~Wiki~
Siedziałam na ogrodzeniu lonżownika, gdzie znajdowali się wszyscy nasi kopytni podopieczni. Nogi miałam skierowane do środka ujeżdżalni, oparte na jednym z drągów. Miałam ochotę puścić konie na padok, żeby mogły sobie pobiegać, ale niedługo miał przyjść weterynarz, a nie chciałyśmy potem ich ganiać po wielkiej przestrzeni. Czułam, że ktoś do mnie podszedł od tyłu. Nie musiałam się oglądać, żeby wiedzieć, że to Bartek. Kuba nocował u kolegi (to dlatego nie przyjechał z ojcem i bratem) i jeszcze nawet nie dotarła do niego informacja o pożarze stajni. A Robert z Izą gdzieś wybyli, jedynie zostawiając mnie do doglądania koni. Bartosz zaś szwendał się tu i tam... Wyciągnęłam rękę, by przejechać palcami po grzbiecie przechodzącej obok Dashy. Westchnęłam.
-Co teraz?- spytałam. Miałam nadzieję, że on zrozumie, o co mi chodzi: co z końmi, co ze stajnią, co z nami.
-Nie wiem- szepnął.- Naprawdę nie wiem...- siadł obok mnie.- W najgorszym razie będziemy musieli zrezygnować z prowadzenia schroniska.
Odepchnęłam się od ogrodzenia, lądując pomiędzy Esemesem a Bellem. Przestraszone zwierzęta umknęły w dwóch różnych kierunkach.
-A co z końmi?- spytałam.- Dacie je na targ i te najszczęśliwsze podzielą los Joya sprzed trafienia do schroniska? Nie powiem głośno tego, co stanie się z tymi pechowymi...
-Nie!- Bartek nie zeskoczył z ogrodzenia. Wręcz przeciwnie. Zdenerwowany zacisnął palce na górnej desce.- Nic takiego nie powiedziałem.
-Ach tak? To może mi powiesz, co chcesz z nimi zrobić? Od miesięcy próbujecie znaleźć dla nich dom. Jakim cudem, ja się pytam, chciałbyś oddać W DOBRE RĘCE tak na zawołanie 13 koni?
-Nie chcę... Ale ich dobro jest najważniejsze. W tym schronisku, w którym byłyście szukając informacji o Broszce, mają kilka wolnych boksów. Mogliby wziąć trochę naszych koni. Tych o najmniejszych szansach na znalezienie domu, na przykład Dashę. Ale na razie nie musimy o tym myśleć. Mamy już maj. Teraz będą najcieplejsze miesiące w roku. Konie mogą żyć na pastwisku. Zresztą zimą też by mogły tu być. A ty jak myślisz?- milczałam.- Wiki, powiedz coś!
-Coś- mruknęłam.- Co byś chciał usłyszeć? Jestem totalną idiotką, bo ktoś podpalił stajnię pod moim nosem?!
-Przestań, to nie twoja wina! Mogłyście zginąć razem ze wszystkimi końmi... Ktoś chciał was zabić!
-Nie...!- dostałam nagłego olśnienia.- Właśnie temu komuś chodziło o to, żeby nas tam nie było...
-O czym ty mówisz?
-Z ziemi nie widać stryszku, na którym spałyśmy.
-Ale widać boksy z końmi.
Wspięłam się na grzbiet Dashy. Położyłam się na niej w taki sposób, że policzek przyciskałam do czarnej szyi klaczy. A nogi zwisały mi po jej bokach jak podczas jazdy.
-No właśnie- pobawiłam się uchem Karej. Kątem oka dostrzegłam, że Bartek marszczy brwi.- Komuś oto chodziło. Może nie chciał skrzywdzić nas, ale konie skazał na pewną śmierć.
-Co za człowiek chciałby zabić tyle zwierząt?!- chłopak zeskoczył na ziemię, płosząc Dashę. Oplotłam rękami jej szyję, dzięki czemu udało mi się utrzymać.
Zignorowałam jego pytanie. Zobaczyłam moją przyjaciółkę idącą w naszą stronę.
-Iza- rzuciłam od niechcenia, zwracając na nią uwagę Bartka. Po czym zwróciłam się do dziewczyny:- I jak?
Wzruszyła ramionami. Oczekiwałam odpowiedzi, ale jej nie dostałam.
-Izz?- ponagliłam delikatnie.
-Jeśli to faktycznie było podpalenie- oznajmiła- i czyimś celem była śmierć koni, to będziemy mieć ogromne szczęście, jeśli przeżyją do końca wakacji- zdawało mi się, że w jej oku błysnęła samotna łza, ale zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Widać przyjaciółka maskowała wszelkie uczucia pod maską obojętności, a w rzeczywistości miała ochotę wsiąść na konia i rozpłakać się galopując przed siebie.
Odwróciła się na pięcie i odeszła. Ale po chwili się zatrzymała i odwróciła głowę.
-Wracam do domu- rzuciła przez ramię.- Robert mnie odwiezie. Przyjdź do mnie, jak wrócisz.
Odprowadziłam ją wzrokiem. Nie miałam zamiaru odchodzić, a słowa Izabeli sprawiły jedynie, że miałam ochotę zamieszkać na ujeżdżalni, by po prostu móc ochronić konie.
Minęła zaledwie chwila, gdy przyszedł weterynarz. Następne trzy godziny spędził na badaniu koni. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc poszłam do psów. Wcześniej o nich nie myślałam. Dopiero teraz zauważyłam, że są zamknięte w kojcu, chociaż ja puszczałam je wolno. Musiały znać podpalacza i pozwolić mu się zamknąć.
W końcu weterynarz skończył badać konie.
-Czy macie tu jakieś ciężarne konie?- spytał.
-Tak- odparł bez zastanowienia Bartek.
O czym on mówi, zastanawiałam się. W pierwszej chwili nie zorientowałam się, o którego konia mu chodzi.
-Serir- wyjaśnił.
Całkiem o niej zapomniałam.
-Tak?- weterynarz uniósł jedną brew.- Ja widziałem dwie klacze. Serir owszem. Ale jeszcze tą karoszkę-wskazał stojącą w dali Dashę.
Zachłysnęłam się. Nie zapomniałam incydentu z ogierem Amandy, ale miałam nadzieję, że jakoś to się ułoży. Cóż... wychowamy jej źrebaka. O ile do tego czasu jeszcze będziemy MY... Bo nie wiem, czy schronisko długo będzie jeszcze istniało. Potrzebujemy pieniędzy, pomyślałam. Pieniędzy, żeby zbudować stajnię od fundamentów, bo tej starej nie da się już odbudować, pieniędzy, żeby pomagać kolejnym koniom.
Często w życiu są chwile, gdy zastanawiamy się, czy przy otaczających nas wydarzeniach nie majstrował ktoś z góry. W tym momencie właśnie przybiegła do mnie Iza wymachując mi przed oczami swoim laptopem (na terenie schroniska było dostępne wi-fi). Skąd ona się tu wzięła?, pomyślałam.
-Nigdy nie uwierzysz!- piszczała radośnie.- Jesteśmy uratowani!
-Izz, spokojnie- powiedziałam.- Zepsujesz go- wskazałam laptopa- a ja i tak nic nie rozumiem.
Położyła sprzęt przede mną, a nim zdążyłam zobaczyć, co mi pokazuje wtrąciła:
-Jedna z nas musi tylko wygrać i milion w kieszeni.
Spojrzałam na ekran z ogłoszeniem o mistrzostwach Polski w skokach konnych i przeczytałam to, co było napisane większymi literami.
-Ty to się dobrze czujesz?- spytałam.
-Jak najbardziej!
Dotknęłam jej czoła, po czym odskoczyłam, wstrząsając dłonią i udając oparzoną.
-Au, parzy!
-Ha ha ha... haflinger ci zwiewa- zażartowała.- Co w tym pomyśle jest nie tak? No co?
-Hmm...- udawałam, że się zastanawiam. Po czym zaczęłam wyliczać na palcach:- Nie mamy trenera, pieniędzy, konia, predyspozycji, osiągnięć...- właśnie skończyły mi się palce (jednej ręki) i pomysły.
-Takie samouki jak my nie potrzebują trenera. Pieniędzy dużo nie potrzebujemy, a te niezbędne grosze wyżebrzemy od rodziców. Koni mamy aż za dużo, oczywiście weźmiemy Dashę. Jedynie pod koniec jej ciąży i niedługo po narodzinach źrebaka znajdziemy jej zastępstwo, żeby zdobyć odpowiednie osiągnięcia. W międzyczasie zdobędziemy jeszcze ZOJ. Wiiiki, proszę, zgódź się. Zawody są organizowane w marcu. Te przegapiłyśmy, na następne pewnie nie zdążymy wszystkiego załatwić. Ale za dwa lata...
-Widzę, że wszystko już przemyślałaś? Niech będzie. Nie mamy szans, ale zgoda.
Przyjaciółka rzuciła mi się na szyję.
Jak tam u Was przed dłuuugim weekendem? Ja jutro nie idę do szkoły. :D Odpoczywam po egzaminach. 3 dni egzaminów kolejno od humana, przez ścisłe, do języka. Teraz już po wszystkim i mam wolne. Chociaż przed każdym z dni egzaminów miałam się relaxować. Mamusia kazała mi włączyć komputer i nie myśleć o egzaminach <3 W weekend mam zamiar zaliczyć 2 jazdy :) A dzisiaj doszły zamówione kilka dni temu czapsy, więc strój do jazdy mam już prawie kompletny. Brakuje mi jeszcze sztybletów.
A teraz odpowiem na komentarze spod poprzedniej notki, ponieważ nie wiem, czy tamtą zakładkę ktoś czyta:
~Arya Drottning
A gdzie jedziesz na obóz? Do Wiączynia Dolnego k. Łodzi :)
Poza tym nie martw się, znam osoby, które pojechały na obóz, a w życiu na koniu nie siedziały.Niby tak, ale wtedy jest bardzo mało jazd (podstawowy jest 1h/dzień, średnia 2h/dzień, a zaawansowany 3h/dzień)
~norka 98
Mam prośbę założyłam niedawno bloga możesz na niego zerknąć. Pewnie :) Blog bardzo fajny, ale uważaj na błędy. ;)
~Flicka 22
Trzymam kciuki, chociaż ja też za kilka dni piszę egzaminy XD Ooo, jakie egzaminy?
Ciekawa jestem co miałaś na myśli, że coś porobisz z Wiki. Nie powiem :-$ Ale nie musi to być coś z Wiką. Ja już mam dokładnie opracowane zakończenie: cele, przyczyny, przebieg, skutki. Ale nie powiem jak zakończę ;P
~Bez Imienna
A ja piszę do was z wanny xd dosłownie... Tym rozdiałem [aaaaa topiew sie!11] mnie nieźle zaskocyłaś. Później coś dopiszę bo trochę się podtapiam,ale to szczegół. Niektórym to dobrze. :P A ja wiercę się na fotelu i tylko dorabiam się odcisków w miejscach, gdzie nie pasują tik-taki xD A utopiłaś się już, czy jeszcze żyjesz? Bo ja tu czekam na to coś, co chciałaś dopisać ;)
~Spirit
Nie wieże, jakim cudem ty masz taki talent do pisania? Ja? Że j..ja?! [zachłystuje się i wybucha śmiechem]. Droga Spirit, przecież ja nie umiem pisać! I cały czas przystaję przy swoim. Każdy z Waszych blogów jest lepszy od mojego.
~Anonimowy
Usunęłaś rozdział 32? Why? Wybacz, ale zapomniałam właśnie tegoż dopisku pod notką. Rozdział był opublikowany tak krótko (nie więcej niż 2 minuty) iż myślałam, że nikt go nie zauważył i bezkarnie będę mogła go poprawić i wstawić jeszcze raz ;)
Uff. To chyba tyle. Jeśli ktoś jeszcze oczekiwał odpowiedzi, to proszę się kłócić w komentarzu pod tą notką. Wszystkie te odpowiedzi będą też dostępne w zakładce (bo nie mam nic lepszego do roboty niż bawienie się blogiem ;) )To publikuję!
PS może wezmę przykład z Koniowatej i zaprezentuję Wam jedno z moich arcydzieł (o głowie jak pół kłody [tego samego konia] i nogach rysowanych jak po linijce bez kolan itp.) Najpierw je stworzę, a potem znajdę aparat ;) Ale nic nie obiecuję ;P
-Coś- mruknęłam.- Co byś chciał usłyszeć? Jestem totalną idiotką, bo ktoś podpalił stajnię pod moim nosem?!
-Przestań, to nie twoja wina! Mogłyście zginąć razem ze wszystkimi końmi... Ktoś chciał was zabić!
-Nie...!- dostałam nagłego olśnienia.- Właśnie temu komuś chodziło o to, żeby nas tam nie było...
-O czym ty mówisz?
-Z ziemi nie widać stryszku, na którym spałyśmy.
-Ale widać boksy z końmi.
Wspięłam się na grzbiet Dashy. Położyłam się na niej w taki sposób, że policzek przyciskałam do czarnej szyi klaczy. A nogi zwisały mi po jej bokach jak podczas jazdy.
-No właśnie- pobawiłam się uchem Karej. Kątem oka dostrzegłam, że Bartek marszczy brwi.- Komuś oto chodziło. Może nie chciał skrzywdzić nas, ale konie skazał na pewną śmierć.
-Co za człowiek chciałby zabić tyle zwierząt?!- chłopak zeskoczył na ziemię, płosząc Dashę. Oplotłam rękami jej szyję, dzięki czemu udało mi się utrzymać.
Zignorowałam jego pytanie. Zobaczyłam moją przyjaciółkę idącą w naszą stronę.
-Iza- rzuciłam od niechcenia, zwracając na nią uwagę Bartka. Po czym zwróciłam się do dziewczyny:- I jak?
Wzruszyła ramionami. Oczekiwałam odpowiedzi, ale jej nie dostałam.
-Izz?- ponagliłam delikatnie.
-Jeśli to faktycznie było podpalenie- oznajmiła- i czyimś celem była śmierć koni, to będziemy mieć ogromne szczęście, jeśli przeżyją do końca wakacji- zdawało mi się, że w jej oku błysnęła samotna łza, ale zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Widać przyjaciółka maskowała wszelkie uczucia pod maską obojętności, a w rzeczywistości miała ochotę wsiąść na konia i rozpłakać się galopując przed siebie.
Odwróciła się na pięcie i odeszła. Ale po chwili się zatrzymała i odwróciła głowę.
-Wracam do domu- rzuciła przez ramię.- Robert mnie odwiezie. Przyjdź do mnie, jak wrócisz.
Odprowadziłam ją wzrokiem. Nie miałam zamiaru odchodzić, a słowa Izabeli sprawiły jedynie, że miałam ochotę zamieszkać na ujeżdżalni, by po prostu móc ochronić konie.
Minęła zaledwie chwila, gdy przyszedł weterynarz. Następne trzy godziny spędził na badaniu koni. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc poszłam do psów. Wcześniej o nich nie myślałam. Dopiero teraz zauważyłam, że są zamknięte w kojcu, chociaż ja puszczałam je wolno. Musiały znać podpalacza i pozwolić mu się zamknąć.
W końcu weterynarz skończył badać konie.
-Czy macie tu jakieś ciężarne konie?- spytał.
-Tak- odparł bez zastanowienia Bartek.
O czym on mówi, zastanawiałam się. W pierwszej chwili nie zorientowałam się, o którego konia mu chodzi.
-Serir- wyjaśnił.
Całkiem o niej zapomniałam.
-Tak?- weterynarz uniósł jedną brew.- Ja widziałem dwie klacze. Serir owszem. Ale jeszcze tą karoszkę-wskazał stojącą w dali Dashę.
Zachłysnęłam się. Nie zapomniałam incydentu z ogierem Amandy, ale miałam nadzieję, że jakoś to się ułoży. Cóż... wychowamy jej źrebaka. O ile do tego czasu jeszcze będziemy MY... Bo nie wiem, czy schronisko długo będzie jeszcze istniało. Potrzebujemy pieniędzy, pomyślałam. Pieniędzy, żeby zbudować stajnię od fundamentów, bo tej starej nie da się już odbudować, pieniędzy, żeby pomagać kolejnym koniom.
Często w życiu są chwile, gdy zastanawiamy się, czy przy otaczających nas wydarzeniach nie majstrował ktoś z góry. W tym momencie właśnie przybiegła do mnie Iza wymachując mi przed oczami swoim laptopem (na terenie schroniska było dostępne wi-fi). Skąd ona się tu wzięła?, pomyślałam.
-Nigdy nie uwierzysz!- piszczała radośnie.- Jesteśmy uratowani!
-Izz, spokojnie- powiedziałam.- Zepsujesz go- wskazałam laptopa- a ja i tak nic nie rozumiem.
Położyła sprzęt przede mną, a nim zdążyłam zobaczyć, co mi pokazuje wtrąciła:
-Jedna z nas musi tylko wygrać i milion w kieszeni.
Spojrzałam na ekran z ogłoszeniem o mistrzostwach Polski w skokach konnych i przeczytałam to, co było napisane większymi literami.
Czekamy na najlepszych jeźdźców i konie w kraju.
Główna nagroda to milion złotych.Uważnie przyjrzałam się przyjaciółce.
-Ty to się dobrze czujesz?- spytałam.
-Jak najbardziej!
Dotknęłam jej czoła, po czym odskoczyłam, wstrząsając dłonią i udając oparzoną.
-Au, parzy!
-Ha ha ha... haflinger ci zwiewa- zażartowała.- Co w tym pomyśle jest nie tak? No co?
-Hmm...- udawałam, że się zastanawiam. Po czym zaczęłam wyliczać na palcach:- Nie mamy trenera, pieniędzy, konia, predyspozycji, osiągnięć...- właśnie skończyły mi się palce (jednej ręki) i pomysły.
-Takie samouki jak my nie potrzebują trenera. Pieniędzy dużo nie potrzebujemy, a te niezbędne grosze wyżebrzemy od rodziców. Koni mamy aż za dużo, oczywiście weźmiemy Dashę. Jedynie pod koniec jej ciąży i niedługo po narodzinach źrebaka znajdziemy jej zastępstwo, żeby zdobyć odpowiednie osiągnięcia. W międzyczasie zdobędziemy jeszcze ZOJ. Wiiiki, proszę, zgódź się. Zawody są organizowane w marcu. Te przegapiłyśmy, na następne pewnie nie zdążymy wszystkiego załatwić. Ale za dwa lata...
-Widzę, że wszystko już przemyślałaś? Niech będzie. Nie mamy szans, ale zgoda.
Przyjaciółka rzuciła mi się na szyję.
Jak tam u Was przed dłuuugim weekendem? Ja jutro nie idę do szkoły. :D Odpoczywam po egzaminach. 3 dni egzaminów kolejno od humana, przez ścisłe, do języka. Teraz już po wszystkim i mam wolne. Chociaż przed każdym z dni egzaminów miałam się relaxować. Mamusia kazała mi włączyć komputer i nie myśleć o egzaminach <3 W weekend mam zamiar zaliczyć 2 jazdy :) A dzisiaj doszły zamówione kilka dni temu czapsy, więc strój do jazdy mam już prawie kompletny. Brakuje mi jeszcze sztybletów.
A teraz odpowiem na komentarze spod poprzedniej notki, ponieważ nie wiem, czy tamtą zakładkę ktoś czyta:
~Arya Drottning
A gdzie jedziesz na obóz? Do Wiączynia Dolnego k. Łodzi :)
Poza tym nie martw się, znam osoby, które pojechały na obóz, a w życiu na koniu nie siedziały.Niby tak, ale wtedy jest bardzo mało jazd (podstawowy jest 1h/dzień, średnia 2h/dzień, a zaawansowany 3h/dzień)
~norka 98
Mam prośbę założyłam niedawno bloga możesz na niego zerknąć. Pewnie :) Blog bardzo fajny, ale uważaj na błędy. ;)
~Flicka 22
Trzymam kciuki, chociaż ja też za kilka dni piszę egzaminy XD Ooo, jakie egzaminy?
Ciekawa jestem co miałaś na myśli, że coś porobisz z Wiki. Nie powiem :-$ Ale nie musi to być coś z Wiką. Ja już mam dokładnie opracowane zakończenie: cele, przyczyny, przebieg, skutki. Ale nie powiem jak zakończę ;P
~Bez Imienna
A ja piszę do was z wanny xd dosłownie... Tym rozdiałem [aaaaa topiew sie!11] mnie nieźle zaskocyłaś. Później coś dopiszę bo trochę się podtapiam,ale to szczegół. Niektórym to dobrze. :P A ja wiercę się na fotelu i tylko dorabiam się odcisków w miejscach, gdzie nie pasują tik-taki xD A utopiłaś się już, czy jeszcze żyjesz? Bo ja tu czekam na to coś, co chciałaś dopisać ;)
~Spirit
Nie wieże, jakim cudem ty masz taki talent do pisania? Ja? Że j..ja?! [zachłystuje się i wybucha śmiechem]. Droga Spirit, przecież ja nie umiem pisać! I cały czas przystaję przy swoim. Każdy z Waszych blogów jest lepszy od mojego.
~Anonimowy
Usunęłaś rozdział 32? Why? Wybacz, ale zapomniałam właśnie tegoż dopisku pod notką. Rozdział był opublikowany tak krótko (nie więcej niż 2 minuty) iż myślałam, że nikt go nie zauważył i bezkarnie będę mogła go poprawić i wstawić jeszcze raz ;)
Uff. To chyba tyle. Jeśli ktoś jeszcze oczekiwał odpowiedzi, to proszę się kłócić w komentarzu pod tą notką. Wszystkie te odpowiedzi będą też dostępne w zakładce (bo nie mam nic lepszego do roboty niż bawienie się blogiem ;) )To publikuję!
PS może wezmę przykład z Koniowatej i zaprezentuję Wam jedno z moich arcydzieł (o głowie jak pół kłody [tego samego konia] i nogach rysowanych jak po linijce bez kolan itp.) Najpierw je stworzę, a potem znajdę aparat ;) Ale nic nie obiecuję ;P