Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

środa, 24 lipca 2013

Rozdział 46

---Tydzień później---

~Wiki~

Umówiłam się z Anitą, że przyjdzie do mnie po pracy i razem pojedziemy moim samochodem do stajni. Puścili mnie z pracy pół godziny wcześniej, ale nie dzwoniłam już do Anity. Poczekam. Czekając tak na nią byłam pełna wątpliwości. Czy Bartek mnie pozna? Jak zareaguje Robert? Czy nie wyrzucą mnie stamtąd z hukiem? Czy Iza jeszcze tam jeździ? Czy Bella jeszcze żyje? Chociaż jej pozbyli się już pewnie dawno temu. Ale przede wszystkim: czy Equiland jeszcze istnieje?
Po dwóch latach udało mi się dojść do siebie. Tak tęskniłam za starym miastem, że wróciłam tam na studia. Chociaż wybrałam sobie najdalszy możliwy jego zakątek od mojego starego domu. Tutaj poznałam Dariusza, urodziłam Magdę i zaaklimatyzowałam się na dobre. A teraz miałam z młodą kontuzjowaną amazonką jechać tam, gdzie kiedyś stała moja ukochana stajnia. Ale minęło tyle czasu... Tamto miejsce było ogromne. Sama stajnia, którą prawie skończyli przed moim wypadkiem była wielka. A do tego dochodzi jeszcze kilka ujeżdżalni, łąki, padoki i całe hektary lasów. Nie, wątpię, żeby ktoś próbował zburzyć stadninę, ale równie dobrze mogła ona już ze trzy razy zmienić właściciela.
Wtedy jednak spotkała mnie pewna niespodzianka. Zobaczyłam Dariusza idącego w moją stronę. Ucieczka nie wchodziła w grę. Już mnie zauważył i mi pomachał. Odmachałam, starając się nie dać nic po sobie poznać. Mój mąż nienawidził koni. A mi to odpowiadało. Dawno temu uzgodniliśmy, że te zwierzęta nie wejdą w nasze życie. Wtedy jeszcze dopiero zaczęliśmy się spotykać, rany po wypadku z Dashą były stosunkowo świeże. W końcu do dzisiaj się jeszcze nie zagoiły do końca, a to było już jakieś szesnaście lat temu. Ukrywałam przed nim moją przeszłość do dnia zaręczyn. Potem nie mogłam żyć z tą tajemnicą. Powiedziałam mu, zanim jeszcze powiedziałam ,,tak". W życiu wcześniej nie widziałam go tak wściekłego. Wybiegł z kawiarni razem z pierścionkiem zaręczynowym i przez miesiąc go nie widziałam, nie odpisywał na wiadomości, nie odbierał telefonów. Po miesiącu mu przeszło. Przeprosił mnie za swoją ostrą reakcję i zaakceptował to, po czym oświadczył mi się ponownie. Tego dnia ustaliliśmy, że żadne z nas nigdy nawet nie wypowie słowa ,,koń". Sprawy się skomplikowały, gdy Magda zakochała się w koniach dwa lata temu. Nie wiem skąd jej się to wzięło. Ale od tamtej pory zaczęły się problemy. Każda niewinna rozmowa, którą Madzia minimalnie sprowadzi na temat koni, kończy się awanturą. Gdybym powiedziała mu, że jadę do stajni zobaczyć jak tam jest i spróbować przekonać mamę mojej pacjentki, żeby pozwoliła jej jeździć; najpewniej skończyłoby się to rozwodem.
-Co ty tu robisz?- spytałam niewinnie.
-Przyszedłem towarzyszyć ci w drodze do domu- uśmiechnął się zalotnie.- Co tu tak stoisz jak słup soli?
-Czekam na koleżankę, bo mamy iść do galerii handlowej- wymyśliłam na poczekaniu.
-Pójdę z wami.
-Wątpię, żeby ci się to spodobało. Mamy zamiar przez kilka godzin oglądać same buty. Idź do domu, dzieciakom się będzie nudziło.
-No to zaczekam z tobą do przyjścia tej koleżanki.
Nie wiedziałam, co on kombinuje, czy się czegoś domyślał, ale nie mogłam odmówić, bo wydałoby się to podejrzane.
Myśl, myśl!, zastanawiałam się, co mam robić.
Wtedy zobaczyłam moją przyjaciółkę, Aśkę, wychodzącą z przychodni. Gdy życie daje cytryny, rób lemoniadę, pomyślałam.
-Asiu!- zawołałam, biegnąc do niej. Darek trzymał się przy mnie.- Co z tymi zakupami?
-Zakupami?- spytała oszołomiona.
-Zakupami- rzuciłam jej dyskretne spojrzenie i ukradkiem zerknęłam na męża.
-Aaa, no tak- chyba zrozumiała, o co mi chodzi.- Wpadniemy tylko do mnie po kasę i możemy jechać.
-To ja was zostawię- powiedział Darek.- Potrzebujesz samochodu?
-Tak- odparłam krótko.- Dwa bagażniki nam nie zaszkodzą.
-Matko- sapnął.- Tylko nie wydaj mojej miesięcznej pensji.
Spiorunowałam go spojrzeniem, a on, nic sobie z tego nie robiąc, zostawił nas same.
-Teraz powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi?- spytała Aśka.
-Może kiedyś ci to wyjaśnię, ale teraz jestem umówiona.
-Ooo, czyżby mąż ci się znudził?- Uniosła brwi.
-Nie... To pa!- Postanowiłam czekać na Anitkę pod samą przychodnią.
gify konie
Po kilku minutach wreszcie dołączyła do mnie Anitka.
-To jedziemy?- spytała podniecona.
Rękę miała w gipsie i na temblaku.
-Wskakuj- powiedziałam, otwierając drzwi od samochodu. Gdy ruszyliśmy spytałam:
-Jak tam rączka?
-Przeżyję- uśmiechnęła się smutno.
Gdy dojechałyśmy, oczy same latały mi po posiadłości. Wjechałyśmy przez ogromną bramę na piękny brukowany parking. Ogrodzenie było murem i miało ze trzy metry wysokości. Murowana stajnia wyglądała jakby mogła pomieścić ze trzydzieści par boksów. Dostrzegłam też krytą ujeżdżalnię; parkur z pełnym kompletem przeszkód; maneż typowo ujeżdżeniowy, nawet z literami; roundpen i wiele innych. Dookoła zaś roiło się nie tylko od koni, ale również ludzi. Naliczyłam ze dwadzieścia koni chodzących pod siodłem w tym samym czasie, na różnych ujeżdżalniach lub wyjeżdżających w teren. Ale wiele osób siedziało na trawie i rozmawiało ze sobą albo pomagało w stajni. Jestem w bajce!, pomyślałam. Co to, w lotka wygrali? Wtedy przyszła mi do głowy jedna straszna rzecz. Ktoś kupił schronisko! Ale skąd mieliby nasze zdjęcie? Ach, przecież wywołałam je dwa razy i jedno dałam Bartkowi, może zapomniał go wziąć. Wysiadłyśmy z samochodu, a Ani poprowadziła mnie na spotkanie z właścicielem stadniny. Po chwili już nie miałam wątpliwości, kto przede mną stoi. Może miał krótsze włosy i gęsty zarost na brodzie, ale oprócz tego nic się nie zmienił przez te dwadzieścia lat. W przeciwieństwie do mnie...
-Ani- Bartosz uśmiechnął się do dziewczynki.- Myślałem, że cię tu więcej nie zobaczę. Mama zmieniła zdanie?
-Nie- Anita spuściła głowę.-Wiktoria obiecała przekonać moją mamę do koni, ale najpierw chce się tu rozejrzeć.- wskazała mnie.
Jego oczy rozbłysły, gdy przeniósł spojrzenie na mnie.
-Bartosz Orlik- przedstawił się. A pani?
-Wiktoria- odparłam, chociaż wiedziałam, że obchodziło go co innego. I nie myliłam się.
-A mogę spytać o nazwisko?
Wiedziałam, co chciał usłyszeć. Miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że to ja i błagać o przebaczenie. Zamiast tego użyłam nazwiska mojego męża.
-Domerdz.
Jego oczy zgasły tak szybko jak się zaświeciły. Nie poznał mnie, a nawet jeśli, teraz stracił nadzieję, ze ja to ja. Postanowiłam więc się nie ujawniać. Gdyby tylko wiedział, że zostawiłam to wszystko i wróciłam jakby nigdy nic... Byłby wściekły! Ale z drugiej strony, wyglądał na takiego szczęśliwego... Postanowiłam dyskretnie wypytać go o zdarzenia z ostatnich dwóch dekad. Najpierw Iza.
Ruszyliśmy w stronę stajni. Chciałam spytać o Izę, ale Anita ciągle trajkotała o jeździe, wypadku, zakazie matki, nie dała mi się wciąć. A kiedy weszliśmy do stajni, po raz kolejny zabrakło mi tchu. Wewnątrz, nad dwuskrzydłowymi drzwiami stajni wisiało to zdjęcie, które ja sama znalazłam zaledwie kilka dni temu. To samo, ale nie takie samo. Patrzyłam na kopię kilkakrotnie większą od oryginału. Patrzyłam na moje zdjęcie formatu A0*- moja wersja była w formacie A5*-oprawione w potężną, drewnianą ramę, zawieszone na kilkunastu gwoździach, żeby nie spadło komuś na głowę. Musiało to kosztować setki złotych. Jeśli nie więcej. Zastanowiło mnie, skąd mają tyle kasy. Ale potem przypomniałam sobie plan Roberta ze zrobieniem z samego schroniska centrum rekreacyjnego. Przecież przez dwadzieścia lat mogli zarobić miliony, pomyślałam. Jeśli zawsze mają tylu gości co teraz, a pewnie miewali więcej. W końcu Ania zrobiła pauzę w wypowiedzi, więc postanowiłam zadać kluczowe pytanie:
-Jeździłam tu niespełna dwadzieścia lat temu. Potem- chciałam powiedzieć, że wyprowadziłam się z rodzicami, ale byłoby to zbyt bliskie prawdy. Przecież on nie wie, ile naprawdę mam lat. Dwa lata w te, czy we wte nie zaszkodzą- wyjechałam na studia i musiałam stąd odejść. Ale pamiętam dwie sympatyczne dziewczynki. Jedna wtedy trenowała do zawodów. To druga prowadziła moje jazdy. Co się z nimi stało?
Specjalnie sformułowałam pytanie w ten sposób. Dzięki temu Bartek będzie przekonany, że zniknęłam-a raczej postać, którą gram- przed wypadkiem i przy okazji dowiem się, co on o mnie myśli.
-Wiktoria miała... wypadek- odpowiedział z widocznym napięciem na twarzy.
-Zginęła?!- udawałam zszokowaną.
-Nie, na szczęścia przeżyła. Chociaż ona chyba wolałaby zginąć. Razem z ukochaną klaczą, która nie przeżyła upadku.
-Co się stało potem?
-Odeszła. Po tym nie  potrafiła już się pozbierać.
-Pewnie jesteś na nią wściekły?
-Co? Nie!- zaprzeczył gwałtownie, po czym posmutniał.- Po prostu przykro mi, że się nie pożegnała.
Jest lepiej niż myślałam. A teraz Izz.
-A ta druga dziewczynka?
-Wzięła przykład z przyjaciółki i bez słowa, bez pożegnania, tak z dnia na dzień... Tak po prostu zniknęła.


*A0/A5- formaty papieru, największy i jeden z mniejszych. KLIK i KLIK
gify konie
Wspominałaś coś o Izie, Koniowata? xD Wysil telepatię, bo coś Ci nie wychodzi. Jakoś nie możemy się zgrać. Mamy zupełnie inne toki myślenia. Ale minęły 2 dekady. Chyba nie sądziliście, że Izunia z czterdziestką na karku (no, prawie) wciąż grzecznie wywozi obornik ze stajni. A ona przecież przeżyła jeszcze więcej niż Wika, bo straciła w tak krótkim czasie nie jedną, lecz dwie najlepsze przyjaciółki. Najchętniej wykrzyczałabym Wam moje dalsze plany, tak bardzo chcę, żebyście wiedzieli, co dalej planuję, ale byłoby za łatwo. Mogę jedynie częściej wstawiać notki (; A w następnym rozdziale zobaczycie jeszcze, co zrobiłam z Robertem, Kubą i Bellą }:) Mam nadzieję, że rozdział, mimo nagłego zwrotu wydarzeń, choć trochę przypadł Wam do gustu.
PS jeśli ktoś jest na wakacjach i nie mógł skomentować tamtego rozdziału, a nie chce mu się komentować dwóch (lub potem kilku) pod rząd, to proszę, żeby w jednym komentarzu napisał chociaż jedno zdanie o poprzednich rozdziałach. Po prostu chcę znać Wasze zdanie na temat tego sezonu, który dopiero się rozkręca, ale już się w nim trochę dzieje.
PS2 zerknijcie w zakładkę Wstęp i bohaterowie. Zwróćcie szczególną uwagę na wstęp, w którym dodałam zwiastun tego sezony, ale są też nowi bohaterowie. ;)
PS3 We wstępie 2 sezonu  wykorzystałam pytania z komentarza Aryi Drottning do mojego epilogu. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. (:

5 komentarzy:

  1. Boże! Co Wiki wyrabia?! To szaleństwo!
    Sydney piszesz tak jakby to było w rzeczywistości co mnie przeraża, bo ja strasznie przeżywam :(

    PS:U mnie też jest już notka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że Wiki się w końcu ujawni. Rozdział fajny, choć trochę czasy pomieszane, ale jest i tak świetny. Czekam z niecierpliwością na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. *Myśli*
    WIEM! Wilki się ujawni i razem z Bartoszem spróbują znaleźć Izz... Nie, to byłoby za banalne. Hmm, może.. o, Izz wyszła za Kubę, bo on się przeprowadził gdzieś niedaleko niej. W każdym bądź razie, Izka ma Bellę.
    Dziękuję Sydney, dziękuję! Dariusz jest o wiele lepsze niż Krzysiek ;d
    Zaraz zaglądnę do zakładki , a przy okazji sprawdzę jaki jest dzisiaj dzień, bo kompletnie straciłam rachubę. Obstawiam czwartek albo piątek, ale jeszcze sprawę xd No ito by chyba było na tyle, do usłyszenia!

    PS Dawaj następny rozdział, może być jutro, byle żeby niedługo ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. Trudno mi jest pisać komentarz z telefonu, ale się postaram. Dopiero teraz mam internet i przeczytałam rozdział. Co mam powiedzieć? Drugi sezon jest niesamowity :) nie byłabyś sobą gdyby był nudny i nie interesujący. Nie spodziewałem się takiego toku, życia jaki ma Wiktoria, odejście Izy ze stajni. To mni zszokowało. Mogę jedynie czekać na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisze na telefonie wiec bedzie krotko i z blendami,ale co tam. Xd Szaczerze to prawie sie poplakalam jak przeczytalam, swietny pomysl, w zyciu bym sie czegos takiego noe spodziewala. Nie, nie to nie jest prawda. Jak to jej nie poznal?:'(

    OdpowiedzUsuń