~Wiki~
-To ma być galop?!- zawołała podirytowana instruktorka.- Koń jest spięty jak deska, a ty zaczynasz podskakiwać... Zrób coś z tym!
Występowałam Luizjanę. Co do tego dostałam wolną rękę. Instruktorka nie wydawała dalszych poleceń, dopóki tego nie opanowałam. Klacz była taka twarda... A może to to siodło? Nigdy nie lubiłam ujeżdżenia, ale zawsze byłam niezła we wszystkim, co wiązało się z końmi i jazdą na nich. Odetchnęłam głęboko i poczułam, jak wszystkie mięśnie mi puszczają. Dopiero dwie godziny temu przyjechaliśmy do stadniny. Na naszym turnusie jest osiem osób. Podzielili nas na dwie czteroosobowe grupy. Każda miała trening indywidualny z jednym z dwóch instruktorów: mistrzem Polski w skokach i vice mistrzynią ujeżdżenia. Tak więc byłam druga w kolejce (godzina od przyjazdu została zostawiona dla nas, każdy mógł się rozpakować i odpocząć po jeździe), a po mnie miały jechać jeszcze dwie osoby. Niestety ja i Iza zostałyśmy przydzielone do różnych grup, tak więc kiedy ja męczyłam się z Luizjaną- piękną, siwą klaczą andaluzyjską (u której kruczoczarna grzywa i ogon kontrastowały ze śnieżnobiałą sierścią)- i jej galopem, Izz za pewne mknęła po parkurze, pokazując klasę. Którego konia dostała? Konie były losowane tak samo jak przynależność obozowiczów do grup. Niestety nie mogłam jej zobaczyć. Ja jeździłam po hali, grupa skokowa zaś dostała zewnętrzny parkur.
-Gotowa?- spytała instruktorka. Byłam tak zamyślona, że na dźwięk jej słów aż podskoczyłam.
Skinęłam głową i już chciałam zagalopować, kiedy pani Anita (tak miała na imię instruktorka) powstrzymała mnie krótkim: ,,Czekaj!".
-Galopu na razie wystarczy. Kłus!- poleciła, a po chwili zastanowienia dodała:- Koło dwadzieścia metrów i pasaż wzdłuż ściany od punktu K.
Posłusznie wykonałam polecenie. Potem czekało mnie jeszcze parę ćwiczeń typu piaff, zagalopowanie ze stania/stępa, wyciąganie/ zbieranie każdego z podstawowych chodów... A Luizjana nie zamierzała mi ułatwić życia. Po jakimś czasie znudziło jej się mnie słuchać, więc zaczęła wyrywać mi wodze i zmieniać chody jak jej się podobało.
-Nie pozwalaj jej- surowo poleciła pani Anita.- To ty kierujesz koniem, a nie koń tobą.
-Próbuję- mruknęłam.
-Byłoby znacznie łatwiej, gdybyś zgodziła się na palcat. Lui tylko na niego reaguje tak jak trzeba.
No tak... Już to dzisiaj słyszałam. Jednak nie miałam zamiaru go brać do ręki. Oczywiście palcat lub bat ujeżdżeniowy bywają bardzo pomocne, używane z rozmysłem. Ale wystarczająco napatrzyłam się jak używają go Amanda i wiele innych osób, których konie teraz siedzą w naszym schronisku. Więc zrezygnowałam z bata.
Kiedy zeszłam na ziemię, nie miałam już ochoty na skoki. Jednak nie miałam wyboru. Po coś w końcu pojechałam na obóz. Zaprowadziłam Luizjanę do stajni, rozsiodłując ją całkiem.
Nie chciało mi się czekać kolejne dwie godziny aż ostatnie osoby skończą swój trening, więc postanowiłam pójść na parkur. Niestety z Izą ledwie się minęłyśmy, bo właśnie skończyła szykować swojego konia do jazdy, a potem nadeszła jej kolej.
Do skoków wylosowałam sobie wspaniałego skarogniadego wałacha oldenburskiego imieniem Ramirez. Był prześliczny. Wydawał się też bardzo spokojny oraz doświadczony. Tutaj byłam pierwsza w kolejności. Cieszyłam się jak nie wiem, że wreszcie mogę poskakać. Pierwsze dwie przeszkody- stacjonata z drągów na 60 cm i krzyżaczek- poszły mi bez problemu. Ale kolejną był rów z wodą, połączony z jednodrągową stacjonatą, znajdującą się bezpośrednio za nim. Banał, pomyślałam. Ale koń miał inne zamiary. Skupiłam się jedynie na skoku, bo, moim zdaniem, nie wchodziło w grę nic innego. Lekceważenie zdominowało zdrowy rozsądek. Ramirez przed samą przeszkodą wyglądał, jakby ktoś tak po prostu przykleił mu kopyta do ziemi. I z boku musiało to całkiem tak wyglądać. Właśnie zaliczyliśmy ostatnią fazę zawieszenia galopu. Po niej koń powinien po prostu stanąć na ziemi, a potem wybić się nad przeszkodą. Owszem, wylądował, ale nic poza tym. W momencie, kiedy wszystkie nogi dotknęły ziemi, wałach opuścił głowę, szyję i cały przód ciała, a ja wyleciałam z siodła. Przeleciałam przez wodę i poczułam się tak, jakby Ram puszczał mną ,,kaczki". Po czym wleciałam w drąga, odrzuciłam go daleko. Zatrzymałam się w końcu na piachu, który idealnie przyklejał się do mokrego ubrania. Czułam się jakbym właśnie została wytarzana w smole i pierzu. Ale najbardziej bolała urażona duma.
-Wiktorio- odezwał się instruktor- powinnaś być bardziej czujna. Nie myśl o tym, żebyś TY skoczyła. Skacze koń, a twoim zadaniem jest go doprowadzić na drugą stronę przeszkody. Musisz wiedzieć, kiedy koń chce się zatrzymać lub wyłamać i powinnaś postarać mu to uniemożliwić. Albo przynajmniej postaraj się utrzymać w siodle. Jedna odmowa to tylko parę punktów karnych, a upadek- dyskwalifikacja. Wskakuj na siodło i jedziesz jeszcze raz. Od początku.
Otrzepałam się z piachu i rad nie rad musiałam spróbować po raz kolejny. Niestety teraz też było tak samo. Jednak udało mi się utrzymać w siodle. Co nie usatysfakcjonowało instruktora. Kazał mi podchodzić do tej przeszkody jeszcze pięć razy, aż w końcu zrezygnował.
-Dobra, darujemy sobie- mruknął. Omijaj rów i poskacz przez inne.
W końcu skończył się mój czas. Nie byłam zbyt zadowolona z przejazdów. Poszłam do stajni odprowadzić Ramireza.
-Nie martw się, on taki jest- spróbowała pocieszyć mnie Kasia, dziewczyna z mojej grupy, która (z tego co wiem) normalnie jeździła konno w tej stadninie, ale zawsze musiała dojeżdżać kilkanaście kilometrów, więc zapisała się tu na obóz.
-Instruktor, czy koń?- spytałam.
-Obaj- zaśmiała się.- Ale miałam na myśli Ramireza. Konik panicznie boi się wody. A Jacek, no wiesz, ten instruktor, świetnie zdaje sobie z tego sprawę, a i tak zawsze daje go kursantom do skoków.
Hmm, pomyślałam. A gdybym tak się nim zajęła? Pomogłyśmy już wielu koniom. Strach przed wodą zdaje się być tak nikły w porównaniu z tym, co robiłyśmy w przypadku Dashy czy Furii. Poszłam szukać Izy. Może jeszcze nie zaczęła jazdy. Czyli wygląda na to, że będziemy mieć nowego końskiego pacjenta. Musimy go wyleczyć ze strachu przed wodą. Jeśli nam pozwolą...
Dzisiaj daruję sobie wyczerpujące dopiski, niemal długości notki. Chciałam Wam tylko powiedzieć, że pomysł z obozem wyszedł od Natalii, dawno temu, jeszcze kilka tygodni przed jej odejściem. Chociaż wtedy nie wiedziałyśmy jeszcze, co Wiki i Izz będą robić na tym obozie, ale sam pomysł jest jej :)
A, i mam jeszcze dla Was Bajkę. Nie, nie o ,,Czerwonym Kapturku", czy czymś takim :) Mam Bajkę na 4 kopytach :)
To chyba mój ulubiony koń ze stadniny. Ale niestety nie było mi dane kiedykolwiek jej dosiąść, bo Bajka złamała nogę na kilkanaście tygodni przed moją pierwszą jazdą :'( Ale jest bardzo przyjacielska. Ostatnio po jeździe na Syrku jej też dawałam marchewkę. A potem nic nie miałam i po prostu ją głaskałam. Tak się do mnie przytulała i trącała mnie łebkiem :)
Tamto to wersja z 31 maja ok godziny 12.00
Edytowane o 19.54:
Niedawno wróciłam z jazdy :) Dziś jeździłam na Bakalii i było świetnie :D Oby szło mi tak dalej. Jeśli deszcz mi nie pokrzyżuje planów, to może wreszcie przed obozem chociażby zacznę galop :)
I zapomniałam się Wam pochwalić, że od wczoraj jestem prawie dorosła. Już szesnastka mi stuknęła. Wiem, stara jestem ;)
Tamto to wersja z 31 maja ok godziny 12.00
Edytowane o 19.54:
Niedawno wróciłam z jazdy :) Dziś jeździłam na Bakalii i było świetnie :D Oby szło mi tak dalej. Jeśli deszcz mi nie pokrzyżuje planów, to może wreszcie przed obozem chociażby zacznę galop :)
I zapomniałam się Wam pochwalić, że od wczoraj jestem prawie dorosła. Już szesnastka mi stuknęła. Wiem, stara jestem ;)