Wpatrywałam się oszołomiona w ekran komputera. Dasha żyła, Dasha żyła, Dasha..., brzmiało mi w głowie. Jadę do stajni; tak; teraz, zaraz. Podniosłam się z fotela, kiedy usłyszałam dźwięk wkładanego klucza do zamka. Zdziwiło mnie to, no bo przecież Rafik nie ma kluczy od domu. Zawsze pukał, kiedy chciał wejść. W tym momencie do salonu wszedł Dariusz.Uśmiechnął się do mnie.
-Wiki...
-Zapomniałeś czegoś?- spytałam, unosząc wyzywająco brew.
-Ciebie- chciał mnie przytulić, ale się odsunęłam gwałtownie i objął powietrze.
-Tylko tyle masz mi do powiedzenia?- zerknęłam na laptopa, ze artykułem o wypadku na ekranie. Zamknęłam go szybkim ruchem.- Ja cię grzecznie poprosiłam, ale ty jak zwykle musiałeś postawić na swoim.
-Wiem, przemyślałem to... Pojadę z tobą do tej... stadniny- ostatnie słowo zaakcentował wręcz niesmacznie, wydusił je z siebie. Ale to powiedział.
-Daruś- powiesiłam mu się na szyi.- Kiedy jedziemy?
-Dziś już jest późno, a jutro nie mogę. Pojutrze?
-Pewnie! Bierzemy Madzię? A Rafik?
-Miało być chyba całą rodziną?- wywrócił oczami.
A ja byłam wniebowzięta. Ale zaraz posmutniałam. Wiedziałam, że czeka mnie jeszcze poważna rozmowa z Bartoszem. Może dojść nawet do rękoczynów. Dasha... Moja Dasha... To imię miało w sobie jakąś moc. Ehh... ile bym dała, żeby choć na chwilę móc wtulić palce w kruczoczarną grzywę. Jaki sens ma to, co robimy, nasza walka z losem, skoro jeden moment może wszystko zaprzepaścić? Po co w ogóle ratowałyśmy Dashę ze stanu praktycznie beznadziejnego? Po co oswajałyśmy ją, budowałyśmy zaufanie? Skoro i tak po dwóch latach zginęła. I jeszcze nas zraniła. Gdyby Robert wysłał ją do rzeźni na pewno byśmy to przeżyły, ale nie tak, jak po naszym wypadku... Po co się starać? No właśnie, po co? Życie jest niesprawiedliwe!
Cały dzień i noc czekałam na chwilę, kiedy znów znajdę się w schronisku... to znaczy w stadninie, bo schronisko to już od dawna nie jest. Dziś wzięłam sobie dzień wolnego, nie mogłabym pracować w takim stanie. Wcześniej też wydrukowałam końcówkę artykułu i screena filmiku przedstawiającego Dashę w ruchu po wypadku. Teraz byłam już w samochodzie. Wjechałam przez bramę i zatrzymałam się na parkingu. Poniedziałek, godzina 9. Nic dziwnego, że na ujeżdżalni było zupełnie pusto i jedynie kilku stajennych stało przy stajni, rozmawiając ze sobą. Nie widziałam Bartka, ale zauważyłam Izę, czyszczącą Highway'a na uwiązie. A to dopiero ranny ptaszek, pomyślałam. Ja miałam powód, by tu przyjechać, a ona?
-Gdzie Bartek?- spytałam, podchodząc do niej.
-Wiki- uśmiechnęła się serdecznie.- W swoim gabinecie. A...
-Chodź- mruknęłam, szarpiąc ją za ramię.
-Highway...
-Przeżyje. A ja mam z wami do pogadania.
Poszła za mną, gdy prowadziłam ją do gabinetu Bartosza. Szłam zdecydowanie, świetnie orientując się w terenie. Może posesja się zmieniła, ale gabinet chłopaka był tam, gdzie zawsze siedział... Robert. Bez pukania szarpnęłam za klamkę tak szybko i mocno, by narobić jak najwięcej huku. Bartosz siedział na fotelu i czytał gazetę. Na nasz widok uniósł wzrok i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dałam dojść mu do słowa.
-Możecie powiedzieć mi- zwracając się do ich obojga, wyjęłam z torebki wydrukowany artykuł i cisnęłam nim o biurko- co to jest?!
Bartosz zaczął czytać, a Izabela zerkała mu przez ramię. Ja wcześniej specjalnie podkreśliłam zdanie: ,,Właściciel wyraził zgodę na jej uśpienie.", więc powinni od razu wiedzieć, o co mi chodzi.
-Zginęła na miejscu, hę?- syknęłam. Cała aż drżałam.- Jak dobrze mieć takich przyjaciół, którym mogę ufać.
-Wiki- Iza spuściła głowę i pociągnęła nosem.- Pozwól mi wyjaśnić...
-Proszę bardzo!- skrzyżowałam ręce na piersi i wbiłam wzrok w jedno ze zdjęć wiszących na ścianie, przedstawiające Dashę, żeby unikać spojrzenia Izy.
-Iza- wciął się Bartek.- Nie mieszaj się do tego. To ja jej...
-Nie!- zakończyła rozmowę z nim Izka.- Co ty wiesz? Na pewno nie tyle, co ja. A więc, Wiki... Tak- Dasha przeżyła. Była w rozpaczliwym stanie. Wyglądała milion razy gorzej, niż przy naszym poprzednim spotkaniu. Miała złamane dwie nogi i kilka żeber. Z jednej strony nie mogła leżeć, więc podnieśliśmy ją i poprowadziliśmy pod jej brzuchem pas podtrzymujący, który uniemożliwiał położenie się jej. Nawet mimo dwóch nóg w gipsie. Ale z drugiej... przecież miała złamane żebra. My wybraliśmy mniejsze zło- ratowaliśmy jej życie. Ale strasznie cierpiała. Miałaś kiedyś załamane żebra, kiedy spadłaś poważnie z Broszki. Wiesz jak to jest. Ledwo można oddychać. A teraz wyobraź sobie, że ktoś przeprowadza ci pod brzuchem sznurek, który utrzymuje cały ciężar twojego ciała. Cały czas musieliśmy szprycować ją środkami przeciwbólowymi. Ona nawet mnie nie poznawała! Ale żyła... Wierzyłam głęboko w sercu, że wyzdrowieje. Minęło półtora miesiąca.- na te słowa wstrzymałam oddech. Przecież dwa tygodnie temu ja powinnam się obudzić według tego co słyszałam o dwóch miesiącach śpiączki. Przemilczałam to jednak, pozwoliłam jej skończyć.- Nogi się zrosły. Nigdy nie mogłaby biegać, chodzenie byłoby dla niej trudne, ale nie wyobrażałam sobie, żeby z tego powodu ją zabić. Nikt z nas tego nie chciał. Jej problemem były żebra. Przez pas trzymający ją na czterech nogach, zrosły się krzywo. Zapadły się głęboko w klatkę piersiową, Dasha walczyła o każdy oddech.- z oczu Izy popłynęły łzy. Ale widziałam, że chce dokończyć opowieść.- Tego samego dnia zdjęliśmy jej pas. Cieszyła się ,,wolnością". Była sobą, bo dzień wcześniej odstawiliśmy jej środki przeciwbólowe i zdążyła już wytrzeźwieć. Pod koniec dnia postanowiła się położyć. Nie leżała w końcu od prawie siedmiu tygodni. Byłam przy tym, jak opadła ciężko na bok. Żebra pękły, jedno z nich przebiło płuca. Z jej nozdrzy poleciała krew, to był tak straszny widok... Narobiłam takiego krzyku, że cała ludzka część stajni się zleciała, a Robert zadzwonił po weterynarza. A ten rozmył wszystkie wątpliwości. Pamiętam, jakby to było wczoraj, słowa weterynarza ,,Ta klacz już jest martwa. Ratowałem ją, kiedy miała połamane nogi i żebra. Teraz szczytem miłosierdzia jest ją dobić". Leżałam z głową na szyi Dashy, zalewając ją łzami i przemawiając spokojnie do klaczy. Robert naradzał się z Bartoszem. Bartek był przeciwny uśpieniu Dashy. Stwierdził, że wraz z nią ty umrzesz... jeśli się w ogóle obudzisz. Ale Robert podjął ostateczną decyzję. Zadzwonił tylko do twoich rodziców, bardziej oznajmić im o tym, niż pytać o zgodę. Ale zgodzili się z nim. Wciąż leżałam na klaczy, kiedy weterynarz w jej szyję obok mnie wbijał igłę. Miałam ochotę podstawić pod nią rękę, ale chciałam doczekać chwili, kiedy ty się obudzisz. Musiałam żyć. Wiedziałam, że będziesz potrzebowała mojego wsparcia, kiedy dowiesz się, że Kara nie żyje... Jeszcze tego samego dnia był jej pogrzeb. Zakopaliśmy ją na ujeżdżalni, na której teraz jest parkur. W końcu tak bardzo kochała skakać... Ale to nie był koniec problemów. Następnego dnia poszłam do ciebie do szpitala. Zaniedbałam cię, bo musiałam czuwać przy karej. Wtedy dowiedziałam się, że nigdy się nie obudzisz. Twoi rodzice nawet chcieli odłączyć aparaturę podtrzymującą cię przy życiu, ale moi poprosili ich, żeby tego nie robili. Wiedzieli, że po śmierci Dashy tylko ty trzymasz mnie przy życiu, bo mam nadzieję, że się obudzisz. Nadzieja? To śmieszne! Straciłam ją już wiele tygodni wcześniej. Teraz świat się dla mnie zawalił.Byłaś dla mnie martwa, bo nie wierzyłam, że jeszcze kiedyś otworzysz oczy. Tego samego dnia postanowiłam to wszystko zakończyć...- otarła łzy, a ja słyszałam w jej głosie tylko żal i zawziętość.- Moi rodzice siedzieli w pokoju i oglądali telewizję. Ja wyjęłam z szafki w łazience tabletki nasenne mojej mamy i poszłam do kuchni. Całe opakowanie, 28 tabletek, zmiażdżyłam między łyżkami i wrzuciłam do szklanki z wodą mineralną. Jak się rozpuściły, wypiłam zawartość szklanki duszkiem. Nie wiedziałam, że to tak szybko zadziała. Myślałam, że zdążę pójść do mojego pokoju, położyć się w łóżku, a gdy rodzice się zorientują, będzie za późno. Ale nie. Upadłam tak jak stałam, przy okazji zrzucając z szafki garnek, no i upuszczając szklankę. Według rodziców narobiłam takiego huku, że 15 minut później byłam już w drodze do szpitala i mnie odratowali płukaniem żołądka. Dwa tygodnie później się obudziłaś, a ja odżyłam od nowa. Jednak ty byłaś niedostępna. Kiedy wyjechałaś... to był dla mnie kolejny cios. To rodzice zadecydowali o wyjeździe. Bali się, że znów mogę spróbować się zabić, tym razem skuteczniej... I to cała opowieść. Przykro mi, że nie znałaś prawdy, ale Rob bał się, że będziesz zrozpaczona jeśli się dowiesz, że minęłaś się o włos z Dashą.
Teraz łzy płynęły jej już po policzkach niepohamowanie. Objęła ją przyjacielsko.
-Wi...ki- wyłkała.- Pojedziesz ze mną dziś na... na... pogrzeb babci?
-Pewnie, że pojadę, szepnęłam kojąco.
Iza łkała cicho nad nagrobkiem z nazwiskiem jej babci, obłożonym wieloma wieńcami z kwiatów. Ja stałam obok niej ze spuszczoną głową, razem z Dariuszem, który położył mi ręce na biodrach. Nie chciałam iść tam sama. Co to, to nie. A przy okazji poznałam najlepszą przyjaciółkę z moim mężem. Na koniec pożegnaliśmy się i każdy poszedł do siebie. Iza powiedziała, że nie może jutro przyjść do stajni. Może to i lepiej... Jutro przyjdzie mi namówić męża, żeby pozwolił naszej córce jeździć. Wciąż byłam na nią wściekła, dopiero niedawno zdążyłam zapłacić mandat. Ale wiedziałam, że ona by mi nie wybaczyła takiego uporu. Ehh... Jutro będzie ciężki dzień.
-Długo jeszcze?!- krzyknęłam, waląc w drzwi od łazienki.
Najpierw musiałam poczekać, aż Dariusz wróci z pracy, bo nie miał zamiaru wziąć sobie wolnego, choć ja to zrobiłam. A teraz od pół godziny czekałam aż Dariusz się umyje, wypachni, przebierze i nie wiadomo co jeszcze. Miałam wrażenie, że on wcale nie chce jechać, a po prostu chciał, żebym wpuściła go do domu.
-Już, już- mruknął, otwierając drzwi.- Ale ja prowadzę.
Zgodziłam się, ale szybko pożałowałam. Prowadził tak, że rowerem bym szybciej dojechała. Jechał trzydziestką przy ograniczeniu do 50 km/h i bardzo się starał, żeby stanąć na wszystkich światłach po drodze. A dzieciaki z tyłu kłóciły się o coś, co sprawiało, że jazda jeszcze bardziej mi się dłużyła. Wreszcie dojechaliśmy i wysiedliśmy z samochodu. Bartek prowadzący jazdę na nasz widok wyszedł z ujeżdżalni i podbiegł do nas.
-Cześć, Wi...- spojrzał na Darka i go zamurowało.- Dariusz?
Mój mąż wyglądał na niemniej zaskoczonego.
-Bartosz?
-Wy się znacie?- poczułam się zmieszana.
Jak myślicie, skąd się znają Bartosz i Darek? Ciekawe, czy ktoś zgadnie :D
Mój halter! 7 godzin roboty, 2 razy zaczynania od nowa i jest :D I'm so proud ^_^
Mój pies, ubrany w mój halter! xD Rozmiar nawet niezły, ale "paski" pomyliłam :D
A teraz ważna sprawa. Zapraszam na bloga koleżanki:
Pisze świetnie, a jej blog nie jest opowiadaniowy. Zwraca uwagę na ważniejsze aspekty koni i jazdy konnej :) Bedę usatysfakcjonowana, jeśli zajrzycie :*
A ja opłakuję Dashę. Jak już powiedziałam Nikki i Sophie, nie wiem, co MI STRZELIŁO DO GŁOWY, ŻE JĄ ZABIŁAM! Po takim czasie nagle bardzo mi brakuje Karej :'( Nienawidzę się 3:(
Kolejność niespodzianek i rozdziałów może być poplątana, bo zaczynałyśmy w różnej kolejności pissć. Więc pewnie po opublikowaniu to będzie wyglądać tak "notka Sophie, moja notka, moja niespodzianka, post urodxinowy, niespodzianka Sophie i podsumowanie". Po prostu przejrzyjcie te posty ;) A pod rozdziałem Sophie jest link do pierwszej niespodzianki ;)
Kolejność niespodzianek i rozdziałów może być poplątana, bo zaczynałyśmy w różnej kolejności pissć. Więc pewnie po opublikowaniu to będzie wyglądać tak "notka Sophie, moja notka, moja niespodzianka, post urodxinowy, niespodzianka Sophie i podsumowanie". Po prostu przejrzyjcie te posty ;) A pod rozdziałem Sophie jest link do pierwszej niespodzianki ;)
O ja Cie pierdziele. ONI SIE ZNAJĄ? O wow. Tego się nie spodziewałam. Śliczny halter :** Na bloga jeszcze zajrzę, ale jak znajdę czas, I promise.
OdpowiedzUsuńJA TEŻ NIE WIEM CO CI DO GŁOWY STRZELIŁO!!!
Masakra, tak płakałam przy opowieści Izy... Nie rób mi więcej czegoś takiego!!! Lecę robić krzyżówkę :*
P.S. PIERWSZA!
To poczekaj aż zobaczysz, SKĄD się znają xD
UsuńMam swoje plany co do tego 3:)
Niech zgadnę. Darek kiedyś też jeździł konno xd Nie no, dobra nie wiem ^^ Rozdział świetny. Szczególnie opowieść Izy. Ale po jej przeczytaniu zastanawiam się czy mam serce z kamienia, czy co. Czy tylko ja nie płakałam?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny ;)
Lepiej xD Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, bo jestem ciekawa Waszej reakcji xD
UsuńNie martw się, ja też nie. Szkoda mi tylko było Izy, ale tak to byłam na luzie ;)
Rozdział super :) Normalnie płakałam, gdy Iza opowiadała. Fajnie, że Darek zdecydował się pojechać do stajni i ciekawa jestem skąd znają się z Bartoszem.
OdpowiedzUsuńO. Ja. Cię. Sunę. Ta notka to jakiś odlot!
OdpowiedzUsuńDARIUSZ BYŁ MISTRZEM, KURDE, KOSMOSU!!!! NA PEWNO MAM RACJĘ!!!
Te leki przeciwbólowe nie działają na mnie najlepiej... Wyślesz mi na howrse swój numer GG?
Będę szczera...nie rozpłakałam się, przy opowieści Izy. NIE WIEM DLACZEGO!! Może się nie wczułam, albo coś w tym stylu.
OdpowiedzUsuńZa to mnie bardzo ciekawi znajomość Dariusza i Bartka. Może koledzy ze szkoły-odpowiedź do dupy(za przeproszeniem).
Ja, czyli kolejna która nie płakała przy opowieści Izy. Jakoś tak mam, że jak czytam książkę/opowiadanie to nie płaczę przy tym. Były tylko 2 książki "Lessie" i "Mój kary".
OdpowiedzUsuńChyba tak jak każdy jestem BARDZO ciekawa skąd Darek i Bartek się znają, pewnie kolejna pełna wrażeń historia, której nikt się nie spodziewał, a tu KABUM wielkie zaskoczenie :D
Czekam na następny rozdział.
Skąd ja znam drugie słowo z wielkich liter?
Usuń