Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

czwartek, 31 października 2013

Rozdział 54

* małe ostrzeżenie, ciemny gif Iza a jasny Harry albo Jakub ;) zorientujecie się jak mam nadzieję (piszę Iza tylko na początku żebyście wiedzieli, że ja to ja a nie Sid :P )
~Iza~
gify konie
Rozglądałam się po stajni w poszukiwaniu Bartka, kiedy nagle poczułam na plecach intensywne spojrzenie. Odwróciłam się i zobaczyłam dobrze znaną mi Bellę.   Zebrały mi się łzy w oczach kiedy na nią spojrzałam. Poznałam ją po głębokich i spokojnych brązowych oczach. Była prawie jedynym powodem dla którego miałam ochotę zawrócić kiedy opuszczałam Polskę. Podeszłam do niej bliżej i pocałowałam delikatnie  w chrapy.
- Tęskniłam za tobą - szepnęłam i przytuliłam się do jej szyi. - Przepraszam, że cię zostawiłam - głaszcząc ją delikatnie przypomniały mi się chwile kiedy ją szkoliłam. Kiedy wyjeżdżałam była jeszcze młodym koniem a teraz to już staruszka. Dmuchnęła mi ciepłym powietrzem w twarz i wysunęła uszy do przodu.
- Przepraszam, ale co pani tutaj robi? - usłyszałam za sobą zdziwiony męski głos. Odwróciłam się do niego, starając się odwrócić na chwilę uwagę od Belli. Widząc go byłam prawie pewna, że to Bartek. Zmienił się,ale nadal miał swój charakterystyczny sposób wyrażania uczuć.
- Można powiedzieć, że witam się z imienniczką - powiedziałam pewnie. Jego oczy powiększyły się chyba z dwukrotnie kiedy usłyszał co powiedziałam
 - Iza?! Czy może Izabela Swift? - zapytał, podchodząc bliżej
- Uważaj, bo ci oczy wypadną! Tak to ja - zaśmiałam się, ale po chwili spoważniałam - przepraszam. Wiem, pewnie nie mam tu czego szukać. Niezbyt ładnie się z wami rozstałam, ale musiałam przyjechać. Masz prawo na mnie naskoczyć, ale tęskniłam - westchnęłam, schylając głowę. Po chwili milczenia, poczułam przyjacielski uścisk na ramionach.
- Byłem zły, ale teraz jestem zwyczajnie szczęśliwy, że nasza stara przyjaciółka wróciła. I wiem, że Bella też za tobą tęskniła. Zdajesz sobie sprawę, że niezbyt dobrze zniosła wtedy rozstanie?
- Zdaję sobie z tego sprawę, i nawet nie wiesz jak mi przykro...- przerwałam, nie wiedząc co powiedzieć - ,,Nasza" masz na  myśli kogoś o dwóch nogach? - zapytałam z nadzieją, że  może Wiki jednak tutaj wróciła. Mężczyzna gwałtownie potrząsnął głową - Nie, mówiłem o koniach -  powiedział twardo, uciekając wzrokiem w bok. Westchnęłam zawiedziona, on chyba też jeszcze się nie otrząsnął po jej wyjeździe. Wygląda na to, że już nigdy nie spotkam dawnej przyjaciółki.
- Może chciałabyś zobaczyć konie i resztę stadniny? Może nie wiele się zmieniło, ale możesz już mało co pamiętać. A jeśli jeszcze pamiętasz jak się jeździ, to myślę, że Bella ucieszyłaby się znowu mając cię na grzbiecie.
- Jasne z wielką chęcią! - zawołałam. Po słowach ,,konie" i ,,jazda" wrócił mi dobry humor. Odwróciłam się niepewnie do Isabelli. Wyglądała na bardzo zmęczoną, ale przypatrywała się mi z wielką uwagą. Znowu ją pocałowałam - Myślisz, że ma na tyle siły żebym mogła jej dosiąść? - zapytałam zaniepokojona
- Oczywiście! Jej zmęczenie chyba bardziej wynika z  braku częstych jazd niż fizycznego przepracowania. Niestety wszyscy chcą młodsze konie i mało kto się nią interesuje - powiedział smutno. Poczułam niemiły ścisk w gardle na te słowa. Z chwili na chwilę czułam się coraz bardziej winna.
- Zacznijmy już, bo mam dzisiaj bardzo dużo pracy - na te słowa niechętnie puściłam Bellę i podążałam za oddalającym się już powoli Bartkiem. Mężczyzna zaczął mnie prowadzić po stadninie, przedstawiając mi wierzchowce i krótko coś o  nich opowiadając. Przystanęliśmy na dłuższą chwilę przy jednym z boksów
- Jaki podobny do Dashy! - zawołałam zdziwiona widząc karego ogiera  hanowerskiego.
- Nic dziwnego. To jej wnuk, a syn Belli. Pomyślałem parę lat temu, że może warto by było przekazać zwycięskie geny do kolejnego konia. Skrzyżowałem Bellę z czystym hanowerem, dlatego wygląda tak podobnie - odparł przypatrując się dumnie ogierowi - To nasz najlepszy koń!
Wpatrywałam się w niego bez słowa. Przed oczami w jednej chwili zamigotała mi straszna scena upadku Wiki i Dashy - Piękny - powiedziałam  cicho, starając się odpędzić złe wspomnienia. 
- Chodźmy dalej - Bartek chyba wyczuł moją zmianę nastroju. Ruszyliśmy w stronę ujeżdżalni, kiedy wybiegła z niej jakaś ruda nastolatka.
- O Bartek, szukałam cię! Muszę już lecieć do domu. Przepraszam, że tak wcześnie, ale muszę być na urodzinach mojej mamy - powiedziała wyglądająca odrobinę znajomo dziewczyna.
- Nie ma problemu! I tak się za bardzo przepracowujesz, Nika. Do zobaczenia i pozdrów mamę - uśmiechnął się do niej szeroko.
- Pa! - zawołała i odeszła szybkim krokiem.
- Kto to był? Wydała mi się dziwnie znajoma...Gdzieś już chyba widziałam te długie kręcone rude włosy- zaczęłam niepewnie
- A nie oglądasz przypadkiem mistrzostw Europy w jeździe? 
- Oczywiście, że tak, nigdy nie przegapiłam żadnych. Najwspanialsze były te na których wygrała Bella! - przerwałam na chwilę, rozumiejąc - Zaraz, zaraz... To ona jej dosiadała prawda?
- Myślę, że już wiesz. Jest naprawdę świetna! A jeśli chodzi o chęć zajmowania się końmi, to jest tak samo nakręcona jak wy kiedyś.
- A wspominając o kiedyś -  gdzie jest Robert? Bardzo bym chciała z nim porozmawiać! - na moje słowa twarz mu stężała a usta zacisnął w wąską linię.
- Nie  żyje. Parę miesięcy temu miał wypadek samochodowy. Uderzył w słup wysokiego napięcia i umarł na miejscu - powiedział chłodno - Jeśli nie masz nic przeciwko, to wolałbym o tym nie rozmawiać
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, kiedy to usłyszałam. Niemożliwe! Nie Robert! On był zawsze taki dobry i wprowadzał do stadniny domową atmosferę... Po moim policzku bezwiednie spłynęła łza. Bardzo liczyłam na spotkanie z nim. Od niego nauczyłam się praktycznie wszystkiego, co wiedziałam o koniach. Zawsze był moim i Wiki najbardziej zaufanym dorosłym-przyjacielem.
I wtedy doszło do mnie coś jeszcze. Gdybym nie była taka głupia i odważyła się wcześniej przyjechać, zdążyłabym się z nim pożegnać. A przecież pół roku temu babcia nalegała żebym odwiedziła Polskę choć na parę dni! Gdybym wtedy nie stchórzyła, to mogłabym ich  oboje zobaczyć jeszcze przed śmiercią. A teraz wyszło tak, że dwie bardzo ważne dla mnie osoby umarły a ja nie widziałam ich tak wiele lat. Owszem - rozmawiałam z babcią na wideo chatach, ale to nie to samo co twarzą w twarz.
- Chyba czas na twoją jazdę. Czy siedziałaś na koniu od czasu wyjazdu?
- Oczywiście! Pracuję nawet w stadninie - odparłam cicho
- W takim razie możesz ją wyczyścić i osiodłać. Będę czekał - to powiedziawszy odszedł w stronę stajni. Na szczęście pokazał mi wcześniej gdzie jest niezbędny sprzęt. Kiedy do niej podeszłam zastrzygła uszami i nachyliła do mnie głowę. Poklepałam ją lekko po szyi
- To co, kochana, gotowa na jazdę ? - powiedziałam do niej miękko. Zorientowałam się, że mam w kieszeni spodni paczuszkę z miętówkami. Zawsze nosiłam jakieś, żeby dogodzić czasem moim podopiecznym konikom. Zaczęłam od porządnego wyszczotkowania jej sierści, zatrzymując się na dłużej w okolicach siodła. Czyszczenie zawsze sprawiało, że potrafiłam się odprężyć. Stwierdziłam, że teraz chcę czerpać jak najwięcej przyjemności z przebywania z Bellą, a później będę myśleć o kłopotach.Po skończeniu ze szczotką wzięłam kopystkę i delikatnie wyczyściłam jej kopyta z  błota. Kiedy była już czysta założyłam jej uzdę i nałożyłam siodło. 
- Bella idę! - zawołałam i przeszłam najdalej jak się dało od zadu, żeby się nie przestraszyła i przypadkiem nie próbowała mnie kopnąć. Będąc po drugiej stronie podpięłam popręg, tak, żeby siodło się nie zsunęło.
- Chyba jesteś gotowa - oznajmiłam jej z uśmiechem. Założyłam toczek na głowę. W tej chwili  gratulowałam sobie wygodnego stylu. Dzięki temu zawsze mogłam wsiąść na konia. Wyprowadziłam klacz z boksu i skierowałam kroki w stronę ujeżdżalni.  Tam czekał Bartek, widocznie w lepszym humorze. Sam stał obok jakiejś  osiodłanej klaczy przypiętej do ogrodzenia. 
- Tak na wszelki wypadek - mrugnął do mnie - Na niej będziesz mogła spróbować wysokich skoków, bo Bella  nie chce i raczej nie powinna skakać w tym wieku. Poczekaj, przytrzymam strzemię - powiedział. Zwinnie wsiadłam na grzbiet Isabelli. Całe ciało przeszedł mi przyjemny dreszcz emocji. Ustawiłam jeszcze długość strzemion i ruszyłam. Zawsze wyobrażałam sobie jazdę na karej, ale teraz rzeczywistość była dużo lepsza. Z nią wiązały się moje najlepsze chwile tutaj, byłyśmy idealnie do siebie dopasowane. Postanowiłam na rozgrzewkę zrobić na zmianę dwa okrążenia z aglezowaniem w stępie i dwa w półsiadzie. Następnie zrobiłam z nią slalom i kilka wolt. Bella słuchała mnie i idealnie  wykonywała wszystkie polecenia. Później przeszłyśmy do kłusa i przejechałyśmy wokół różnych przeszkód. Tak bardzo skupiłam się na jeździe, że nie widziałam i nie słyszałam Bartka. Teraz byłam tylko ja i Bella. Moje serce przyśpieszyło a na twarzy zagościł uśmiech. Wtem klacz skierowała mnie lekko w stronę kawaletek. Przejechałyśmy bez problemu. Lecz zauważyłam, że kara wyraźnie chce przeskoczyć jedną z niskich przeszkód. Zdziwiona zawahałam się przez chwilę, ale to był  tylko drążek na wysokości  20cm, więc stwierdziłam, że nie ma się czego bać. Bella przeskoczyła, lądując w  pięknym stylu. przechodząc do stępa poklepałam ją po szyi 
- Pięknie malutka. Chyba jednak nadal lubisz skakać, co? - w odpowiedzi dostałam zadowolone parsknięcie. Wydawała się być pełna energii. Znowu popędziłam ją do kłusa by po chwili przejść w galop i zrobić kilka foule. Po tym jednak wróciłam do kłusa, ponieważ nie chciałam jej zbytnio przemęczać. Jednak ona wyraźnie zasugerowała mi, że chce spróbować czegoś jeszcze. Skierowałyśmy się w stronę 40cm koperty. Bella ponownie perfekcyjnie wykonała skok. Byłam w lekkim szoku, zwłaszcza, że Bartek wspominał o tym, że ona nigdy nie pozwala na sobie skakać. Przeszłyśmy stępem jeszcze jedno okrążenie, po czym podjechałam do Bartka.
- To nie możliwe! Ona nie skakała już jakieś dwa lata! Wcale! Nawet Weronika nie potrafiła jej do tego namówić.
- Może przypomniało jej się, jak ją szkoliłam? To ze mną robiła swoje pierwsze lonże i ja ją przyzwyczajałam do siodła i trzymania na grzbiecie ludzi. Co prawda wydaje mi się prawie niemożliwe żeby to pamiętała, ale nie widzę innego wyjaśnienia - powiedziałam, schylając się i wtulając w jej szyję.
- Ale ja i tak muszę przyznać Izz, niesłusznie w ciebie wątpiłem - uśmiechnął się do mnie szczerze. Już otworzyłam usta kiedy ktoś zza moich pleców mi przeszkodził.
- Izz? A więc to dlatego wydałaś mi się znajoma! - usłyszałam arogancki głos - Kopę lat przyjaciele!
- Jakub?! - krzyknął  zaskoczony Bartek. Zirytowana Bella lekko wierzgnęła, ale uspokoiłam ją i szybko zeszłam z siodła. Przystojny mężczyzna  podszedł nieco bliżej.
- Owszem, braciszku! To ja, ale opanuj się proszę. Widzisz, przestraszyłeś  koniki - powiedział kpiąco. Odwrócił się w moją stronę z błyskiem w oczach - To nieuprzejme, że mi nic nie powiedziałaś w taksówce. Wyglądasz niesamowicie! Do twarzy ci w blondzie - mrugnął szelmowsko.
- Dziękuję za komplement, Jakubie - odwróciłam się w stronę Bartka. Wybacz, ale muszę już iść do domu. Muszę jeszcze załatwić parę spraw,a chyba się zasiedziałam
- Jasne, nie ma problemu. Przyjedź jutro to spróbujemy cię posadzić na jeszcze innym koniu. Tylko mam małą prośbę... Mogłabyś rozsiodłać Bellę i zaprowadzić ją do boksu? Chyba będę zajęty przez najbliższy czas - powiedział patrząc chłodno w oczy brata.
- Pewnie,z wielką chęcią! Widzimy się jutro  - powiedziałam i zaczęłam się oddalać. Przed odejściem rzuciłam jeszcze przelotne spojrzenie Jakubowi.
- Mam nadzieję, że spotkamy się  w najbliższym czasie. Jestem pewien, że lampka wina w samotności nam nie zaszkodzi-  uśmiechnął się szeroko, jakby na to czekając.
- Cześć - rzuciłam zdawkowo oddalając się pośpiesznie wraz z klaczą. Ten facet zdecydowanie pozwala sobie na zbyt wiele. Czułam powoli opętującą    mnie  wściekłość. Nagle jednak uśmiechnęłam się przypomniawszy sobie o  minie Bartka.
- No no, kochana. Coś mi się wydaje, że starszy brat zedrze mu ten zarozumiały uśmieszek z twarzy - rzuciłam lekko do Belli.
 gify konie
Patrzyłem jeszcze chwilę za oddalającą się Izabelą. Miała wyjątkowo przyjemnie obcisłe spodnie.
- Wow! Niesamowite kształty jej się udało zatrzymać - gwizdnąłem z podziwem. Kątem oka zauważyłem, że Bartosz zrobił się czerwony z wściekłości
- Radzę ci zamknąć jadaczkę, bo jeszcze ci za nią dołożę - aż zachłysnął się powietrzem. No tak, wieczny dżentelmen. Mrugnąłem do niego
- No co? Czyżbyś nigdy nie przypatrywał się kobiecym pośladkom? Nie mów, bo nie uwierzę -zaśmiałem się kpiąco. Zacisnął pięści tak mocno, że aż zbielały mu knykcie
- Czego ty właściwie tutaj szukasz?! - krzyknął na mnie
- A, przyjechałem w odwiedziny. Nie można już się spotykać z rodziną? - zapytałem nadal pewnie.
- A od kiedy znowu się z tą rodziną kontaktujesz?  Przez prawie dwadzieścia lat jakoś nie miałeś takiej potrzeby.
Westchnąłem kręcąc  głową z politowaniem.
- Są rzeczy ważne i ważniejsze. Dla mnie ważniejsza jest wygoda. Jednak ostatnio coś mnie tchnęło i postanowiłem przyjechać do was na jakiś czas. Przypomnieć sobie życie w takiej dziurze.
Teraz z jego oczy wręcz ciskały we mnie gromami.
- Do twojej wiadomości nie ma już ,,nas". Tata nie żyje - patrzył się mi prosto w oczy i przez chwilę miałem wrażenie, że widzę w nich nutę nadziei. Kiedy doszło do mnie to, co powiedział zaschło mi w gardle.
- Tata nie żyje? - zapytałem kompletnie zbity z pantałyku - To nie możliwe! Co się stało?
- Miał wypadek samochodowy. Jechał w trakcie burzy i stracił panowanie nad kierownicą.
- Więc to twoja wina! Powinieneś był go zatrzymać przed wyjazdem! - tym razem to ja krzyczałem.
- Jak śmiesz mi coś takiego mówić?! To nie przeze mnie cierpiał dwadzieścia lat! - wrzasnął maksymalnie już wściekły. Zacisnąłem usta.
- Chyba to nie jest dobry moment żeby z tobą rozmawiać. Przyjdę jutro - już miałem odchodzić, kiedy wpadło mi coś wstrętnego do głowy - A jeśli spotkasz Izę to weź od niej numer. Nie mogę się doczekać aż sprawdzę jaka jest w łóżku! - Sam ogłupiałem po tych słowach. Przecież nie miałem takiego zamiaru! Już miałem się wytłumaczyć, ale w tym momencie oberwałem z pięści w nos.
gify konie
Westchnąłem, zdając sobie sprawę,  że Izz nie odzywała się cały dzień. Obiecała zadzwonić wieczorem... Było już przed 24 a ja dopiero wychodziłem z pracy. Potarłem w zadumie czoło, ruszając autem z parkingu. Jutro muszę wziąć wolne i pobyć dłużej z końmi. Zdaję sobie sprawę, że bez Izy reszcie pracowników będzie dużo trudniej. Oprócz niej zatrudniam przecież tylko trzech, a stadnina wcale nie jest mała.  Chyba znajdę kogoś na czasowe zastępstwo. Westchnąłem ciężko. Jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, a osobiście wolałbym być teraz w Polsce z Izą. Wiem ile babcia dla niej znaczyła i zdaję sobie sprawę, że jest jej teraz bardzo ciężko.

Kładąc się do łóżka postanowiłem, że nawet będąc daleko, chcę robić wszystko co mogę żeby jej        pomóc. Każdy czas bez niej oznaczał zawsze dla mnie okropne chwilę. Leżąc samotnie czułem, że nie wytrzymam tak bez niej długo. A choćbym nie wiem ile pracowników zatrudnił, to i tak nikt jej nie zastąpi. Wysłałem jej jeszcze SMS-a, mając nadzieję, że jej nie obudzę. Powoli zacząłem odpływać w krainę snów, szczęśliwy, że wreszcie, chociaż na kilka godzin zostawię te wszystkie sprawy daleko od siebie.



gify konie

Przepraszam, że tak późno, ale jest :) mam nadzieję, że  się wam  spodobał. Proszę, napiszcie mi w komentarzach adresy waszych blogów. Nie obiecuję, że od razu przeczytam wszystkie, ale chętnie bym spróbowała w wolnym czasie ;)
paaa :D

piątek, 25 października 2013

http://czerwony-rumak.blogspot.com/

Zapraszam na mojego nowego BLOGA. Przed chwilą zamieściłam pierwszą notkę, mam też wstępny zarys bohaterów ;) Miło mi będzie, jeśli chociaż duża część z Was będzie chciała czytać tamtego bloga, bo się staram ^_^ Pokażcie komentarzami, nawet króciutkimi, że będziecie ze mną i mogę na Was liczyć ;) 

Dla tych, którzy chcieliby już nowe rozdziały tutaj, informacja. Pracujemy NIE TYLKO nad nowymi rozdziałami, przy których robota wre, ale również nad urodzinowym dodatkiem :D Na razie nic więcej nie powiem :#
~Sydney F.

niedziela, 6 października 2013

Ankieta

   Zachęcam do głosowania w urodzinowej ankiecie :D 
   Można zaznaczać wiele odpowiedzi. 
   W komentarzach pod tym postem możecie też wygłaszać swoje pomysły :) Ankieta kończy się 24 listopada o godzinie 20.00

piątek, 4 października 2013

Rosdźau 53

~Wiki~

Już miałam wychodzić ze szpitala, kiedy zobaczyłam Bartosza. Rzucił mi zadowolone spojrzenie.
-Udało mi się cie jeszcze złapać- powiedział ukontentowany.
-Właśnie wychodziłam- oznajmiłam, próbując go wyminąć.
-W porządku, odwiozę cię.
Jego nachalność zaczynała mi działać na nerwy. I pomyśleć, iż przyszło mi do głowy, że zerwie ze mną kontakt, jeśli dowie się kim naprawdę jest pani Domerdz.
-Mam samochód-lekko podniosłam głos, starając się go przekonać, żeby dał mi spokój.
-Wiem. Przyjechałem autobusem- zaśmiał się serdecznie, ale ja wciąż miałam ponurą minę.- Odwiozę cię twoim autem. Jesteś roztrzęsiona, nie powinnaś prowadzić.
Nie miałam siły się z nim dłużej kłócić, więc uległam. Zawiózł mnie do samego domu, (po drodze odebraliśmy mojego syna od jego kolegi) a nawet wstawił samochód do garażu, który u nas miał wspólną ścianę z domem. Potem poszedł na przystanek, a ja już nawet nie próbowałam go zatrzymywać czy proponować, że teraz ja go odwiozę. Niech się stąd wynosi tak jak dotarł.
gify konie
Magdę wypisali ze szpitala jeszcze przed powrotem Darka. Postanowiłam ukryć przed nim prawdę o jej wypadku, ale nie omieszkam dać jej nauczki. Na zapłatę mandatu musiała sobie zapracować. Przez najbliższy miesiąc miała co dzień po szkole sprzątać w moim gabinecie.
Madzia więcej nie poruszała tematu koni. Wiedziała, że robię jej wielką przysługę, zatajając prawdę przed Dariuszem. Przecież gdyby on się o tym dowiedział, dałby jej szlaban nawet na oddychanie... o ile wcześniej nie wyrzuciłby jej z domu. Mój mąż wrócił do domu późnym popołudniem w niedzielę. Jedliśmy ugotowany przeze mnie obiad, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
-Ja otworzę- od razu poderwał się Darek.
Zgodziłam się skinieniem głowy.
-Wiki! Ktoś do ciebie!- zawołał od drzwi.
Minęliśmy się w przedpokoju, kiedy ja szłam do drzwi, a Darek wracał do obiadu. Omal się nie zachłysnęłam na widok Amandy.
-Co ty tu robisz?- spytałam opierając jedną rękę na drzwiach, drugą na ścianie, by nie weszła do środka.
-Chcę pogadać. Wpuścisz mnie?- spytała.
Musiała się bardzo zdziwić, gdy zamiast odsunąć się i pozwolić jej wejść, popchnęłam ją i zamknęłam drzwi za nami, ale nie z tej strony, jak oczekiwała- czyli gdy znalazłyśmy się na zewnątrz. Spojrzała na mnie zaskoczona, a ja wskazałam altankę stojącą po drugiej stronie posesji wystarczająco daleko, by Dariusz nie mógł nas podsłuchać lub zbliżyć się niepostrzeżenie.
-Tam będziemy mogły porozmawiać- powiedziałam, a na miejscu dodałam:- A tak w ogóle skąd ty masz mój adres?- usiadłyśmy wygodnie na drewnianych ławeczkach z przyszytymi nań poduszkami.
-Od Bartosza.
-A skąd on...?- nie zdążyłam skończyć pytania, kiedy uświadomiłam sobie skąd on wie gdzie mieszkam. Przecież wczoraj odwiózł mnie do samego garażu.- Zdrajca!- syknęłam.
-Spokojnie- Amanda zaśmiała się słodko.- Kilka godzin zajęło mi przekonywanie go, żeby mi podał twój adres i kazał mi przyrzec, że przekażę ci parę rzeczy od niego. On naprawdę cię kocha...
Ostatnie zdanie wypowiedziała ledwie słyszalnie, ale wystarczyło bym zerwała się z miejsca.
-Za późno!- starałam się trzymać nerwy n wodzy. Mam rodzinę i... i...- brakło mi słów.
-Czy ty zawsze musisz wszystko komplikować... Wiki?- Moje imię zaakcentowała tak jak kiedyś, kiedy jeszcze byłyśmy nastolatkami, a Amanda odgrywała rolę ciernia w moim ciele- położyła nacisk na ,,Wi" i przeciągnęła ostatnie ,,i".
Zagryzłam zęby na wspomnienie tych kilku lat najpierw w Świecie Rumaków, później w Equilandzie.
-Niby co?- spytałam, gdy już trochę mi przeszło.
-Przyszłam tu po co innego, ale sama się prosisz, żeby cię trochę douczyć a'propos przeszłości. Na początku życiowa lekcja- jeśli nie chcesz, żeby ktoś coś zobaczył, zamazuj to całkiem, opcjonalnie bierz inną kartkę i pisz od nowa. Jedną linią to sobie możesz...
Podkreśliła powagę swoich słów chwilą milczenia. Ja ten czas poświęciłam na intensywne myślenie o co jej chodzi. Już miałam się poddać, kiedy mnie olśniło. List do Izy!
-Powiedziała mu?- bardziej stwierdziłam, niż spytałam.
-Owszem. Wtedy wywołałaś duże zamieszanie. Iza na drugi dzień po twoim wyjeździe przyjechała  do schroniska. Byłam tam wtedy i zalecałam się do Bartka. Szpanowałam moim pięknym Kamisem. Pokazywałam Bartoszowi, czego nauczyłam konia. Właśnie popisywałam się stępem hiszpańskim, kiedy Izka przebiegła niemal pod kopytami Kamisa. Nigdy nie był zbyt łagodny, jak to ogier. Wtedy stanął dęba tak wysoko, że prawie polecieliśmy oboje do tyłu, strzelił trzy barany i pogalopował w stronę Green Trees. Oczywiście beze mnie na grzbiecie. Dębowanie wytrzymałam, ale spadłam przy pierwszym baranim skoku. Po prostu nie byłam na to przygotowana. Jeszcze omal nie kopnął mnie w głowę. A  wtedy nie założyłam kasku. Dopiero ułożyłam sobie włosy u fryzjera, nie planowałam też nic ekstremalnego. Z Green Trees do Bartosza szliśmy stępa, potem pokazywałam mu sztuczki w stępie lub z ziemi. Ale do konkretów. Nie zdążyłam się wydrzeć na Izę, kiedy ona, nawet nie zwracając uwagi na spłoszonego ogiera, wetknęła Bartkowi list od Wiki. Przeczytał na głos, bez ostatniego zdania. Zamurowało mnie. Nigdy za tobą nie przepadałam, ale ta chora rywalizacja uczyniła mnie tym, kim byłam. Dobrze się uczyłam, żeby być lepszą od was, ciężko trenowałam, żebym to ja zgarniała pierwsze miejsca zapisując się do tych samych zawodów co wy. Aż wreszcie wy weszłyście w posiadanie wspaniałej Dashy- ja zmieniałam konie jak rękawiczki, kupowałam te najdroższe, chciałam nadrobić to, czego ja nigdy nie będę miała. Nie było drugiego takiego konia jak Dasha. Chociaż kiedyś była moja. Lacosta była wspaniałą klaczą, ale ja tego nie doceniałam. Chciałam by była jeszcze lepsza. I zaczęłam ją bić podczas każdego treningu. Aż w końcu oszalała. Gdyby nie wy, zginęłaby. Ale byłam głupia... Hmm... w takim tempie do jutra nie dojdę do tego, co chciałam ci powiedzieć. A więc zdziwiło mnie, że wyjechałaś. W pierwszej chwili zaczęłam się śmiać. Myślałam, że żartowałaś. Oni jednak nie podzielali mojego rozbawienia. ,,Wika oddała mi wszystkie swoje nagrody, powiedziała Iza. Były dla niej bardzo ważne. Ona nie żartowała." Wtedy wszyscy się przejęliśmy. Myśleliśmy, że wrócisz. Tak minął tydzień, miesiąc, rok, pięć lat... Wtedy nie mieliśmy już wątpliwości. Chociaż Iza od początku to wiedziała. Zniknęła już po tygodniu. Miała mniej taktu od ciebie i nie zostawiła żadnego listu. Nie wiedzieliśmy, czy jeszcze żyje. Mogła przecież mieć wypadek. Ale pewnego dnia Bartek poszedł do jej domu. Otworzyła mu jej babcia i powiedziała mu, że jej wnuczka wyjechała z rodzicami i sama do końca nie wie gdzie. A dzień przed jej zniknięciem nie sprawiała wrażenia kogoś, kto nazajutrz zniknie bez słowa... Śmiała się, żartowała, po raz pierwszy przejechała ujeżdżalnię we wszystkich trzech chodach na Belli, popracowała z nią też na drągach. W życiu byśmy nie pomyśleli, że jest z nią coś nie tak. Ja bywałam w Equilandzie co dzień. Wstyd się przyznać, ale twoje odejście dało mi dużą szansę. Podkochiwałam się w nim, jednak wolał ciebie. Moje dalsze starania nie przyniosły rezultatów. Po odejściu Izy i wyjeździe Jakuba zupełnie zamknął się w sobie. Otwarcie odrzucił moje zaloty. Potem wyszłam za mąż za Kamila. Nie lubił koni, ale dla mnie postanowił nie narzekać. Nauczyłam go jeździć, a kiedy 8 lat temu moi rodzice wyjechali w dziesięcioletnią podróż dookoła świata, pomagał mi w prowadzeniu stadniny. Dopiero nie dawno dowiedziałam się o przekreślonym zdaniu z twojego listu. On naprawdę wierzył, że kiedyś wrócisz. Nie ożenił się, nawet nie miał dziewczyny. To się nazywa miłość jak z melodramatu... To tyle z mojej opowieści. Chciałabyś jeszcze coś wiedzieć?
-Co ci kazał powiedzieć Bartek, kiedy zgodził się podać ci mój adres?- spytałam, poprawiając się na ławce. Obiad pewnie już wystygł, ale chciałam dowiedzieć się wszystkiego, co mnie ominęło. Może Dariusz nie będzie się złościł.
-To zaraz. Sprawę Bartka i moją przekażę ci na końcu. Jakieś pytania do tego, co już powiedziałam?
Zastanowiłam się chwilę.
-Co wiesz o śmierci Roberta?- spytałam.
Moje słowa zawisły w powietrzu. Nie powinnam o to pytać, to już inna historia, ale musiałam wiedzieć. Bartosz był taki przybity... Nie chciałam go wypytywać.
-Jechał samochodem i wyleciał w powietrze. Jeśli chcesz szczegółów, to ja naprawdę nie jestem najodpowiedniejszą osobą.
-W takim razie nie mam więcej pytań.
-No to tak. Przyszłam w ogóle zapytać jak się czuje twoja córka i przeprosić za to, co się stało. Pracowałam, a Agata niepostrzeżenie wsadziła ją na konia. Po wypadku wszystkie zwiały, ale dzieciaki zapomniały, że mamy monitoring- prychnęła rozbawiona.- Sprawdziłam go zanim przyjechało pogotowie, a przy twojej córce znalazłam twoją wizytówkę. Było to samo nazwisko, co w jej legitymacji, więc zadzwoniłam. No to jak się czuje... Magda, tak?
-Magda- potwierdziłam.- Dobrze. Dziś rano wypisali ją ze szpitala. Miała wstrząśnienie mózgu, ale nic jej nie będzie. To co chciał Bartek?
-Kazał mi przekazać, żebyś przyjechała do niego razem z mężem i córką. Jeśli chce jeździć, nie zabraniajcie jej. Może on przekona twojego męża do jazd dziewczyny. Na końcu dodał jeszcze ,,Zanim się nie zgodzisz pomyśl, co ty byś zrobiła w jej wieku, gdybyś nie mogła jeździć".
Owszem, miałam się nie zgodzić, ale to ostatnie zdanie... eh... Oczywiście bym się nie poddała. Kochałam konie i stosowałam się do zasady ,,po trupach do celu", gdzie ,,celem" była jazda konna.
-To tyle- kontynuowała Amanda.- Ja już pojadę. Odprowadzisz mnie do samochodu?
Niechętnie poszłam za nią. Wsiadła do samochodu i odpaliła silnik, gdy jeszcze coś jej się przypomniało. Uchyliła szybę, gdyż już byłam w drodze do domu.
-Zapomniałabym. Bartosz kazał ci jeszcze przekazać, że zaraz po twoim odjeździe do szpitala w stajni zjawiła się Iza. Chciał ci to powiedzieć wieczorem, ale brakło mu odwagi.
Nie zdążyłam otworzyć ust, gdy po prostu odjechała, zostawiając mnie samą. A mi zakręciło się w głowie. Ledwo dotarłam do pustej już jadalni, ze świadomością, że muszę pogadać z mężem.
gify konie
Hej (: leżę właśnie chora już od wtorku, więc postanowiłam sobie popisać. Na tygodniu nie mam czasu, a w weekend... W piątek wróciłam z koni przed 19.00, nie miałam kiedy włączyć komputera, w sobotę od 12.00 do 20.30 robiłam prezentację na angielski, a w niedzielę nie mogłam już patrzeć na komputer. Oczywiście następne weekendy będę miała luźniejsze, bo na konie będę się umawiać najpóźniej na 16.00, nie na 17.00 jak ostatnio, a w soboty nie będę siedziała z Power Pointem i Googlami. Ale w tym tygodniu muszę nadrobić zaległości. Wczoraj rysowałam sobie taki emblemacik:
Dużo różni się od ORYGINAŁU, ale jestem z niego dumna ^_^ Zawisł już na szafce pod obrazkiem 3D. Heh, nie mam już gdzie przyczepiać tego wszystkiego. Ale mój rysunek pierwszy raz został powieszony :D

Tutaj są dwa rysunki z mojego szkicownika. Rysowałam je jeszcze w wakacje. Pierwszy arabek (po łysinie i skarpetkach/pończoszkach przyjmuję, że kasztanowaty), a drugi to łebek siwego jabłkowitego :D

PS Sophie, nie przyjmuję do wiadomości rewanżu. ;P Dalej się upieram, że TY rysujesz milion razy lepiej i koniec, kropeczka, myślniczek, czy co tam wolisz :D
PS2 musiałam odwołać dzisiejszą jazdę :( A wielka szkoda, bo pogoda śliczna. Chłodno jest, ale niebo bezchmurne... Czemu muszę chorować akurat teraz? :'(
PS3 blog Koniowatej końcaył dopiero roczek, a rocznica Karoszka przypada na 25 listopada. Szukuję coś fajnego, ale nie wiem jak  się wyrobimy ;)