Kare Serce Konia

Kare Serce Konia

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 29

---Wiki---
Słysząc to aż się zachłysnęłam.
-Do mnie?- spytałam,  gdy udało mi się uspokoić.
Nie przypominam sobie, żebym wywieszała ogłoszenia o organizacji sabatu czarownic, pomyślałam. Na pewno ktoś mnie wrabia. Ta myśl od razu poprawiła mi humor. Nawet się uśmiechnęłam. Ale i tak Olga jest niczym w porównaniu z Amandą.
-Tak, do ciebie.
-A więc słucham.
-Więc widzisz... Trafiłam ostatnio na wspaniałego konia, którego wysłali do rzeźni. Żal mi konika, ma dopiero 3 lata i wątpię, żeby kiedykolwiek był ujeżdżony. Wykupiłam go z rzeźni. Pieniądze nie grały roli. Ale chcę wiedzieć, czy jeśli przywiozę go do was, pomożecie mi go ujeździć. Bo tata chciał mi kupić konia, ale nie dałby mi takiego dzikusa, to jest diabelski koń i muszę go oswoić, jeśli chcę go zatrzymać- wszystko to powiedziała niemal na jednym oddechu jak dziecko, które właśnie zobaczyło w sklepie nową zabawkę i z całej siły próbuje przekonać rodziców do jej kupna.
-Czekaj... Czy ja dobrze zrozumiałam? Zamiast kupić sobie drogiego araba ty wolisz konia, którego najpierw trzeba wykupić z rzeźni, a potem oswoić?
-Czy to źle?
-Nie. Nie wiem... Przyprowadź konika, a zobaczymy, co da się zrobić.
-To ja zaraz wracam- Olga wsiadła do swojego samochodu i odjechała z piskiem opon.
Zakasłałam, gdy opony uniosły w górę tumany kurzu.
-Co ona tu robiła?- Bartek wyszedł ze stajni i domyśliłam się, że specjalnie wcześniej się nie pokazywał, bo zobaczył Olgę, ale musiał nie słyszeć naszej rozmowy. Więc powiedziałam mu wszystko.- Chyba nie zamierzasz się zgodzić?
-Tak się składa, że zamierzam.
-Wiki, nie możesz jej ufać. Nie węszysz tu jakiegoś podstępu?
-Skąd?! Jestem bardziej ufna od ciebie.
-Chyba raczej naiwna.
Puściłam ten komentarz mimo uszu.
-A tak w ogóle to czemu z nią zerwałeś?- zadałam pytanie, które męczyło mnie już od dawna.
Bartek obrócił głowę wpatrując się w galopującego pod Jakubem Vancouvera. Przez chwilę też na nich patrzyłam, ale odpowiedź nie nadeszła, więc w końcu spuściłam głowę.
-Spoko- powiedziałam łagodnie.- Powiesz jak będziesz miał ochotę.
Chociaż Bartek wciąż patrzył na angloaraba, zauważyłam, że uśmiechnął się z wdzięcznością.
Nie chciał o tym mówić i rozumiałam. Chociaż wciąż, a nawet ze zdwojoną siłą, nurtowało mnie, dlaczego ze sobą zerwali. Spróbowałam połączyć to z brakiem zaufania Bartka do Olgi. Może ona go w czymś oszukała?, pomyślałam. A może chodziło o konia? Chociaż to drugie dość szybko wykluczyłam. Bartosz kocha konie, ale wątpię, by zerwał z nią z ich powodu. W końcu pozwolił jej wsiadać na konia w szpilkach, a to jest niebezpieczne również dla zwierzęcia. Czy ja się kiedyś tego dowiem? Czas pokaże...
Na parking wjechała elegancka przyczepa do przewozu jednego konia. Bartek szybko zniknął w stajni. Z szoferki wysiadła Olga. Była sama. W żadnym razie nie wydawało mi się dziwne, że wróciła tak szybko. Stwierdziłam, że może podczas rozmowy z Bartkiem czas szybko mi zleciał. Obrzuciła mnie figlarnym spojrzeniem i radośnie otworzyła przyczepę.
-Chodź, Es- łagodnie wyprowadziła konia z przyczepy.- Dalej, malutki.
,,Zaparkowała" przede mną ślicznego ogierka.
-Wiki- powiedziała z dumą w głosie.- To jest Esemes.
Konik był śliczny. Miał niewiele ponad 155 cm. Jego sierść była siwa, miał też mączne chrapki. Ze swą wygiętą szyją i delikatnie wklęsłym profilem ciut upodabniał się do araba, ale nie mogłam sobie przypomnieć jaka to rasa.
-Śliczny- powiedziałam, wyciągając do niego rękę. Zapomniałam, że konik przecież miał być ,,humorzasty". Ale nic mi nie zrobił. Dał się nawet pogłaskać po pysku.- Jaka to rasa?
-Emm... To był ten... chyba alter real.
-Ach, no tak. Alter. Jest bardzo spokojny, w przeciwieństwie do tego, co mówiłaś.
-Na ziemi tak. Jest przyjazny i chciałby, żeby tylko go głaskać. Ale nie idzie się go dosiąść. Jak myślisz, czemu trafił na rzeź? Jego właściciele nie potrafili nawet go zajeździć.
-Zobaczę, co da się zrobić. Możesz go u nas zostawić. Wróć za kilka dni- odwróciłam się, żeby odprowadzić konia do stajni, ale Olga zastąpiła mi drogę.
-Kilka?- spytała.- Ale kiedy ja mam czas do jutra!- przycisnęła rękę do ust jakby nie chciała, bym o tym usłyszała, ale było już za późno.
-Co masz na myśli?- ktoś ubiegł moje pytanie. Odwróciłam się i zobaczyłam Izę.
No tak... Izz już od dłuższego czasu ciężko harowała w stajni, podczas gdy ja się leniłam i sobie urządzałam pogawędki najpierw z Olgą, [wcześniej jeszcze prowadziłam lekcję Kaśki (chociaż to nie było takim obijaniem się, ale różnie można by to odebrać, tym bardziej, że nie żądałam zapłaty od dziewczynki)] potem z Bartkiem, a teraz znów z Olgą. Ciekawe czy to czysty przypadek, że do nas przyszła (może po prostu usłyszała głos Olgi), czy może wreszcie chciała mi nawtykać jak to się obijam. I miałaby rację...
-Ekhm...- przez chwilę się zawahała, po czym wyrecytowała sztucznie- mój tata powiedział, że mam mieć konia do jutra. Poprosiłam go o Esemesa, ale wiedział, jaki charakter ma ten koń i stwierdził, że jeśli do jutra nie zostanie oswojony, sprzeda go z powrotem na rzeź i tyle. A mi naprawdę na nim zależy- uśmiechnęła się, pokazując przy tym zęby.
-Niech będzie- odpowiedziałam.- To wróć jutro- zobaczyłam, że Olga chce zaprzeczyć, więc ją ubiegłam:- To może długo potrwać, a nie lubimy pracować z końmi, szczególnie takimi dzikimi jak mówisz o Esie, gdy ktoś patrzy się nam na ręce. Więc żegnam.
Chyba stwierdziła, że to dobre wyjście, bo pożegnała się i odjechała.
-Powiedz to- powiedziałam do Izy jednocześnie głaszcząc Esa i sprawdzając, czy nie ma on na ciele jakichś ran.
-Co?- Izz też pogłaskała siwka.
-Wydrzyj się na mnie, poubliżaj mi. Powiedz, że jestem świnią, bo zmusiłam cię do ciężkiej pracy, a sama nic nie robiłam.
Moja przyjaciółka się roześmiała.
-Po pierwsze do niczego mnie nie zmuszałaś. Robiłam to, co sama chciałam. A po drugie... myślałaś, że przyszłam się na ciebie wydrzeć? O nie. Z drugiej strony stajni, tam gdzie jest więcej miejsca (i tak wielka przyczepa ledwie się zmieściła), przyjechali goście. Pamiętasz tych, którzy wzięli La Mange i Sprite'a?
-Pewnie. To oni przyjechali.
-Taak!- jej twarz rozjaśnił wielki uśmiech.- Zgadnij co.
-Biorą Disney'a i Wesuvia?- pamiętałam jak obiecali, że to zrobią.
-A także Lemo, Cinkę i Nell.
-Nie!- nie wierzyłam własnym uszom.
-Tak!- krzyknęła podskakując do góry z podniecenia.
Lemo i Cinka byli dwoma kucami connemara w średnim wieku. On siwy jabłkowity, ona bułana. Trafiły do stadniny jeszcze przed naszym przyjściem, były nawet jednymi z pierwszych Equilandowych podopiecznych, ale trochę się o nich dowiedziałam. Podobno te kuce- oboje od tej samej matki- kiedyś chodziły razem w dorożce. Tak przepracowały niemal 10 lat, ale praca była bardzo ciężka. Czasem kucyki zmuszano do całodniowej forsownej pracy, podczas której musiały przebiec kilkadziesiąt kilometrów. Po całej dekadzie zaczynały mieć problemy zdrowotne i nie mogły już pracować. Właściciel postanowił ich sprzedać, ale stwierdził, że za kruche kucyki nie dostanie zbyt dużo pieniędzy, więc wpadł na świetny (jego zdaniem) pomysł, by utuczyć kucyki. Przez pół roku obficie ich karmił, czasem nawet, gdy nie chciały jeść, wpychał (dosłownie) w nich jedzenie  jak w gęsi na pieczeń. Po tym wszystkim kucyki zwiększyły swą wagę o niemal 100 kilo, więc właściciel mógł za niezłą kasę sprzedać ich na mięso. Gdy tu trafiły ledwo mogły chodzić. Robert wróżył im małe szanse na przeżycie z takim otłuszczonym sercem i innymi narządami, ale nie mógł przejść koło nich obojętnie.W końcu nie były zbyt stare, miały wtedy 15 i 16 lat, a była w nich wielka wola życia. Teraz już ważyły tyle ile powinny, były w pełni zdrowe i cieszyłam się, że komuś się spodobały.
-To wspaniała wiadomość!- zawołałam.
-Wiem- dlatego do ciebie przyszłam.- Ja już się pożegnałam z końmi, teraz twoja kolej. Może zróbmy tak- ja zajmę się treningiem Esemesa, chociaż potrzeba cudu, by w jeden dzień zajeździć konia, który nigdy wcześniej nie miał na sobie siodła, a ty pożegnaj się z końmi i pomóż naszym gościom ,,załadować" je do przyczepy.
Zgodziłam się z tym i od razu poszłam do stajni.
-Miło państwa znowu widzieć- powitałam ich.- Jakie konie państwo biorą?
-Właśnie się zastanawiamy- odparła dziewczyna, która przyjechała do nas i tamtym razem- czy lepszy będzie Lemo, czy Cinka. On ma lepszą budowę, a ona ładniejszą maść.
Zacisnęłam zęby, starając się nie odpowiedzieć jakoś nieuprzejmie. Co za... człowiek ocenia konie po maści. Szczególnie tak wspaniałe i potrzebujące domu jak te kucyki.
-Mogą państwo wziąć ich obydwoje. To rodzeństwo, jest między nimi tylko rok różnicy, a są ze sobą bardzo związani.
-No tak, bierzemy oba- powiedział mężczyzna, a zwracając się do córki dodał:- Przecież ci mówiłem, że potrzebujemy dwóch kucyków.
-A Disney?
-To nie kucyk, to szetland. Nam przydadzą się konie do nauki jazdy, Disney będzie jedynie dla małych dzieci.
-Bierzemy- odpowiedziała na moje pytanie matka dziewczyny- Wesuvia, Disney'a, Nell, Cinkę i Lemona.
-Już się robi- patrząc w stronę siodlarni zawołałam- Chłopcy, może byście pomogli?!
-Wybacz, Wiki- powiedział Jakub, wyglądając z siodlarni, ale nie mamy czasu. Iza niech ci pomoże- i znów zniknął mi z oczu.
Westchnęłam. No dobrze. Dam sobie radę. Chociaż z prawą ręką w gipsie nie będzie zbyt łatwo. Każdego z koni pojedynczo wyprowadzałam z boksu i wprowadzałam do przyczepy, gdzie zabezpieczałam go przed drogą: zakładałam derkę, owijki na nogi i przywiązywałam za uwiąz. Podczas prowadzenia każdego z koni trzymałam w prawej dłoni palcat (palce były w pełni sprawne i nie były w gipsie). Nie zamierzałam go używać, ale przydawał się, gdy któryś z koni odmawiał wejścia do przyczepy (oczywiście nie biłam go wtedy, jedynie lekko sobie pomagałam). Po godzinie wszystkie konie znalazły się bezpiecznie w przyczepie. Nowi właściciele Nelki i innych koni zapłacili nam za nie kilkanaście tysięcy. Co prawda Robert (który też był zbyt zajęty by mi pomóc, jak wszyscy, którzy nie mają czasu gdy trzeba odwalić czarną robotę) wyjaśnił im, że adopcja koni nie jest odpłatna, ale oni po prostu chcieli nas wspomóc finansowo. Zapłacili więc Robertowi i odjechali. Wtedy zobaczyłam, że Iza, bez żadnych sztucznych pomocy, galopuje na tym ,,diabelskim koniu". Co prawda ogierek nie był doskonałym wierzchowcem, ale gdyby pochodził trochę pod siodłem na pewno nauczyłby się tego i owego.
Podeszłam do ogrodzenia ujeżdżalni. W ręku wciąż miałam palcat. Iza mnie zauważyła i poprowadziła konika w moją stronę.
Chciała coś powiedzieć, pewnie skomentować słowa Olgi o nieokiełznanej bestii, kiedy nagle Esemes wbił kopyta w ziemię, zatrzymując się z galopu. Iza ledwo się utrzymała w siodle po tak niespodziewanym zatrzymaniu. Potem jeden baranek, drugi... dziewczyna z całej siły przytrzymała się siodła.
-Izz!- zawołałam wystraszona, kładąc obie ręce (nawet tą złamaną) na szczycie ogrodzenia, a był to gest, na który Esowi zupełnie odbiło. Przez chwilę myślałam, że widzę przed sobą mustanga a nie alter reala.
-Rzuć to do jasnej... ekh, ekh...!!!- krzyknęła, odchrząkując na koniec i tłumiąc to, co miała ochotę wykrzyczeć.
Zmrużyłam brwi patrząc w dłonie. Palcat! No tak. Rzuciłam bacik w głęboką trawę, a gdy tylko zniknął z pola widzenia konia, ten przeszedł do stępa i spokojnie poszedł na przód, czekając na polecenia od swojej amazonki. Ona zatrzymała go obok mnie.
-Dziękuję ci, Wikuś...- mruknęła sarkastycznie.- ... że mnie nie zabiłaś.
-Wybacz- uśmiechnęłam się przepraszająco, głaszcząc ogiera po szyi.- Nieokiełznany, niezajeżdżony, ,,diabelski koń"- podsumowałam.- Palanci. Czy komuś nie przyszło do głowy ćwiczyć z nim bez bata?
-Widać nie. A ja mam duże wątpliwości, czy Es nadaje się dla Olgi. Musimy, dla jej własnego bezpieczeństwa, uprzedzić ją zachowaniu konia przy bacie.
-Jedno mnie zastanawia... Skąd wiedziałaś, że on tak reaguje właśnie na mój palcat?
Iza się zaśmiała.
-To że nie biję koni nie znaczy, że czasem nie jeżdżę z palcatem, szczególnie na trudnych koniach. Zorientowanie się dlaczego on tak szaleje nawet kiedy stoję na ziemi, choć wcześniej był grzeczny, zajęło mi więcej czasu, niż sama jazda. Ale teraz jest gotowy pójść do nowego domu. To co, dzwonimy po Olgę?
-Jasne.
gify konie
Iza znów poszła pracować w stajni, poza tym musiała pomóc Robertowi przygotować Furię do podróży. Udało się ją już wcześniej wysterylizować, a Rob miał całe wolne popołudnie, więc postanowił nas wziąć i odwieść ją do rezerwatu. Zaś ja czekałam na Olgę z Esem u boku. Przy okazji rozsiodłałam go, a na głowę założyłam kantar, którego nie zapięłam zbyt mocno.
Olga do nas przyjechała dość szybko. Niestety ku naszemu niezadowoleniu była razem z Amandą i Dagmarą (o, tej drugiej nie widziałam już od dawna).
-To wy się znacie?- spytałam, szukając w głowie legend albo bajek o 3 czarownicach. Żadnej sobie nie przypominałam.
-Poznałyśmy się kilka dni temu, a teraz przyjechałyśmy razem po mojego konia.
-To  znaczy, że Esemes będzie zakwaterowany u ciebie?- spytałam z rezerwą w głosie.
-Nie, źle mnie zrozumiałaś...
-Zamknij się- mruknęła Olga.
Widząc jej reakcję postanowiłam jednak usłyszeć, co Leszczyńska ma do powiedzenia.
-Nie, niech mówi.
-Jak to?- Amanda uniosła brew.- Ona o niczym ci nie powiedziała? Esemes nie jest biednym, rzeźnym konikiem, a alter realem z krwi i kości. Kilka dni temu wykupiłam go z portugalskiej stadniny. Próbowałam go dosiąść, ale był nieugięty. W ogóle nie wiem jak tam to robili. Znaczy w tej stadninie. Prezentowali mi go pod siodłem. Pewnie go czymś naszprycowali. 
-Nie przyszło ci do głowy, że koń może bać się bata?
-Tam używali bata.
Świetnie, pomyślałam wiedząc, jak u Amandy traktuje się konie jeszcze przed jazdą. Nieźle go załatwili.
Cofnęłam się i wpadłam na Bartka. Stał ze skrzyżowanymi na piersi rękami i z grobową miną wpatrywał się w Amandę. Początkowo chciałam zapytać, czy długo tu stoi, ale zmieniłam zdanie.
-Do czego zmierzasz?- spytałam w końcu.
-To bydle kosztowało mnie grubą kasę i nie zamierzałam się go pozbywać. Wtedy trafiła się Raczyńska w tym swoim drogim autku. Ja kupiłam sobie lepsze i postanowiłam porozmawiać z nową koleżanką. Postawiłam sprawę jasno: jeśli okiełzna tego konia w ciągu doby (nie obchodziło mnie w jaki sposób to zrobi ani czy ktoś jej pomoże) otrzyma mój samochód, jeśli nie- da mi swój. A teraz ona ma dwa samochody, a ja drogiego konia. Albo wiesz co, Olguś- zwróciła się do koleżanki- możesz go sobie wziąć. To tak w ramach tego, że udało ci się tak umiejętnie okłamać nasze bohaterki- uśmiechnęła się, po czym poklepała ogiera na pożegnanie i spytała:- A gdzież to jest Swift? To wy sobie tu rozmawiajcie, a ja idę sobie z nią pogadać.
Patrzyłam na Olgę wzrokiem typu ,,zaraz cię uduszę". Jak mogła tak nas okłamać?! Nie odmówiłybyśmy jej... tak myślę... nawet, gdyby powiedziała, że to jest koń Amandy i poprosiła nas, byśmy z nim popracowały, bo ona sobie z nim nie radzi. To był wstrętny zakład, o którym nic nie wiedziałyśmy.
-Wybacz, że ci nie powiedziałam- Olga złapała Esa za kantar.- Po prostu tak jakoś wyszło. To my już pójdziemy.
-Nigdzie nie pójdziecie- Bartek jednym ruchem ściągnął ogierowi z głowy kantar.
-Bartuś- dziewczyna zamrugała zalotnie.- Czyżbyś chciał mnie zatrzymać przy sobie dłużej? Jestem wolna i możemy do siebie wrócić.
-Mówiłaś, że masz chłopaka- wtrąciłam.
-Tak? A, tego. Już z nim zerwałam- widziałam, że kłamie.
-Wybacz, ale ja już mam dziewczynę- oznajmił Bartek.
-Masz?- spytałyśmy obie w tej samej chwili.
Wtedy Bartek objął mnie w talii i pocałował. Próbowałam się wyrwać, ale gdy to nie podziałało w końcu kopnęłam go w łydkę, co sprawiło, że ustąpił. Co on wyprawia?! Nie mogłam zaprzeczyć, że mi się podobało, ale ja przecież nic do niego nie czuję. Lubię go, nawet bardzo, ale tylko jako przyjaciela. A poza tym nie mogłam pozbyć się wrażenia, że on czuje to samo, a zrobił to tylko dlatego, żeby Oldze szczena opadła.
Raczyńska, nie dając nic po sobie poznać, złapała Esemesa za grzywę i szarpnęła mocno, aż ogier wierzgnął.
-Biorę mojego konia, a wy sobie tu flirtujcie na osobności.
-Nie- odparł spokojnie.- Mam prawo go skonfiskować, zresztą zaraz się zapytamy, czyj będzie koń. Tato!
Robert pomógł negocjować z Olgą. Ze stajni właśnie wyszła Amanda i razem z Olgą poszły (pieszo!) w stronę Green Trees. Postanowiłam iść do stajni i pogadać z Izą o Amandzie.
-Czego ona od ciebie chciała?- spytałam.
-Pytała, kiedy wracamy do domu- odparła, czesząc grzywę Dashy.
-Co powiedziałaś?
-Prawdę. Że teraz będziemy jechać z Robertem i Furią do RPN, zostają tylko chłopcy,  a po powrocie od razu idziemy do domu.
Zdziwiło mnie po co była potrzebna jej ta wiedza, ale nic nie powiedziałam.
Wyszłam przed stajnię, chcąc zobaczyć, jak wygląda sytuacja z Olgą.
-Żebyście tego nie żałowali- odgrażała się dziewczyna.- Mój tatuś może puścić was z torbami. To informacja dla tych, którzy myślą, że to Amanda ma wpływowych rodziców.
-Słuchaj, Olgo- powiedział Robert spokojnie- może przyślij tu rodziców i z nimi sobie pogadam.
Amanda wsiadła do trailera, którym wcześniej przyjechała, trzasnęła drzwiami od niego i odjechała.
Martwiłam się słowami Olgi, ale cieszyło mnie, że Esemes nie trafi w jej ręce. 10 minut później byliśmy już w drodze do rezerwatu.
---2 godziny później---
Otworzyłam trap przyczepy i delikatnie sprowadziłam po nim Furię. Klacz nie miała już na sobie kantara ani niczego innego, więc od razu mogłam ją puścić. Skoczyła przed siebie i galopem, czasem strzelając baranka, pomknęła w las. Cieszyłam się, że taki był jej koniec, że jednak przeżyła, że mogłyśmy patrzeć na jej radość...
gify konie
Oglądałyśmy zachód słońca. Słońce kładące się nad lasem wyglądało przepięknie.
-Ale jestem zmęczona po tym dniu- oznajmiłam.- Co ty na to, żeby tu przenocować?
-Tu to znaczy gdzie?-spytała Izz
-Tu- wskazałam ręką dookoła.- W schronisku, w stajni.
-Czy chcę? Oczywiście! Tylko zapytam rodziców- wyjęła z kieszeni komórkę, wykręcając numer.
-Może napisz esemesa- zażartowałam.
-O nie. Żebyś wiedziała, że Esemesa mam już na dziś dość.
Rodzice nas obu zgodzili się na przenocowanie w stajni. Jedynie nasze mamy uparły się, żeby przywieźć nam szczoteczki do zębów (w stajni była niewielka łazienka: sedes, prysznic i umywalka) i koce. Musiałyśmy się zgodzić, ale uwielbiałyśmy spać wśród koni. Weszłyśmy na niewielkie pięterko w rogu przy suficie, na które wchodziło się po drabinie (uwaga! drabina to nie schody xD ). Kiedyś miało być do składowania słomy, ale wraz ze zwiększającą się ilością koni w stajni słoma przestała się mieścić. Obecnie było tam tylko kilka beli, a ja lubiłam tamto miejsce, bo mogłyśmy zmieścić się tam we dwie, mieć oko na wszystkie konie (bezpośrednio pod nami nie było żadnych boksów) i nikt z dołu nie mógł nas zauważyć. To była taka nasza mała kryjówka.
Cały wieczór śmiałyśmy się i rozmawiałyśmy, po prostu cieszyła nas wizja spędzenia nocy w ukochanym przez nas miejscu. Gdybyśmy tylko wtedy wiedziały, że to będzie dla nas najdłuższa noc w życiu...
gify konie
Ale się rozpisałam. Normalnie materiał na 3 rozdziały ;) Ale teraz staram się wracać do wydarzeń z przeszłości m.in. odwiedzenie Joya, przyjazd tamtych ludzi po kolejne konie, wypuszczenie Furii... Tu wykorzystałam dwa wcześniejsze wątki. I tak mi się dobrze pisało, że wyszedł taki ,,rozdzialik". (:
W następnym rozdziale będzie się działo (: Niestety nie wiem, kiedy on powstanie, bo muszę go dobrze przemyśleć, a za 3 tygodnie mamy egzaminy gimnazjalne (23, 24, 25 kwietnia) i muszę się przygotować. :/
Zauważyliście, że pojawiła się nowa zakładka: ,,Odpowiedzi na komentarze"? Zauważyłam, że na blogu jest dość dużo moich komentarzy. Więc aby je ograniczyć, postanowiłam odpowiadać na wymagające odpowiedzi komentarze, właśnie w tej zakładce. Będzie to miało proste działanie. Piszę nr rozdziału, a pod nim autora komentarza, pogrubieniem przytaczam komentarz (lub fragment na który odpowiadam, bo nie ma sensu przepisywać kilku zdaniowego komcia, żeby odpowiedzieć jednym słowem), a pod nim moją odpowiedź. (:
PS na górze nie chciały mi się już pokazywać wszystkie strony, więc z paska górnego przeniosłam je na linki boczne (:

6 komentarzy:

  1. Ty się ostatnio cały czas rozpisujesz :p
    Rozdział super, trochę się naśmiałam. Dobry pomysł na zakładkę ;D Najogólniej coraz bardziej nie lubię Olgi. A skoro Amanda pytała, to pewnie ona będzie je teraz prześladować... Oj będzie się działo ^^

    A ja znowu przełożę "Firnenową" notkę, bo wiem jak do niej dojść ;D Muszę opublikować coś innego, a później pójdzie łatwo. Może być?

    (w ten sposób daję Ci okazję na przetestowanie nowej zakładki ^.^)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze fajny rozdział.
    Tylko przy rozmowie Amandy, Olgi i Wiki, nie wiedziałam która co mówi XD Ale mówi się trudno.

    W końcu Furia wyszła na wolność. A co do koni i kucyków ze schroniska, szkoda mi ich, bo chyba raczej nie będą już występować w rozdziałach, ale w końcu to schronisko, a nie ośrodek jeździecki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Powoli mam coraz bardziej dość Amandy i Olgi. Przecież jak można się o taką rzecz zakładać? Obie mózgu nie mają i to jest takie smutne :P
    Więcej koni adoptowanych co oczywiście jest dobre. :) Furia wypuszczona na wolność, same uszczęśliwianie koni.
    Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyno! Znowu mi przez Ciebie oczy wybuchną! To już będzie czwarty raz! Nie ogarniam jak Ci się chce takie długie rozdziały pisać :P I Teraz zgaduję, że Amanda czy tam kto inny będzie chciał ukraść Esemesa, Dashę czy też innego stajennego konika, ale dziewczyny im, mu, albo jej w tym przeszkodzą :D Jeżeli kogokolwiek to interesuje to dodam na zakończenie, że u mnie notka jutro, bo odzyskałam internet!...^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Suuper,rozdział,pisz szybko i powodzenia na egzaminach . ;3 Jestem bardzo ciekawa,co będzie się działo dalej,a więc PISZ . ;) ;* ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Sydney! 10 dni bez notki? To do Ciebie nie podobne! Weź pisz, bo się doczekać nie mogę ^.^

    OdpowiedzUsuń