Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 45 [PROLOG]

Rozdział dedykuję Martynie. Otóż minęło 20 lat, a Ty o to zahaczyłaś :) No to lecimy :D

gify konie

~Wiki~

   Pochyliłam się nad czarną szyją klaczy, przechodząc w cwał. Pędziłyśmy tak razem przed siebie. Tylko ja i ona. Ten sam oddech, dwa serca bijące jednym rytmem. Wtedy nagle przed nami wyrosła ogromna stacjonata. Każdy z dziesięciu drągów był grubości starego dębu. Próbowałyśmy ominąć przeszkodę, ale ona ciągnęła się bez końca. W końcu kara klacz stanęła zrezygnowana. Powietrze rozdarł wielki huk. Z góry spadł jeden z olbrzymich drągów lecąc prosto na stojącą niżej, spanikowaną ze strachu klacz ze mną na grzbiecie.
*
Zabrzmiał kolejny huk, a ja zorientowałam się, że siedzę teraz na łóżku spoglądając w okna, które co chwilę rozjaśniały się, jakby ktoś robił zdjęcia z flashem. Zadrżałam, gdy po kolejnych błyskach mimo wczesnej pory w pokoju robiło się jasno. Spojrzałam w bok szukając wsparcia w Darku, ale druga połowa łóżka była pusta. Westchnęłam cicho. Spojrzałam na zegarek: 4.30. Mąż musiał już wstać, by zdążyć na 5.30 do pracy. Ja mogę pospać jeszcze dwie godziny, zaciskając zęby przy każdym kolejnym grzmocie. Przez dłuższą chwilę bałam się zasnąć. Koszmar nawiedzał mnie już niezmiennie od dwudziestu lat. Chociaż jego przebieg jest różny w zależności od realnych warunków, tak jak dziś burza, przesłanie jest zawsze takie samo: najpierw galopuję na Dashy, a ostatecznie obie giniemy przez olbrzymią przeszkodę.
   W końcu jednak udało mi się spokojnie zasnąć.
gify konie
Obudziło mnie nieznośne dzwonienie budzika. Wyłączyłam go, ziewając. Położyłam głowę na moment na poduszce. Po chwili zorientowałam się, że jest już 6.40. Szybko zeskoczyłam z łóżka. Ubrałam się, umalowałam i zbiegłam na dół. Moje dzieci już ładnie siedziały przy stole i jadły śniadanie. Córka Magda miała trzynaście lat. Z wyglądu bez wątpienia bardziej przypominała ojca, ze swoimi ciemnobrązowymi włosami i zielonymi oczami. Siedmioletni Rafał miał włosy i oczy takie same jak ja. Madzia spojrzała na mnie ze złośliwym uśmieszkiem.
-Ktoś tu się spóźnił- zauważyła i jęknęła, gdy brat upuścił kanapkę z dżemem na jej kolana. Upadła oczywiście dżemem w dół, brudząc nowe spodnie.- Rafał!
-Ktoś tu jest brudny- przedrzeźniałam ją.- Idź się przebrać, bo za 10 minut powinnaś być w szkole. Ja wezmę tylko kluczyki i mogę was odwozić.
Wróciłam do sypialni. Normalne było, że nie zdążyłabym zjeść śniadania, więc od razu wolałam znaleźć kluczyki od auta. Rozejrzałam się po szafkach zdenerwowana. Może pod łóżkiem, pomyślałam. Położyłam się na dywanie, wkładając jedną rękę pod posłanie. Namacałam coś i wyjęłam rękę. Palce zaciskały mi się teraz na zdjęciu. Ale to jakim zdjęciu! Farba została trochę starta na skutek minionych lat, jego wierzchnią stronę pokryła grupa warstwa kurzu, którą starłam jednym ruchem ręki. Och, jak ja go długo szukałam...! Zgubiłam je niemal dwadzieścia lat temu, podczas wyprowadzki z rodzicami. Myślałam, że zostało w moim starym domu. Fotografia przedstawiała dwie nastolatki siedzące na stojącej dęba karej klaczy. Włosy dziewczyn i grzywa klaczy poderwały się do góry, plącząc ze sobą. Nasze rozetki i puchary przypominały o wielkim zwycięstwie. Ostatnim, w życiu tego konia...Przycisnęłam zdjęcie do serca. Potem szybko włożyłam je w teczkę formatu A4, którą wsunęłam do swojej aktówki. Postanowiłam zabrać je do pracy. Dzięki temu będę mogła się nim nacieszyć bez obaw, że wpadnie w niepowołane ręce.
-Mamo!- Magda weszła do sypialni.- No chodź już.
Kluczyki!, pomyślałam rozgorączkowana.
-Idź do samochodu, ja zaraz do ciebie dołączę- wymyśliłam wymówkę.
-Tego szukasz?- podniosła z kołdry kluczyki i mi je podała.
-Ehh- warknęłam.- Nie mogę twojego ojca nauczyć, żeby nie rzucał pewnych rzeczy gdzie popadnie. 
Córka w odpowiedzi jedynie rzuciła się w stronę samochodu, łapiąc po drodze swój szkolny plecak i szarpiąc brata, któremu się nie spieszyło.
gify konie
Siedziałam na fotelu w moim gabinecie. Była dopiero 7.30, a z pierwszym pacjentem byłam umówiona na 8.00. Rozsiadłam się wygodnie, obracając w dłoniach ukochane zdjęcie. Tyle lat minęło, tyle się zdarzyło, tyle życia za mną... Wtedy wydawało mi się, że to nigdy się nie skończy. Nic nie może trwać wiecznie, pomyślałam, ale to minęło tak szybko... Jednego dnia byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, drugiego całkiem załamana zamknęłam się w sobie. Westchnęłam. Rozległo się pukanie do drzwi, więc szybko odłożyłam fotografie na biurko, pustą stroną do góry. 
-Proszę!- zawołałam.
Drzwi otworzyły się gwałtownie ukazując kobietę mniej więcej w moim wieku i kilkunastoletnią, czerwoną od płaczu dziewczynkę.
-Byłyśmy umówione?- spytałam, choć świetnie znałam odpowiedź.
-Nie- odparła drżąc ze strachu, a może złości.- Ale musi mi pani pomóc. Moja córka przed chwilą złamała rękę. Niech ją pani zbada i coś z tym zrobi.
-Po pierwsze nie muszę, ale mogę. Po drugie, niech nas pani zostawi same, nie lubię gdy ktoś patrzy mi się na ręce.
Skończyłam medycynę i zrobiłam specjalizację pediatry. Potem jednak zaliczyłam wszystko, co tylko przyszło mi do głowy. Tak więc teraz jestem ortopedą, dentystą, logopedą, pielęgniarką i dermatologiem; ale od dzieci. Zastanawiałam się, dlaczego nie poprzestałam na pediatrii. Tu nie chodziło o ambicję. Może po prostu bałam się pracować w zawodzie niezwiązanym z końmi? Najchętniej w ogóle nie szłabym na biologiczny zawód, który tak mi przypomina o weterynarii, ale już zaczęłam profilowaną klasę i nie było odwrotu.
-Trzymaj się, Anuś- powiedziała kobieta, wychodząc z pomieszczenia.
-Usiądź- poleciłam.- Ania, tak?
-Anita- poprawiła mnie, przestając na chwilę łkać, po czym znów wybuchnęła płaczem.
-Co się stało, Anitko?- spytałam łagodnie.- Daj rękę, zobaczymy co z nią.-Ręka od łokcia do dłoni była zabandażowana grubą warstwą bandaża. Widziałam, że dziewczynka aż drży.- Tak cię boli?
-Nnie- wyjąkała Anita.- Tylko trooochę. Po prostu spadłam z kkkonia i...- zapowietrzyła się od płaczu.
-Otrzyj łezki- szepnęłam, rozwijając bandaż. Chociaż minęła niemiłosiernie długa sekunda nim otrząsnęłam się po wzmiance o koniach.- Proszę, mów co było dalej, bo nie będę mogła ci pomóc.
-Spadając zaczepiłam ręką o ogrodzenie, a potem nadepnął ją koń.- Jej głos brzmiał teraz spokojnie. Zanim mama przyjechała po mnie, ręka już przestała mnie boleć... prawie. Ale potem mama powiedziała, że więcej nie wsiądę na konia. Często tak mówiła, więc się nie przejęłam. Ale ppotem... kkiedy... wypisała mnie z klubu stadniny i... i kazała im sprzedać mojego konia zorientowałam się, żże móóówii sserio!- rozpłakała się na dobre.
Ostatnie pasmo bandaża upadło na ziemię, ukazując przebitą skórę. Z głębokiej rany płynął strumień krwi. Pogratulować pierwszej pomocy. Gdyby ktoś nie zabandażował rany, dziecko wykrwawiłoby się w ciągu kilku minut. Pokręciłam głową z rezygnacją, z powrotem owijając przedramię.
-Nie założy mi pani gipsu?- spytała zaskoczona.
Wypuściłam powietrze.
-Ile masz lat?- spytałam.
-Trzynaście.
-Ładnie. Jesteś dużą dziewczynką, z resztą w wieku mojej córci. Więc nie będę owijać w bawełnę. To złamanie otwarte. Trzeba nastawić kości, sprawdzić, co z mięśniami, zaszyć ranę... To robota dla chirurga. Mogę jedynie dać ci zastrzyk przeciwbólowy i wypisać skierowanie do dobrego lekarza. Gdybyś chciała czekać w kolejce do takiego, prędzej ręka by ci się sama zrosła. Ale mój dobry znajomy może się tobą zająć.
-A będę mogła po tym jeździć konno?- spytała zaintrygowana.
Była inna niż wszyscy moi pacjenci. Ona nie płakała z bólu, przynajmniej nie fizycznego. Niemal straciła rękę, a płacze tylko na wspomnienie swojego życia bez koni. Przypomina mi mnie dawno temu. Ale ostatecznie to ja podjęłam decyzję, w której zrezygnowałam z koni...
-Może pani przekonać moją mamę, żeby pozwoliła jeździć mi konno?- długie rzęsy zatrzepotały błagalnie.
-Konie są niebezpieczne- mruknęłam.- Zresztą spójrz na swoją rękę. Nie będę się przyczyniać do twojej śmierci.
-Dużo rzeczy jest niebezpiecznych- jęknęła.- A prędzej umrę z tęsknoty za końmi, niż spadając z nich. Nigdy pani nie miała marzeń?
Miałam, pomyślałam. Jedna chwila może zakończyć wszystko.
-Nie mam czasu na takie bzdury. Idź już do mamy- wcisnęłam jej wypisane skierowanie na operację ręki.
Dziewczynka ze świeżymi łzami w oczach otworzyła drzwi. Wtedy zrobił się przeciąg. Przez uchylone okno wdarł się wiatr, porywając do góry wszystkie moje papiery. Drzwi zamknęły się z hukiem. U stóp Anity zatrzymało się zdjęcie, które tak mnie dziś rano ucieszyło, a teraz żałowałam, że go nie spaliłam, kiedy jeszcze mogłam. Anitka podniosła zdjęcie. Przyjrzała się mu uważnie, po czym spojrzała na mnie, jakby chciała wzrokiem przejrzeć te całe lata. Po wyprowadzce przemalowałam włosy i próbowałam uciec od starej tożsamości. Kiedy tylko skończyłam osiemnaście lat zmieniłam nazwisko w urzędzie, bo jeszcze nie śpieszyło mi się do zamążpójścia. Potem w końcu dorosłam, pozwoliłam moim naturalnym włosom odrosnąć, a nazwisko, które zostawiłam, zmieniłam w dniu ślubu. Oczekiwałam setek pytań i zarzutów. Zamiast tego usłyszałam tylko:
-Znam to zdjęcie.
-Słucham?- jak zupełnie obce dziecko mogło znać zdjęcie, które mnie samej zaginęło na całe lata.
-Znam to zdjęcie- powtórzyła pewna siebie.
-Niby skąd?
-Wisi w mojej stajni- wyjaśniła, a mnie całkiem zamurowało. Ona zaś kontynuowała:- Nie musi pani przekonywać mojej mamy, żeby pozwoliła mi wrócić do koni, ale proszę raz tam ze mną pojechać. Mam pani wizytówkę. Jak złożą mi rękę, zadzwonię, a pani powie, czy chce ze mną pójść. Jeśli tak, to się umówimy i pojedziemy razem. I będzie mi pani towarzyszyć- uśmiechnęła się szeroko.
Anita puściła zdjęcie, które wolno jak liść spadający w drzewa, opadło na płytki mojego gabinetu. Dziewczyna otworzyła drzwi i odwróciła się, żeby wyjść.
-Mów mi Wiktoria- rzuciłam.
Posłała mi krótki uśmiech, po czym zamknęła za sobą drzwi.
Będę, pomyślałam podekscytowana.
gify konie
Powróciłam! :D Mam nadzieję, że prolog się podoba. Spróbowalibyście powiedzieć, że nie! ;P Tak samo jak epilog obmyślałam go już od dawna, chociaż jest krótszy i mniej dopracowany. Zamiast bardziej się rozpisywać, lepiej odpowiem na Wasze komcie spod epilogu.
norka98- nie przesadzaj. Nie nadaję się na napisanie książki, ale cieszę się, że się spodobało :) I jeszcze raz Cię przepraszam, że zapomniałam o Tobie w pierwszej partii podziękowań ):
Spirit- Naprawdę? Moje zakończenie było całkiem wymyślone i nie wiedziałam, że taka sytuacja serio miała miejsce. A co do oksera, to nie wiedziałam. Ja oksera na oczy nie widziałam, a na internecie nie mogłam znaleźć optymalnych rozmiarów.
Nikki- ja mam tak samo. Tzn. kiedy jest mi smutno uciekam w świat joy-and-sadness. Szkoda, że tak rzadko piszesz :(
Arya Drottning- chyba żartujesz. Obie wiemy, że piszesz o wiele lepiej ode mnie, a już na pewno więcej wiesz, co zdecydowanie ułatwia pisanie, bo Ty masz w głowie to, za czym ja godzinami szperam po książkach i internecie.
A, dobre pytania. I na wszystkie znajdziesz odpowiedź w najbliższych rozdziałach. Cierpliwości :)
Nie będę zaprzeczać, ale swoje wiem :P
Koniowata- wybacz, lecz mam trochę inne plany :P
Wiktoria Z- a wiesz, że ja też? Spójrz tylko na adres tego bloga: KARE-serce-konia. Natiszka, wymyślając adres (ja wymyśliłam tytuł) podała mi dwa przykłady: kare/gniade-serce-konia, ale ja bardzo chciałam w nazwie tą maść i żeby Dasha była kara. Jednak odmieniło mnie moje doświadczenie jeździeckie. Mizerne, ale zawsze jakieś. Uczyłam się jeździć na dwóch absolutnie wspaniałych gniadoszach, po pewnym czasie pokochałam też kasztany, srokacze, siwe i wszystkie inne. Nie potrafiłam powiedzieć, która jest naj. Ale wiedziałam jedno: ze wszystkich najbardziej nie lubię jednej- siwej jabłkowitej. Zdanie zmieniłam parę dni temu, gdy na obozie zaprzyjaźniłam się z jabłkowitym kucykiem Highway'em. Nie siedziałam na nim ani razu, ale to nie znaczy, że nie mogliśmy się bawić z ziemi. Drapałam go, przytulałam, całowałam; on mnie lizał, skubał, dwa razy dziabnął. Przychodziłam do niego kilka razy dziennie, zawsze poprawiał mi humor. Oglądałam go tak często, że pokochałam tą maść na równi z karą. No i to co mówisz o charakterze konia też jest prawdą. Jeździłam na trzech srokaczach, wśród których jeden miał rybie oko, gniadoszu, tarancie. Tarant tak mnie dziabnął drugiego dnia obozu w udo, że ciągle mam siniaka. Pierwszy galop miałam na jednym ze srokaczy, który miał mnie gdzieś, a ostatecznie poniósł mnie do innych koni. Ten z rybim okiem mnie kopnął na ziemi, z siodła zaś w ogóle nie mogłam nim kierować. Gniadoszem też. Za to Highway był cudowny <3

Sesyjka z Highway'em + moja ręka i noga xD

,,Popatrzcie w oczy konia. Jest w nich tyle łagodnej mądrości, ale także niepokój. Od nas zależy, czy będzie w nich także zaufanie"


Czyż nie jestem słodki?




11 komentarzy:

  1. NGVHNJKUHUGYHJN!!!!! Kocham cię za to że dziś dodałaś *,* Od teraz będę tu od początku tego tomu i będę cię wspierać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz jak długo oczekiwałam na ten prolog?!
    Jest cudowny. Ale aż 20 lat?! Kupa czasu ;)
    Ciekawi mnie ta dziewczynka - Anita. Chciałabym się o niej czegoś więcej dowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę jeszcze napisać jeden komentarz. A mianowicie taki - WIKI MA DZIECI Z INNYM?!?!

      Usuń
    2. Nie martw się. Anita bynajmniej nie jest krótkim epizodem. Planuję pokazywać ją jak najczęściej, może nawet przez resztę opowiadania. Przynajmniej dopóki coś głupiego mi do głowy nie szczeli i się jej nie pozbędę ;) Ale do tego czasu na pewno duuużo się o niej dowiesz ;)

      Sorry bardzo, ale ona ma 37 lat! Myślałaś, że po rozstaniu z Bartkiem zakonnicą zostanie? xD

      Usuń
    3. Życie nam płata figle ;)

      Usuń
  3. Spadaj! Po pierwsze nienawidzę imienia Krzysiek. Po drugie ona kuźwa miała być z Bartkiem! Po trzecie yeeey, spotka Izę! Po czwarte na tablecie się trudno pisze. Po piąte zamierzacie mnie z tych cholernych Mazur! Po szóste ona miała być z Bartkiem! Po siódme notka u mnie pojawi się w sobotę, kiedy już wrócę z tych cholernych Mazur!
    No, z wyliczania to by było na tyle, notka świetna, ale ona miała być z Bartkiem! Czekam na nn i do usłyszenia ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniowata, wiedz że ja mam złe przeżycia z imieniem Krzysiek ( nie nie chodzi o chłopaka, bo pewnie teraz tak myślisz xD )

      Usuń
    2. Ale widzę, że udało Ci się wyrwać i jednak skomentować ;P Wybaczcie imię, nie mogłam tego przewidzieć, ale zrobię to dla Was i je zmienię. W końcu kiedy założyłyśmy bloga, instruktorka dziewczyn dwa razy zmieniała imię. Miało być pani Monika, ale się rozmyśliłyśmy, bo kojarzyło nam się z taką jedną stajnią. Potem Magda, ale stwierdziłyśmy, że dobrze nam się kojarzy, a ona nie ma być zbyt dobra. Więc wybrałyśmy Agnieszkę ;)

      Usuń
    3. Ja bardzo :) Lubię to imię.

      Usuń
  4. Czegoś takiego nawet nie miałam prawa się spodziewać. Po prostu mnie zamurowało :-)

    OdpowiedzUsuń