Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 60

~Wiki~

    Złapałam wodze i włożyłam nogę w strzemię, co nie było łatwe. Musiałam zadrzeć ją tak wysoko, że utrzymałam równowagę tylko dzięki przytrzymywaniu się łęków siodła. Może i koń nie był zbyt wielki, ale i ja nigdy nie jeździłam w jeansach.  Już miałam się odbić od ziemi, kiedy poczułam na ramieniu rękę Bartka. Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
-Może cię podsadzić? Będzie ci łatwiej.
Nie dałam się długo przekonywać. Od razu postawiłam nogi na ziemi i pozwoliłam się podrzucić Bartoszowi, by zaraz... z krzykiem wylądować po drugiej stronie konia. Usłyszałam stłumiony śmiech dzieci. Widać do Magdy dołączył też Rafik. Wstałam, otrzepałam się i, patrząc ponad grzbietem Milki, rzuciłam wściekłe spojrzenie Bartkowi.
-Ups?- wzruszył ramionami nieśmiało.- Jesteś leciutka. Lżejsza niż się nastawiałem. Ale spróbujemy jeszcze raz...
-Nie- oznajmiłam i wszyscy spojrzeli na mnie z napięciem.- Teraz sama wsiadam.- Miło było widzieć jak każdy po kolei się rozluźnia. Myśleli, że naprawdę teraz się wycofam? Śmieszne!
Przeszłam na lewą stronę klaczy i dosiadłam jej niemal z dawną gracją.
-Można się jeszcze wycofać?- spytałam, kiedy Bartek prowadził klacz stępa na środek lonżownika. Siedziałam skulona w siodle, a przy każdym potknięciu Milki jęczałam spazmatycznie.
-Za późno- uśmiechnął się szelmowsko, stając na środku i wysyłając klacz na ścieżkę.- Przyzwyczaj się do stępa. Powiedz, jak będziesz gotowa. Spróbujemy czegoś szybszego.- Po czym postanowił udowodnić mi, że przez te lata kompletnie nic nie pamiętam:- Wyprostuj się, palce do konia, patrz przed siebie, rozluźnij się...
-Wiem- warknęłam po ostatniej radzie.- Ale spróbuj być rozluźnionym, jeśli ostatni obraz związany z końmi jaki pamiętasz, to mój... nasz... tragiczny wypadek.
-Przepraszam... Ale musisz zapomnieć. Wki, minęło już tyle czasu! Nie możesz myśleć tylko o Dashy.
Poczułam nagle, że jestem gotowa. Nie oznajmiałam już tego Bartkowi, tylko ścisnęłam nogami boki klaczy. Od razu przeszła do kłusa.
-Prr...- Bartek machnął batem w kierunku przednich nóg Milki.
-Nie- zaoponowałam.- Jest OK.
Pokiwał głową ze zrozumieniem i pozwolił Milce kłusować.
Po paru taktach przypomniałam sobie, jak się anglezuje. Nawet nieźle mi to wychodziło, chociaż mogłam zapomnieć o wysiadywaniu taktów. Kiedy tylko siadałam w siodło, odbijałam się jak piłeczka, a wstrząsy przypominały mi wypadek.
-Zagalopujesz?- głos Bartosza wyrwał mnie ze skupienia.
-Co?- spojrzałam na niego jak na idiotę upewniając się, że nie żartuje.- Może kiedy indziej... Prr...- zawołałam do konia. Miałam luźną wodzę, więc nie chciałam jej szarpać. A siadanie w siodło nie wchodziło w grę. Milka nie zwróciła na mnie uwagi.
-Ech... Niech ci będzie. Ale to jak z jazdą na rowerze- tego się nie zapomina. I nie przejdziesz do stępa, anglezując cały czas.- Pomógł ją spowolnić z ziemi i spokojnie mogłam siedzieć.
- Wpadłeś kiedyś rowerem w środek oksera, zabijając jego i też prawie siebie?- Uniosłam brew.
Westchnął głośno, ale nie odpowiedział. Czy oni wszyscy naprawdę myślą, że to jest takie łatwe? Zabiłam najlepszą przyjaciółkę, nigdy nie zapomnę.
-Na dziś wystarczy- oznajmił Bartosz po kolejnych kilku okrążeniach.- Zsiadaj i kończymy.
Niezgrabnie zeskoczyłam na ziemię. Nogi się pode mną ugięły, ale nie upadłam.  Bartek ściągnął wodze z szyi Milki, potem zajął się ochraniaczami, kiedy nagle zapatrzył się w coś za mną. Podążyłam za jego wzrokiem. Na brukowany podjazd wjechała elegancka, droga przyczepa do przewozu koni. Była dwukolorowa. Górną połowę miała białą, a dolną- ciemnoniebieską. Na niebieskim po obu bokach trailera widniał biały emblemat konia przedstawiający nos, głowę, szyję, grzbiet i wysoko osadzony ogon; a nad emblematem zobaczyłam napis ,,Horsenter Racing Stable". Samochód ciągnący przyczepę też był niczego sobie. Niby tylko pick up, ale jego czarny lakier lśnił intensywnie, wszystko było wypolerowane, a kiedy wysiadło z niego dwóch mężczyzn wydawało mi się, że siedzenia są ze skóry. Na masce widniało logo Peugeota.
Bartek wyprostował się tak gwałtownie, że Milka cofnęła się szybko, a mnie wyrwało to z zamyślenia. Widziałam po nim, że najchętniej wcisnąłby mi wodze do ręki i pobiegł do tego samochodu. W końcu jednak rozejrzał się, a na widok Weroniki wychodzącej ze stajni jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
-Nika!- zawołał.- Rozbierzesz Milkę?
-Tak jest, szefie- zasalutowała, a Rafał koło mnie się zaśmiał. Werka rzuciła mu przyjazne spojrzenie, a potem spojrzała na Bartka.- A coś się stało?
-Thunderbolt przyjechał- powiedział, a Weronice to wystarczyło.- Miłej zabawy, proszę pana- rzuciła mu porozumiewawczy uśmieszek i odeszła z klaczą.
Thunder... bolt..., próbowałam sobie przypomnieć, czemu imię brzmi znajomo. Ach tak!
-TEN Thunder?- spytałam.- Ten, którego nazywają drugim Secretariatem? Ten, który wygrywa każdy wyścig? Ten, który Wielką Warszawską wygrał o cztery długości? To on?
Dzieci i Bartosz przypatrywali mi się zszokowani.
-E... w wiadomościach mówili- rzuciłam od niechcenia, hamując śmiech.
Prawda była taka, że nigdy nie byłam w stanie do końca odrzucić koni. Nigdy nie lubiłam wyścigów. Wręcz nienawidziłam. Co jak co, ale niezbyt mi się podobało wykorzystywanie tak młodych zwierząt, które normalnie dopiero powinny być zajeżdżane, a tu już były zmuszane do biegu z oszałamiającą prędkością, której nigdy by nie osiągnęły na wolności, nawet gdyby się spłoszyły. No i w wyścigach ginie może mniej koni niż w crossie, ale o wiele, wiele więcej niż przy skokach. Może nie na miejscu. Wiele z nich łamie nogi, a ludzie nawet nie próbują ich ratować, tylko wymieniają na nowsze modele. Z Ruffian było inaczej. Jej już się nie dało pomóc. Co jednak nie zmienia faktu, że ona miała dopiero trzy lata! Dopiero powinna zostać zajeżdżona...
Jednak czułam potrzebę zostania przy koniach. Czułam, że ta cienka nić, którą było tylko oglądanie jakiejś konkurencji, nie oderwie mnie całkowicie od tych zwierząt. Skoki i cross odpadały z wiadomego powodu. Ujeżdżenie też mi dość mocno przypominało Dashę. Więc odrzuciłam też WKKW. Western kojarzył mi się z dawną koleżanką ze Świata Rumaków. Miała swoją palominą klacz rasy quarter horse, na której jeździła w zachodnim siodle, chociaż bardziej rekreacyjnie- galopem po maneżu- niż w jakichś konkurencjach.  Urwał nam się kontakt po śmierci Broszki, kiedy to razem z Izą opuściłam tamtą stajnię, ale wspomnienie pozostało. Wtedy do głowy przyszły mi wyścigi. Z niczym mi się nie kojarzyły. W żadnej stajni w jakiej byłam nie praktykowali wyścigów, nie oglądałam ich nigdy, a parę cwałów jakie w życiu zaliczyłam, nie działało na mnie tak, jak przy próbach oglądania skoków.
Najczęściej oglądałam wyścigi w telewizji, ale czasem Dariusz jechał w interesach do Warszawy. Zabierałam się z nim, zostawiając dzieciaki u sąsiadów. Zawsze wtedy zostawiał mnie w centrum, a ja, mogąc robić co chciałam odwiedzałam Służewiec. Darek do dziś myśli, że cały dzień podczas każdego wyjazdu spędzałam na Złotych Tarasach.
Na wyścigach nigdy nie stawiałam. Nie robiłam tego dla pieniędzy tylko dla... jakiegoś głęboko ukrytego JA.
-Tak, ten sam- odparł Bartek z jakimś dziwnym respektem w głosie. A ja przypomniałam sobie zadane przed chwilą pytanie.- Chodźmy do nich.
Mężczyźni już sobie poradzili i właśnie wyprowadzali pięknego kasztanowatego ogiera. Znałam go dobrze z różnych gonitw. Wiedziałam, że ma 165 cm w kłębie i niedawno skończył 5 lat.
-Chwilę...- zastanowiłam się.- Ten koń jest wart fortunę. Nie mów mi, że go kupiłeś.
-Ja?- Bartek, gładzący rudawą szyję, spojrzał na mnie zaskoczony.- Nie powiem. Thunder nie jest mój. Ma lekkie problemy z nogami. Nic poważnego, ale trener postanowił zrobić mu rok przerwy. Śliczny, prawda?
Pokiwałam ochoczo głową.
-Może pomogę ci go oporządzić?
-Wiktoria!- usłyszałam głos mojego męża dochodzący z samochodu.- Chodź rzesz wreszcie. Wiki!
-Mamo...- jęknęła Magda. Rafał już pobiegł do ojca.- Idź do samochodu. Ja zaraz dołączę.
Córka nie protestowała, odprowadziłam ją wzrokiem. Bałam się zostać sama z przyjacielem. Co gdyby mnie znów pocałował? A jeśli Dariusz to zobaczy? Ale kręcący się dookoła ludzie widać peszyli Bartka przed odważniejszymi krokami. Wtedy sobie coś przypomniałam.
-Och, zapomniałam ci zapłacić- zauważyłam.- To ile jestem ci winna? Nie pamiętam cennika.
-Twój uśmiech, kiedy siedziałaś na koniu pierwszy raz po dwudziestu latach... - to mi wystarczy za wszystkie pieniądze świata.
Odwrócił się na pięcie, wykrzykując polecenia do mężczyzn prowadzących Thunderbolta.
    Siedziałam już w samochodzie, kiedy ciągle jeszcze brzmiały mi w uszach jego słowa.

15 komentarzy:

  1. Pierwsza jazda po 20 latach już za Wiki :) Dobrze sobie poradziła:) Co dalej napisać? Bo ja nie wiem :/ Jakoś dzisiaj absolutny brak weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Alleluja, Wiki jeździła konno xD
    Wiesz co??? Wiem, że w wyścigach ginie więcej koni, niż w skokach. Ale. Boże. Nie. Musisz. Mi. Tego. Ciągle. Wmawiać.
    Bo sama piszę o wyścigach (NKBzT i usunięty TKPN)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co? O co Ci chodzi? Nie. Przypominam. Sobie. Żebym. Z. Tobą. Kiedykolwiek. Gadała. O. Wyścigach. To, co napisałam, to są moje prywatne przemyślenia. Żadne z Was nie musi się z tym zgadzać. I co to znaczy "ciągle wmawiać"? Nic Ci nie wmawiam, ani nigdy nie wmawiałam. Nie wnikam nawet, czy rzeczywiście tak lubisz wyścigi, czy piszesz o nich, żeby być oryginalna, bo my wszyscy skupiamy się na skokach, ujeżdżeniu lub crossie. Więc jeśli bardzo chcesz kłótni i szukasz zaczepki, to zostaw ten rozdział w spokoju, bo nie mam mu nic do zarzucenia.
      PS nie mów do mnie "Boże"."Sydney" wystarczy ;P

      Usuń
    2. Rozumiem Cię i przepraszam :( Nie powinnam tego pisać, w końcu to twoje przemyślenia. Nie wiem co mnie podkusiło, żeby to pisać. Jestem chyba wykończona praktykami i gadam(piszę) głupoty(i właśnie m.in. kłótnie i dokuczanie drugiej osobie, czyli tobie). Po prostu coś się we mnie obudziło, jak napisałaś że nie lubisz wyścigów. Bo...zastanawiam się jak ty możesz czytać NKBzT skoro tam będzie mowa o wyścigach???(chociaż tego jeszcze nie widać). A jeżeli chodziło o wmawianie, to musiałaś to źle zrozumieć
      PS:Przyzwyczaiłam się już pisać Sydney F. i się chyba nie oduczę. Sorry :(

      Usuń
    3. Przeprosiny przyjęte :)

      Usuń
    4. Aha. A tak na marginesie, to lubię wyścigi, ponieważ ja lubię biegać (najczęściej na 1km, lub 700m). Więc to mnie w jakiś sposób łączy z wyścigami konnymi.
      PS: Ja nigdy nie próbuje być oryginalna. Idę swoimi ścieżkami ;)

      Usuń
  3. Wiedziałam,że kiedyś to nadejdzie. W końcu. Wspaniały rozdział. Czytałam z wielką przyjemnością. Pozdrawiam i czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wuuu, Wiki na koniu ^^ Heheh, w wiadomościach mówili, dobre.
    Ja też nienawidzę wyścigów ;/ Czasami można odkupić fajne konie, które nie mają jeszcze rozwalonych stawów, a nie sprawdziły się w dwulatkach. Z takimi jest potem trochę pracy, bo zawsze rwą do przodu, ale np. Jaskra (chyba Ci o niej mówiłam) była do wyścigów i później spełniała się w skokach ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Halo, a dopisek od Ciebie? Czyżbyś zapomniała? Czy może umyślnie nie zrobiłaś bo nie masz nam nic do powiedzenia? :<
    Wiki znowu na koniu hehe. Jestem ciekawa czy znowu zacznie jeździć tak... No tak jak wcześniej.
    Czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, to było celowe posunięcie :D Zawsze mam Wam coś do powiedzenia, ale zamiast gadać (pisać) jak naćpana, chciałam zostawić to bez komentarze ;) Ciekawa byłam, czy zauważycie ;*

      Usuń
  6. Nie wiem czy obserwowałaś kiedyś jak wygląda powrót do jazdy konnej po latach, ale opisałaś go trafnie :D Moja mama powróciła do koni też po 20 latach (z tą różnicą, że ona nie miała wypadku, a jedynie oglądała ich wiele) i obserwowałam jej początki. Brawo za realizm!

    Ostatnio nie komentowałam, ale chyba do tego powrócę ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka! :D
    Bardzo podoba mi się twój blog dlatego zgłosiłam go do Liebster Blog Award.
    Szczegóły na miedzygrzywaaogonem.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem z jakże inteligentnym komentarzem :)
    Święty rozdział, fajnie że wsiadła na konia :D
    Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń