Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział 73

~Wiki~

Otworzyłam powoli oczy, a z ust wyrwało mi się cichutkie jęknięcie. Oddychałam z trudem, chociaż nie to było najgorsze. Najbardziej zmartwił mnie ból... wszystkiego. Głowa paliła, jak gdyby ktoś ją przypalał żelazem. Reszta ciała nie mogła jej dorównać, ale widocznie próbowała. Kręgosłup był sztywny jak metalowy pręt grubości nogi od stołu; ręce i nogi, a nawet powieki zdawały się ważyć z tonę. Leżałam na plecach. Spróbowałam zmienić pozycję, co wywołało kolejną falę bólu. Próbując go złagodzić przygryzłam dolną wargę tak mocno, że poczułam w ustach cierpki smak żelaza. Próbowałam znów jęknąć, ale zaciśnięte wargi stłumiły dźwięk. W końcu zrezygnowałam z jakiejkolwiek próby poruszenia się. W zamian zaczęłam mrugać szybko, rozganiając mgiełkę przed oczami. Dalej widziałam niezbyt ostro, ale wystarczająco, by się rozejrzeć. Teoretycznie. Ostatecznie pozostawał jeszcze jeden problem - nie mogłam odwrócić głowy. Kąciki gałek ocznych miałam zamroczone, więc nic nie dawało zezowanie na boki. Tak więc pozostało mi podziwianie pięknego, białego i śmiertelnie nudnego sufitu.
Co się ze mną stało?, zaczęłam rozmyślać.
Pamiętałam, że chciałam jechać z Izą do Equilandu, a może już pojechałam... Miałam jedną czarną dziurę w głowie. Ostatnią rzeczą jaką pamiętałam było odrabianie lekcji przed wyjazdem.
Iście niebezpieczne zajęcie, zadrwiłam. Spadłam z kanapy, czy zadźgałam się długopisem?
- Wiktorio! - Moja mama podbiegła do mnie, klękając przy łóżku, pocałowała mnie w czoło i wzięła za rękę. Nie wiedziałam, skąd się tu znalazła, najpewniej właśnie weszła do pomieszczenia i zobaczyła, że mam otwarte oczy. - Kochanie, jak się czujesz?
- Bywało lepiej - wycharczałam. Byłam zdumiona siłą, a raczej jej brakiem, z jaką wypowiedziałam te słowa. Jakby mówienie było wręcz mistrzowskim wyczynem. - Co się... stało?
- Nie pamiętasz?
Chciałam pokręcić głową, ale nie mogłam jej nawet ruszyć, za to po ciele rozniosła się kolejna fala bólu. W końcu mruknęłam przecząco, nie chcąc zmuszać się do mówienia.
- Po powrocie ze szkoły wzięłaś się za odrabianie lekcji. Potem przyszła Iza i pojechałyście do stajni. Jeśli chcesz wiedzieć, co się działo dalej, zapytaj wtajemniczonych. Do mnie zadzwonił Robert Orlik i poinformował, że jesteś w szpitalu na OIOM-ie z rozległymi obrażeniami. Nie dopytywałam się o szczegóły. Zrozumiałam tylko, że tak cię poturbował ten cholerny czarny koń.
- Mamo... to nie tak... - starałam się bronić Dashę.
- Jak nie tak?! Przecież nic nie pamiętasz. Pęknięta czaszka, dziura z tyłu głowy, wstrząs mózgu i obrażenia kręgosłupa, a ty mi mówisz, że to nie tak? Pomyłką jest istnienie tego... zwierzęcia! Kiedy mają zamiar go ubić? Gdy wreszcie kogoś zabije?!
Miała rację, nic nie pamiętałam. Miałam nadzieję dowiedzieć się więcej od Izy. Ktoś musi mi wyjaśnić, co to wszystko znaczy. Mama otworzyła usta, jakby chciała jeszcze coś mówić, lecz w tej chwili na salę wszedł lekarz. Zmierzył nas wzrokiem, po czyn zwrócił się do kobiety obok mnie:
- Pani już wszystko wyjaśniłem. Teraz proszę nas zostawić samych. Chcę porozmawiać z pani córką.
Odprowadzałam mamę wzrokiem. Choć nie widziałam zbyt wiele, wydawało mi się, że w otwartych drzwiach stoi moja przyjaciółka i bacznie nas obserwuje. Szczerze mówiąc to z nią teraz wolałabym porozmawiać niż z człowiekiem, który zaraz zacznie wymieniać co mi jest i od samego słuchania wszystko zacznie mnie boleć.
- Nieźle się załatwiłaś, Wiktorio - zaczął lekarz. - Kiedy moi koledzy przywieźli cię karetką, kręcili głowami z powątpiewaniem. Widać było, że nie dają ci większych szans na przeżycie. Chirurdzy wcale nie byli innego zdania. Do dziś nie wiem, coś ty zbroiła, ale cokolwiek by to było, miało tragiczne skutki. Podobno spadłaś z konia, tak twierdził twój ojciec. Przyjechał karetką razem z tobą i twoją siostrą.
Już miałam mówić, że przecież jestem jedynaczką, kiedy przypomniało mi się, iż mój tata przecież wtedy był w pracy. Miałby przyjeżdżać do stajni tylko po to, by przejechać się karetką? Szybciej by mu było jechać samochodem prosto do szpitala z pracy. Robert, skwitowałam w myślach. Nie chciał mnie zostawiać. Postanowiłam nie demaskować swojego "pracodawcy".
- Tak więc musiałaś upaść na kamień - doktor opowiadał dalej. - Takowy wyjęliśmy z twojej głowy. Rozciął skórę, wgniótł czaszkę i utknął w ranie. Masz może zaburzenia wzroku? - chwilę walczyłam ze sobą, by w końcu wydusić krótkie "mhm". - Tak też myślałem. Kamień uciskał nerw wzrokowy. To przejdzie, ale na razie możesz widzieć podwójnie albo niewyraźnie. To chyba tyle, a propos głowy. Zaszyliśmy ranę, zabandażowaliśmy ci głowę na tej wysokości i wsadziliśmy ją w kołnierz, żeby odciążyć kark. Masz wstrząs mózgu, możesz jeszcze czasami tracić przytomność lub wymiotować, ale przeżywając pierwsze dwie doby zadecydowałaś, że jeszcze trochę pożyjesz, przynajmniej dajemy na to 90% szans - uśmiechnął się do mnie. - Jakieś pytania?
Ta lekarska gadanina całkowicie namieszała mi w głowie. Spróbowałam to sobie jakoś poukładać. Miałam kołnierz, to stąd ta sztywność karku i brak możliwości odwrócenia głowy. Zmusiłam się do maksymalnego wysiłku, by pomacać głowę. Poczułam pod palcami szorstki bandaż. Spojrzałam na dłoń i zobaczyłam spływające po niej krople krwi. Szybko wstrząsnęłam dłonią i znów była w normalnym kolorze. Jeśli skórę bladą jak pergamin można nazwać "normalną".  Przez chwilę miałam wrażenie, że leżę na trawie, nie w łóżku, oglądając zakrwawioną rękę. Ale zamrugałam i obraz zniknął.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się lekarz.
- E... tak. Dlaczego nie pamiętam wypadku?
- Nie pamiętasz, naprawdę? To pewnie na skutek wstrząsu mózgu. Niewykluczone, że nigdy sobie nie przypomnisz, ale to tylko chwila przed wypadkiem. Jeszcze coś?
- Powiedział pan, że przeżyłam dwie doby? Ile byłam nieprzytomna?
- Dokładnie trzy dni i dwie noce, ale do końca pierwszego dnia zostało tylko kilka godzin, więc w sumie można liczyć dwie doby. Nie ukrywam, że nas to zszokowało. Nie dawaliśmy więcej niż 10% na to, że ockniesz się przed końcem miesiąca. Nie przyszło nam do głowy cię sztucznie uśpić, a niestety... to może być osłabiające dla organizmu.
Nie spodobało mi się to, co usłyszałam. Nie dość, że lekarz trochę mieszał w opowiadaniu o mnie, to jeszcze się dowiedziałam, iż cud, którym było moje wczesne przebudzenie, może mi zaszkodzić.
- Uśpicie mnie z powrotem? - spytałam, z zapartym tchem oczekując odpowiedzi.
- Nie - uciął. - Zaryzykujemy i zobaczymy jak dasz sobie radę.
Aaaaha, pomyślałam. Pewnie, ryzykujmy. W najgorszym razie umrę, a co tam.
- To tyle z mojej strony - oznajmił w końcu. - Siostra chce się z tobą widzieć. Poprosić ją?
Czekałam na to od samego początku, toteż od razu się zgodziłam.
- Wika! - Iza wbiegła do pomieszczenia i kucnęła przy łóżku. Miałam wrażenie, że chce mnie przytulić, ale widocznie zmieniła zdanie widząc, w jakim jestem stanie. - Jak się czujesz?
- Błagam, umiecie tylko o to pytać?
- Widziałam, jak leżałaś pod dębującą Dashą, mam prawo wiedzieć,czy wszystko w porządku.
- Wyliżę się. Możesz mi powiedzieć, co tam się stało? Ja... nie pamiętam.
Iza wzruszyła ramionami.
- Byłam zajęta karmieniem koni. Kiedy cię ostatnim razem widziałam przytomną, wskakiwałaś Dashy na grzbiet. Zrzuciła Cię, a potem poszłam po Roberta, który właśnie wrócił do stadniny. Wezwaliśmy karetkę i podaliśmy się za rodzinę, żeby pojechać z wami, a potem dostać informacje o twoim stanie. W międzyczasie Rob powiadomił twoich rodziców uprzedzając, że podał się za ojca.  W szpitalu od razu wzięli cię na stół operacyjny, doprowadzili do porządku twoją głowę. A potem czekaliśmy, aż się obudzisz. To chyba tyle.
Miałam nadzieję poznać więcej szczegółów z wypadku, ale musiało mi wystarczyć to, co usłyszałam. Dlaczego miałabym znienacka wskakiwać na grzbiet przerażonej Dashy? Przecież to by tylko zwiększyło jej traumę.
- Gdzie Robert? - spytałam.
- Nie mam pojęcia - przyznała. - Powinien tu być dziesięć minut temu. Pewnie stoi w korkach, ale niedługo dotrze. Na twoim miejscu bym się nie cieszyła - dodała, widząc mój uśmiech. - Lepiej byś na tym wyszła, gdybyś się w ogóle nie obudziła. Robert wczoraj zemścił raz za razem, rozwalił komputer, kiedy w złości strącił go z biurka. To nie będzie przyjemna rozmowa...
- Co z Dashą? - spytałam nagle. Bałam się, że wściekły Robert mógłby zrobić coś, co mi się nie spodoba. 
Koleżanka wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok.
- Izz? - nacisnęłam na nią.
- Żyje - mruknęła. - Nic jej nie zrobił, jeśli chcesz wiedzieć. Przynajmniej nie zrobi jej więcej niż Ty. - wzdrygnęłam się zaskoczona a Iza mówiła dalej, - Teraz Dasha nie ucieka, tylko atakuje. I ludzi, i koni. Trzeba podać jej końską dawkę środka uspokajającego, żeby pozwoliła zostawić sobie wodę na pastwisku. Robert kupił pistolet na strzałki i ją usypia, kiedy musi. Kara nie pozwala się nikomu zbliżyć, nigdy nie pozwoli. Gratuluję.
Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Wiedziałam, że nie oswoję jej w jakiś cudowny sposób, ale żeby aż tak pogorszyć sprawę... Postanowiłam się wycofać z prób pomagania Dashy. Jej okiełznanie zostawię Izie. Chciałam to powiedzieć, kiedy na salę wszedł Robert.
- Zostawisz nas samych? - poprosił Izę. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, zwrócił się do mnie - Co ty sobie myślałaś? Sama omal nie zginęłaś, koń zdziczał do reszty, a Iza cały czas obwinia siebie za to, co się stało. Myśli, że gdyby zwróciła na ciebie więcej uwagi, nie poszłabyś do tego diabła. Jakbyś miała z pięć lat i była zależna od niej.
- Nie chciałam... - wyrwało mi się.
- Której części tej przygody nie chciałaś? Próby oswojenia dzikiego konia na własną rękę, czy może wylądowania w szpitalu? Jeśli tylko tego drugiego, to jednak chciałaś. Długo zastanawiałem się nad tym, co mam z tobą zrobić. Nie zamierzam krzyczeć ani się denerwować, bo to nic nie da. Nie zabiję też Dashy, przynajmniej nie bez twojej zgody. Chociaż powinienem zrobić to wszystko, i to na raz. Kiedyś już ktoś zginął, kiedy zostawiłem takiego konia jak Dasha.
Domyślałam się, iż Rob myśli teraz o swojej zmarłej córce.
- Pewnie Iza ci się nie przyznała, ale próbowała pracować z Dashą, kiedy ty leżałaś w śpiączce, zaraz po wypadku na zawodach. Skończyło się tym, że wylądowała na sali szpitalnej obok ciebie. Ciężko mi powiedzieć, czy ma słabszy refleks od ciebie, bo ty po takim czymś wyszłabyś bez szwanku, czy po prostu nie doceniła jej wtedy, bo nie wiedziała, jak bardzo klacz ucierpiała w wypadku. Tak więc myślałem jak sobie z tym poradzić. Postanowiłem zawiesić cię w twoich obowiązkach.
- To znaczy? - nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale byłam pewna, że to nic dobrego. 
- W największym skrócie - nie chcę cię widzieć w schronisku. Nie będziesz tam pracować ani nawet przychodzić w odwiedziny. Zawieszam cię na czas nieokreślony. Albo dopóki ktoś w cudowny sposób nie poskromi waszej karej piękności, albo dopóki nie dostanę od ciebie - tylko od ciebie i od nikogo innego - pisemnej zgody na uśpienie Dashy.
gify konie
Witam, witam :) I to by było na tyle. Przyznaję bez bicia, że nie mam pomysłu na dalsze rozdziały. Kiedy postanowiła pisać regularnie, dokładnie opracowałam tylko te dwa - ten i poprzedni.
I to nie do końca, bo w pierwszej wersji Robert miał jej zrobić wielką awanturę i jeszcze chciałam gdzieś tam wepchnąć Izę. Cóż, będę improwizować, jak zwykle zresztą. Wymyślę coś w trakcie pisania :) A tym czasem do usłyszenia.
Edit 3.11.14
Cóż, nie wiem, dlaczego ten rozdział jeszcze nienzostał opublikowany.  Data poprzedniego pokazuje 17 październikq, ten rozdziqł miał się pojawić półtora tygodnia póżniej, a minęły już ponad 2. Mój sprzęt jest beznadziejny -,- A może to ja już nie kontaktuję... Nie mam czasu na odpoczynek, po 21 zasypiam w fotelu i mam bolesną świadomość tego, że dnia mi brakuje na wszystko, co powinnam zrobić. Oprócz nauki są w końcu też przyjemności. Ostatnio kupiłam sobie 5 książek o koniach (najnowszą cz. Heartlandu, dwie najnowsze cz. Jinny z Finmory i dwie części Akademii Canterwood), gdybym mogła, siedziałabym non stop, żeby je przeczytać. Wczoraj skończyłam Heartland, teraz kończę pierwszą cz. Canterwood. Ale dalsze czytanie poczeka przynajmniej do dłuiego weekendu w przyszłym tygodniu. A z drugiej strony dalej piszę, na to też przydałoby się znaleźć czas...
Ale jeszcze tylko półtora miesiąca i weekend ^_^ urodzony optymizm xD Im więcej mam nauki, tym bardziej potrzebuję koni. Każda jazda jest dla mnie regeneracją sił po całym tygodniu. Nawet jeśli nie robię nic szczególnego. Dwa tygodnie temu jeździłam na Panamie i bardzo ją polubiłam, a ostatnio ku mojemu niezadowoleniu dostałam Klarę. Ale ostatecznie nie żałowałam. Skakałyśmy parkurek i pierwszy raz od dawna zaloczyłam okser. Powoli, ale się rozwijam ;)
To tyle, następny rozdział pokawi się za 1-2 tyg.

6 komentarzy:

  1. Hej, wiesz gdzie moze mozna kupic najnowsza czesc heartlandu? A rozdzial genialny, jak zwykle :D

    Light z telefonu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heartland do zamówienia w empiku i Martasie. Osobiście polecam to drugie c:

      Usuń
    2. Ja też. Sama kupowałam w Matrasie :3

      Usuń
  2. O kurde, zajebisty rozdział. I ta końcówka. Normalnie chce się wiedzieć co się stanie. Więc czekam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu ja ten rozdział widzę dopiero teraz? Jak zwykle świetny i bardzo mi się podoba. Wika się teraz doigrała. Ciekawe co będzie z Dashą. Pozdrawiam i do napisania. Zapraszam na juszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dwa dni po ukazaniu rozdziału przeczytałam ten rozdział, ale nie miałam czasu skomentować.
    Jestem teraz ciekawa jak wykaraskasz z tego Wikę.

    OdpowiedzUsuń