Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 31

Hey, Hi, Hello! :D
Ostatnio coś się obijam z tymi notkami. Pisząc ten rozdział nie mam pojęcia, jak wiele miejsca zajmie i czy zakończę w nim ten wątek, ale mam nadzieję, że zostaniecie ze mną nawet jeśli będę się ociągać i rozdrabniać rozdziały. (; To tyle na wstępie. No to do napisania na końcu notki! (:
I moja niespodzianka od strony narratora ;)
gify konie

~Wiki~

Błyskawicznie znalazłyśmy się na dole. Po drodze żadna nie śmiała się odezwać choć słowem. Dobiegłam do boksu Dashy. Zdenerwowana zaczęłam majstrować przy zasuwie od boksu. Zaklęłam głośno gdy ta, jak na złość, zacięła się i nie chciała ustąpić.
-Daj, ja spróbuję- zaproponowała Izabela. Zręcznie przesunęła zasuwkę i drzwi boksu otworzyły się z cichym skrzypnięciem.
-Dzwoń na straż- poleciłam, sięgając do łba Dashy, żeby złapać za założony jej kantar.- Ja wyprowadzę konie. Ty zadzwoń i dołącz do mnie.
Kara wyszła bez większego problemu. Widziałam strach w jej oczach, to pewnie przez ten ogień, ale całkowicie mi zaufała.
-Dobry konik- szepnęłam jej do ucha.
Puściłam ją wolno. Miałam nadzieję, że lęk przed ogniem nie pozwoli jej się zbliżyć do stajni. A gdybym ją przywiązała do drzewa czy płotu to, w razie komplikacji, nie mogła by uciec. I wróciłam do stajni. Płomienie sięgały już dachu, nasze pięterko, to na którym spałyśmy, już się zawaliło. Iza zadzwoniła po straż pożarną, a my musiałyśmy uratować resztę koni. W stajni było teraz 13 koni (bez oswobodzonej Dashki 12). Miałyśmy pełne ręce roboty, a mogłyśmy też same ucierpieć.
Wyprowadzałyśmy je kolejno. Cieszyłam się, że w stajni nie ma już Furii, a Dasha jest już nieźle ułożona, bo nie mogłybyśmy sobie pozwolić na zmaganie się z wściekłym koniem. Tutaj liczyła się każda sekunda. Musiałybyśmy ją zostawić na pewną śmierć, czego nie wybaczyłybyśmy sobie do końca życia.
Stajnia zaczynała się powoli walić. Deski leciały z dachu. Ostatni raz obejrzałam się za siebie, obrzucając wzrokiem wszystkie boksy. W żadnym z nich nie zauważyłam koni. Zanim wyprowadziłam ostatniego Blacka, Izie udało się zgromadzić wszystkie konie na ujeżdżalni. Znajdowała się ona w takiej odległości od stajni, że nie było najmniejszego prawdopodobieństwa, że miałaby się zająć ogniem, a dzięki temu konie nie rozbiegały się. W końcu mogłyby uciec nawet z terenu stadniny i pobiec do lasu, a my nie miałybyśmy ochoty przeszukiwać całych hektarów lasów.
Puściłam Geldinga do innych koni. Izka spojrzała na nie uważnie.
-Na pewno żaden już nie został?- spytała. Pokręciłam głową.- Czternaście- oznajmiła zaniepokojona.- Jednego brakuje.
-Jak to?- nie wierzyłam.- Dasha, Chantell, Broszka, Nell, Serir, Dirty, Black, Es, Carmen, Kanti, Dracon, Bell,- podliczyłam wszystkie konie.- A gdzie Vancouver?!
-Myślałam, że ty go brałaś...
-Nie! Nie widziałam go od dawna- wstrzymałam powietrze, po czym wypuściłam je głośno.-Musiał zostać w stajni!- pobiegłam w stronę ognia.
Rzuciłam się na pomoc mojemu wałaszemu ulubieńcowi. Iza pobiegła za mną. Jednak ja ją wyprzedziłam. Zdążyłam prześliznąć się pod walącą futryną. Izz krzyknęła, kiedy stos płonących desek spadł jej przed twarzą. A ja po prostu zostałam odcięta od świata. Deski zablokowały to wyjście. Byłam sama w ognistej pułapce. Żyć, nie umierać, pomyślałam. Czułam, jak bije mi serce. Obrzuciłam wzrokiem wszystkie boksy. Nadal nie zauważyłam wystającej z któregokolwiek z nich końskiej głowy. Czyżbym wpakowała się w tarapaty bez powodu? Vancouver miał łagodny charakter, aczkolwiek był typem samotnika. Może od razu uciekł i Izie nie udało się go zauważyć? Co prawda nie przypominam sobie, żebym go wyprowadzała albo widziała wśród innych koni, ale może byłam zbyt przerażona, by zwrócić na to uwagę.
-Vancouver!- zawołałam zrozpaczona, ukrywając usta w dłoniach, gdy napadł mnie atak kaszlu. Usłyszałam wtedy za sobą stłumione rżenie. Odwróciłam się i zobaczyłam... wstającego kasztanka.
-Och, koniku!- krzyknęłam.- Ale ja byłam głupia!
Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby zobaczyć, czy któryś z koni czasem się nie położył.
-Wyjdziemy z tego, Van- szepnęłam, nie bardzo wierząc w swoje słowa. Chyba bardziej siebie próbowałam przekonać, niż wałacha.
Jedno wiedziałam na pewno, nie możemy zostać w tym miejscu. Belki nad głową konia już zajęły się ogniem i zaraz na nas spadną. Zawsze chciałam umrzeć z końmi, pomyślałam, ale w swoich planach nigdy nie uwzględniałam spłonięcia żywcem... Pociągnęłam łagodnie za kantar kasztanka. On jedynie zadarł łeb do góry i niemal stanął dęba.
-Nie!- rzuciłam surowo.- Stój!
Zdjęłam bluzkę. I tak mi było gorąco, a miałam inne plany co do niej. Włożyłam rękawy bluzeczki za paski policzkowe kantara, jej dół za nachrapnik, a górę za nagłówek. W ten sposób zasłoniłam mu całe pole widzenia i nie tak łatwo mógł się oswobodzić. Zszokowany opuścił głowę i postawił szerzej nogi, by lepiej utrzymać równowagę. Pociągnęłam lekko za kantar, a Vancouver postąpił krok w moim kierunku. Choć byłam przerażona wcale niemniej od konia, starałam się cały czas do niego mówić. Miał wiedzieć, że jestem obok i go nie zostawię.
Drzwi wyjściowe ze stajni, jak już wcześniej wspominałam, zostały całkowicie skasowane. Były tak zasypane, że nie miałam szans nimi wyjść. Ale zostały jeszcze drzwi od strony ujeżdżalni. Podeszłam tam i szarpnęłam za klamkę. I nic. Musiały zostać zablokowane od zewnątrz. W dali słyszałam syreny strażackie, ale nie miałam nawet co czekać na pomoc. Odwróciłam Vana tyłem do drzwi i przysunęłam go bardziej do nich.
-Potrzebuję twojej pomocy- powiedziałam.- Kopnij. Wyrzuć nogi za siebie. To proste. Podkute kopyta dadzą radę paru deskom. Tylko to zrób!
On stał niewzruszony. Wypuściłam powietrze przez zęby. Klepnęłam go w zad, pobawiłam się ogonem, przejechałam ręką po udzie. Nawet nie drgnął.
-No dalej!- Zarżał cicho, strzygąc uszami.- Tak chcesz grać? To zaraz zobaczymy- wdrapałam mu się na grzbiet. Musiałam jedynie uważać, by przypadkiem nie przycisnąć łydek do jego boków. Koń nic nie widział, więc po takim poleceniu mógłby nas zanieść prosto w ogień, w którym skąpana była cała druga część stajni. Żałowałam, że nie miałam wodzy. Mogłabym je zaciągnąć mocno uniemożliwiając mu ruch do przodu, a potem pokombinować przy tylnych nogach. Może nie byłoby to dla niego zbyt przyjemne, ale uratowałoby mu życie. I mi też przy okazji- Vancouver! Przyłóż się!- wiedziałam, że moje krzyki nic nie dadzą, ale pozwalały mi się ciut uspokoić.
W końcu udało mi się przyjąć tak niewygodną pozycję, że wałach nie mógł tego znieść. Strzelił baranka, a opadając, wyrzucił tylne nogi za siebie, wybijając deski od 1/3 wysokości drzwi. Gdy był w górze, iskra osiadła na mojej bluzce, która po chwili się zapaliła. Szybko za nią złapałam i wyrzuciłam ją za siebie, nim zdążyła oparzyć konia.
Obróciłam Vancouvera i kłusem najechałam na dziurę w drzwiach. Niestety była za wysoko, by przejść nad nią. Musieliśmy skoczyć. Na szczeście drzwi były na tyle wysokie, że spokojnie nam na to pozwoliły. Odetchnęłam głęboko gdy znalazłam się poza stajnią. Pogładziłam czule szyję kasztana. Chciałam go ocalić, a ostatecznie to on uratował życie mnie.
Właśnie dojeżdżaliśmy na koniec przedsionka zakończonego lonżownikiem, gdy cały dach stajni runął. Zostały tam tylko ,,poobgryzane" cztery ściany palące się jak zapałki. Westchnęłam smutno.

~Iza~

Zatrzymałam się ze ślizgiem, gdy stos desek upadł przede mną, oddzielając mnie od przyjaciółki. Z ust wyrwał mi się cichy krzyk. Przecież ona jest nienormalna!, stwierdziłam ze złością. Zamiast mu pomóc zginie razem z nim. Gdzie ta pomoc jest? Spojrzałam w stronę koni. Wszystkie stały spokojnie. Jedynie Dasha wierzgała i rzucała się po całej ujeżdżalni. Wyglądało to tak, jakby ona jedna zdawała sobie sprawę z tego, co grozi jej pani.

Postanowiłam zadzwonić jeszcze po Roberta. Wolałam go nie niepokoić, ale straży coś się nie śpieszy, a Wika tam zaraz spłonie żywcem.
~Że co?!!!~usłyszałam, gdy opowiedziałam wszystko przez telefon Orlikowi.
-Nie mam czasu tego powtarzać. Jesteś tu potrzebny. Błagam!
~Spokojnie, Izabelo. Już jadę, a ty nie waż się ruszyć z miejsca. Wiktoria da sobie przez chwilę radę, a nie chcę, żebyć się w coś wpakowała.~ rozłączył się.
Pewnie, pomyślałam. Bo ja teraz usiedzę w miejscu. Spacerowałam niespokojnie koło ujeżdżalni, aż wreszcie postanowiłam usiąść. Poszłam z drugiej strony stajni (przed zawalone drzwi), żeby stracić z oczu obie ujeżdżalnie i przestać myśleć o koniach.Trawa w miejscu, gdzie siadałam była zwęglona. Ale znajdowała się w bezpiecznym miejscu, a nie zamierzałam odchodzić jeszcze dalej. Wtedy coś ukłuło mnie w siedzenie. Podniosłam to coś. Kawałek plastiku. Obróciłam go w palcach. Nie wyglądał podejrzanie. Ale pachniał benzyną. Rozejrzałam sie i kilka metrów dalej zobaczyłam odrzuconą zakrętkę. Najpewniej od tego, czego kawałek teraz trzymałam w ręce. A więc to nie był przypadek...
W powietrzu rozległ się dźwięk straży pożarnej. Odetchnęłam. Już prawie, Wiki, pomyślałam. Wytrzymaj jeszcze trochę.
Usłyszałam huk. Brzmiało, jakby ktoś czymś twardym uderzył w drewno. Spojrzałam w stronę stajni. Wciąż stała tam, gdzie powinna, ale jej dach wyglądał jak knot świecy. Mimo czarnej nocy od stajni bił wielki blask. Wtedy powietrze rozdarł jeszcze jeden huk i cały dach się zapadł. Patrzyłam tam przerażona. Po policzkach spłynęły mi łzy. Nigdy bym nie pomyślała, że przyjdzie nam się rozstać tak szybko- mnie i Wice. Będąc w stajni nie mogła tego przeżyć. Ani Vancouver, za którego zginęła.
Strażacy wypadli ze swoich samochodów, zabierając się za gaszenie pożaru. Również Robert podjechał. Chociaż mieszkał niedaleko, teraz wziął samochód. Wybiegł z niego razem z Bartkiem. Obaj zmierzyli wzrokiem pozostałości stajni.
-Czy ona...- spytał Robert, ogarniając wszystko, co się stało.
-Była tam- szepnęłam, nie mogąc dodać nic innego.
Bartek objął mnie ramieniem i też zaczął płakać. Robert poszedł w stronę tego, co kiedyś było stajnią. Chciał ukryć swoje samopoczucie.
Wtedy kątem oka zauważyłam biegnącego do nas koni. Jeden z tamtych się uwolnił, pomyślałam. Nie miało to dla mnie teraz żadnego znaczenia.
-Ktoś umarł?- usłyszałam z boku znajomy głos.
-Tak- wyjąkałam.- Wiki.
-Nie wydaje mi się, żebym nie żyła- usłyszałam z rozbawieniem.
-Wiki, ty żyjesz!- krzyknęłam radośnie. Moja przyjaciółka siedziała teraz na stojącym obok nas Vancouverze
-Przepraszam serdecznie- odparłam sarkastycznie.- Widzę, że wam już się zaczęło się układać- wskazałam przytulających się Izę i Bartka.
-Nie, to nie tak- Izz odepchnęła chłopaka.- A jak to się stało, że przeżyłaś?
Opowiedziałam jej wszystko. Robert stał obok i uważnie słuchał. Gdy skończyłam spytał:
-Jak myślicie, co było przyczyną pożaru?
-Podpalenie- odparłam, wyjmując z kieszeni i kładąc na otwartej dłoni kawałek plastiku i zakrętkę od kanistra z benzyną.
gify konie
Notka miała być już w piątek i była wtedy skończona, ale ehh... nie ma to jak problemy z netem. Komputer nagle przestał widzieć wi-fi i nie mogłam połączyć się z żadną siecią. A prawie już skończyłam notkę. Właśnie zaczęłam narrację Izy (która mimo iż mojego autorstwa, była tą niespodzianką), kiedy to się zepsuło. Więc skończyłam notkę w wordzie, żebym mogła ją opublikować nawet jeśli nie będę miała czasu. Po prostu kopiuj>wklej>opublikuj. Ale wczoraj też mi internet nie działał. A dzisiaj cudownie sam się naprawił. Ot taka złośliwość rzeczy martwych... Dobra, już się wyżaliłam. Więc przechodzę do konkretów.
Notka jest o wiele krótsza niż zamierzałam (a byłaby jeszcze krótsza, gdybym wykorzystała mój pierwszy pomysł i dała tylko narrację Wiki). I jest też mało realna, a ogólnie typowe zdarzenia jak z filmu sensacyjnego, gdzie bohater w ostatniej chwili wybiega z płonącego budynku, po czym ten wybucha. xD Ale nie miałam weny na zakończenie tej części, a nie chcę uśmiercać Wiki... przynajmniej na razie ;) Nie zdradzę, jakie mam co do niej plany dalej, ani tym bardziej jak skończy się ta część opowieści. A koniec jest już niedaleko. Planuję jeszcze zrobić półtora roku czasu opowieści, ale będzie dużo dopisków typu "tydzień później", "miesiąc później" itp. 
Dobra, to ja już kończę, bo zaraz przez przypadek coś sypnę, a zakończenie tego jest ściśle tajne ;) Tzn. tego tomu (części), bo planuję zrobić dwie, z dużym poślizgiem czasowym... Ups [zatyka sobie usta ręką]. To ja naprawdę muszę kończyć. 
Bye. (:
PS życzcie mi szczęścia na tej mini-maturze (tj. egzaminach gimnazjalnych). ;) Jesteście mi to winni, bo zamiast zakuwać wzorów, słówek (angielki), dat to ja pisałam tą notkę, a teraz piszę do niej dopisek (niemal długości notki xD ). Cała ja. Wszystko lepsze od nauki (;
PS2 Zapomniałam o najważniejszym. W sobotę byłam na koniach! Pierwszy raz w tym roku (kalendarzowym). Mój ćwiczebny wygląda jakbym w życiu na koniu nie siedziała, a za niecałe 3 miesiące mam obóz jeździecki, ale trudno się mówi. To nie moja wina, że prawdziwa zima trwająca zawsze maksymalnie miesiąc w tym roku, kiedy akurat uczyłam się jeździć konno, miała ochotę potrwać sobie do początku kwietnia. [To tak a propos złośliwości rzeczy martwych]. :/

7 komentarzy:

  1. Się rozpisałaś ;D Typowe, ale nie nudne ;) To gramolenie się na Vana nie rozśmieszyło :P

    Powodzenia na testach, trzymam kciuki. A gdzie jedziesz na obóz? .

    Poza tym nie martw się, znam osoby, które pojechały na obóz, a w życiu na koniu nie siedziały. Na koniec już ładny ćwiczebny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział.Mam prośbę założyłam niedawno bloga możesz na niego zerknąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiedziałabym, że nawet długa ta notka, ale i tak robiłaś kiedyś dłuższe.

    A ja myślałam, że będzie coś z Dashą, niż z Vancouver, bo on mi coś nie przypadł do gustu(nie wiem dlaczego).

    Trzymam kciuki, chociaż ja też za kilka dni piszę egzaminy XD

    Ciekawa jestem co miałaś na myśli, że coś porobisz z Wiki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przetrwałam! Moje oko jeszcze nie wybuchło o.O Oł maj gad, nie spodziewałam się, że przeżyje ten ciąg wyrazów, no nic muszę kończyć, brak czasu, świetna notka, pa pa...^^

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja piszę do was z wanny xd dosłownie... Tym rozdiałem [aaaaa topiew sie!11] mnie nieźle zaskocyłaś. Później coś dopiszę bo trochę się podtapiam,ale to szczegół. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wieże, jakim cudem ty masz taki talent do pisania? Piękne! Cudo i ogólnie the best! Życzę ci powodzenia w teście :)
    Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  7. Usunęłaś rozdział 32? Why? :C

    OdpowiedzUsuń