookoła.
Nawet w takim hałasie usłyszałam jego westchnięcie.
-Mamy małe... problemy. Finansowe- zaczął.- Potrzebujemy pieniędzy albo TO- przedrzeźnił mnie- zniknie z powierzchni ziemi. Komornik przyszedł zaraz po waszym wyjeździe. Was nie było, nie mogliśmy czekać... We trzech zrobiliśmy burzę mózgów i stwierdziliśmy, że stadnina rekreacyjna to najlepszy sposób. Ludzie za darmo mogą przychodzić, obejrzeć konie, Kuba o nich opowiada, płacą za jazdy na tych wierzchowcach, w których zakochali się na pastwisku. Mamy dużo klientów, bo jest tu pięć złotych na lekcji taniej, niż u Amandy, no i dwa razy bliżej. I atmosfera lepsza.
-A co się stało z Dashą?- spytałam już spokojniej. Wolę taki Equiland, niż jego brak.
Gdyby tego miejsca nie było... musiałabym się prosić Amandy, żeby u niej jeździć konno. Może nie tyle prosić, bo za lekcje bym płaciła, ale samo znoszenie towarzystwa Amandy lub, co gorsza, prowadzenie przez nią moich lekcji, jest czymś, czego nie widziałam w najgorszych koszmarach. Jest jeszcze Pferd, ale stadnina znajdująca się ze 40 kilometrów od nas ograniczałaby moje jazdy do jednej na dwa tygodnie.
-Po waszym wyjeździe się załamała. Przychodziłyście tu tak często, że ehh... Bez was nie zje, nie wypije. Leżała tylko w piachu, ruszała się jedynie, gdy ktoś do niej podchodził. Ale Wówczas skakała na niego z zębami. Zacisnęła je raz na palcach ojca. Na szczęście ich nie odgryzła, ale jednego złamała, aa, szkoda gadać. Kiedy do ciebie dzwoniłem chciałem tylko ci powiedzieć o pomyśle z prowadzeniem jazd i stworzenia ze schroniska stadniny rekreacyjnej. W końcu jak usłyszałem twój wesoły głos nie miałem odwagi. Wyszła z tego zagadka. Zacząłem się plątać. Wspomniałem o Dashy, bo obserwowałem jej zachowanie przez cały dzień. Nie wiedziałem, że będą z tego aż takie konsekwencje.- Obejrzał się przez ramię na swoją grupę jeździecką.- Zsiądźcie z koni, rozsiodłajcie je i puśćcie na pastwisko!- rozkazał.
-Rozumiem... tak myślę.- przyjrzałam się obcym koniom.-A...
-Skoro rozumiesz, to skąd ten cios w twarz?
-Wtedy nie rozumiałam, no i byłam wściekła- odparłam krótko, po czym kontynuowałam przerwane pytanie.- A skąd te dwa konie? Są wasze?
-Tak. Ojciec kupił TRZY konie na potrzeby szkółki. Są spokojne, nadają się nawet dla całkiem zielonych. Chodź, poznam cię z nimi.
Jeźdźcy zdążyli już puścić konie, więc Bartek zabrał mnie na łąkę. Opowiadał mi o koniach. Każdy z nich był szlachetnej półkrwi, najczęściej kupiony za grosze. Dwa gniade wałachy nosiły imiona Boni i Polo. To tego drugiego widziałam na maneżu. Boni w tym czasie odpoczywał. Trzecim koniem była bardzo skoczna klacz Isobel maści tarantowatej.
Pokręciłam głową bez zrozumienia. Nie ma to jak mieć komornika na karku i kupować zadbane konie, żeby uratować pełne bezdomnych koni schronisko, pomyślałam z dezaprobatą.
-Teraz mamy lonżę, jeździ Boni. Chcesz poprowadzić lekcję?- widział moje zaskoczone spojrzenie.- No co? My tu harujemy od dwóch tygodni, teraz wy popracujcie.
My zaś leżałyśmy na leżaczku w cieniu dębów, pomyślałam zirytowana, dociskając rękę do mięśni kręgosłupa, gdzie wciąż miałam zakwasy.
W końcu jednak uległam. I tak przez następną godzinę użerałam się z dziesięciolatką, twierdzącą, że jest najmądrzejsza na świecie. A gdy ją poprawiałam, kiedy mówiła na wędzidło wodza i odwrotnie, bez znaku skruchy uważała, iż wie co jest co, a tak po prostu jej wygodnie mówić. Nie znałam zbyt dobrze tego konia, ale już mi go było szkoda. Tym bardziej, że wydawał się być bardzo miękki w pysku, a młoda wisiała na wodzach.
-Przedłuż wodze- poleciłam znudzona.
-Nie, bo on przyspieszy- odcięła się dziewczynka, demonstracyjnie łapiąc za samą sprzączkę wodzy... i dając łydkę.
Kiedy wreszcie padłam na łóżko w domu, nic więc dziwnego, że od razu zasnęłam.
Notka nawet długa i, moim zdaniem, lepsza niż ostatnie dziesięć poprzednich ;) Teraz czeka nas mały poślizg czasowy, bo zostało do napisania 4-5 notek i... półtora roku akcji ;) Ale za tą notkę jestem z siebie dumna. Jej pisanie zajęło mi tylko trzy godziny, zaczęłam i skończyłam jednego dnia. :D Mam nadzieję, że się podoba (:
"-Nie ma sprawy. Tylko, Wiki, proszę, wypuść tego kija, bo to ma być pokojowa rozmowa." padłam xd O Jesu! Notka na drugi dzień? Zaskakujesz! Hehz, a zakończenie sezonu trzeciego u mnie zaskoczy niemal każdego, bo planuję wielkie plany! :D Nie wiem, czy wyrobię się w czasie z trzynastoma notkami, więc jakby coś tom może być krótszy o pięć rozdziałów... No zapraszam Cię na drugiego bloga, na którym widnieje notka z dzisiejszej jazdy ;) Uuu półtora roku? No to będzie się działo! xd Ejj mam taki pomysł, weź ogarnij Natiszkę, żebyście napisały ostatnią notkę z podziałęm na Izę i Wikę, błagam! Czekam na nn...^^
OdpowiedzUsuńAkcja z kijem padłam hahahah xd No właśnie nie ma to jak kupować konie mając na karku komornika, no ale ok jak kto lubi... Jak to tylko 4-5 notek? Ja rozumiem że nie można ciągnąc w nieskończoność ale chce następne sezony! Półtora roku? Jezu już sie nie moge doczekać ^^ Rozdział zajebisty, podoba mi się jak wszystkie inne i oczywiście czekam na następny :))
OdpowiedzUsuńCios w nos .. the best .hahahaha xd Zdziwiłam sie ,że tak szybko dodałaś kolejny rozdział . Jak znajdziesz czas to zaglądnij http://desterma-datura.blogspot.com/ . nie jest tak dobry jak twój .. bez porównania mój jest gorszy ,ale chyba aż tak okropny nie jest :) Zapraszam i czekam nn ! ;D ^^
OdpowiedzUsuńProsto w twarz :) Takie tam, po co się witać jeśli można odrazu komuś przywalić :P Z tym kijem też piękny moment, poprostu cudaśny. Dasha teraz jest happy i będzie jadła i w końcu stanie się takim serdelkiem, albo parówką :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :D
Szalejesz z tymi notkami xD
OdpowiedzUsuńA z tym kijem... Mówiłam już, że Cię uwielbiam?
Rozwalił mnie tekst Izz z tym kijem! Wiki byłaby do takiego czegoś zdolna? Albo ten cios w twarz hehehe :D
OdpowiedzUsuńFajnie że przybyły do stadniny te trzy konie. Będą dłużej, czy jak Stadnina się upora, z komornikiem to je sprzedają? (Oby to drugie, byłoby fajnie) ;)
Myślałam, że z Dashą będzie coś gorszego(nie wiem, np. złamie nogę, ucieknie), ale dobrze że tak nie jest. W końcu zacznie jeść i pić. A Wika i Izz ją wyczyszczą i znowu będą mogły patataić na niej.
Notka długa i jak zwykle świetna(muszę wymyślić jakieś inne słowo zamiast ciągle pisać "świetna").
Tylko półtora roku?? Tylko 4-5 notek?? Chcę następny sezon. Nie ma tak ;D
Następny sezon będzie :)
Usuń4-5 notek zostało do końca tego sezonu ;)
To super :))
UsuńBędziesz jeszcze pisać tego bloga "S&S"? :D
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to świetny :3
Oczywiście. Ostatnio z Sophie uzgodniłam parę rzeczy i powiedziała, że może nawet wcześniej niż przed drugą połową lipca będzie mogła pisać regularnie. A ja jestem zawsze w pełni dyspozycyjna
Usuń