~Wiki~
Siedziałam w sypialni i obracałam w dłoniach sławną fotografię. Przed oczami znów stanęły mi wydarzenia z chwili wypadku. Czasem jedna chwila potrafi zniszczyć całe życie, uświadomiłam sobie, pamiętając jak szybko to wszystko się działo. Jechałam konno, spanikowana uświadomiłam sobie nieuniknione, upadłyśmy, obudziłam się w szpitalu. Życie było niesprawiedliwe. Dlaczego tracimy to, co jest dla nas najważniejsze? Dlaczego chwile, które chcielibyśmy zachować, znikają bezpowrotnie? Dlaczego...?
-Dasho- powiedziałam na głos.- Jeśli mnie słyszysz tam... gdzie jesteś, proszę cię, pomóż mi, bym znów spotkała Izę. Wiem, że to praktycznie niemożliwe, ale, skoro ciebie już nie ma, tylko przy niej będę mogła być szczęśliwa.
Zwariowałam.
Ostatni raz dotknęłam palcem chrap czarnej klaczy. Postanowiłam ukryć zdjęcie. W naszym ogrodzie pod jabłonią zakopałam moją dobrze zamkniętą skrzynkę z ,,końskimi" rzeczami, które mi jeszcze pozostały. Nie miałam ochoty ich przeglądać. Nie teraz. Znając mnie pewnie bym się popłakała. Chociaż wcześniej wykopałam ją tylko dwa razy w ciągu tych dwudziestu lat. Raz, zaraz po ślubie, gdy wyprowadzałam się do Dariusza. Zakopałam ją wówczas na tamtym podwórku. Drugi raz, kiedy przeprowadzaliśmy się tutaj. A zaraz Darek wróci z pracy. Nie chciałabym, żeby widział mnie w takim stanie. Wrzuciłam tylko fotografię do starej, pordzewiałej skrzynki, grzebiąc ostatnie wspomnienie.
Pogrążona w myślach robiłam placek. Właśnie rozdzielałam jajka. Dariusz i Magda siedzieli przy stole w kuchni. On mnie obserwował, ona czytała książkę.
-Może Ci pomóc, Wikuś?- spytał Darek.
-Wyglądam, jakbym potrzebowała pomocy?- odburknęłam.
-A ja wyglądam, jakbym lubił, kiedy skorupki strzelają mi między zębami?
Spojrzałam zdezorientowana do garnka. Tam znalazłam przepołowione jajka, wrzucone w całości.
-Zamyśliłam się. Możesz mi pomóc.
-Wiesz co, przypomniałem sobie, że jestem umówiony z kolegami. Wracam wieczorem.
Uciekł z kuchni i wyszedł z domu. Magda odprowadziła go wzrokiem. Prychnęłam wściekle.
-Mamo- twarz Madzi rozjaśnił uśmiech.-W tej książce jest napisane, że jazda konna jest sportem, który ćwiczy wiele mięśni.
Dobrze, że Dariusz tego nie słyszy. Chwilę, co ona czyta?! Spojrzałam na okładkę książki.
-Nie pamiętam, żeby w ,,Panu Tadeuszu" były takie szczegóły- zauważyłam.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało. Wyrwałam książkę z jej rąk. Kiedy ,,Pan Tadeusz" został w mojej ręce, na ziemię upadła cienka książeczka ,,Jeździectwo dla początkujących".
-Magdaleno!- byłam na nią wściekła. To się nazywa kłamać w twarz.- Czy nie wyraziliśmy się jasno?! Żadnych koni, nigdy nie będziesz jeździć!
-Dlaczego?- łzy popłynęły jej z oczu.- Dwie moje koleżanki jeżdżą konno. Jedna w Dasha's Shelter, druga w Green Trees. Czemu WY tak nienawidzicie koni? Co one wam zrobiły? Chciałabym, żebyś Ty też miała kiedyś jakąś pasję, taką, na której będzie ci zależeć tak, jak mnie na koniach!
Słysząc o schronisku i stadninie Amandy coś się we mnie zagotowało. W tej samej chwili dziewczyna wstała od stołu i pobiegła do swojego pokoju.
-Magda, czekaj!- zawołałam.- Magda!!!
Dogoniłam ją i postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. Nie mogę pozwolić, żeby znienawidziła mnie jedyna córka.
-Madziu, pokażę ci coś. Może dzięki temu lepiej zrozumiesz.
Dziewczyna zacisnęła wargi, ale podążyła za mną pod jabłoń. Kazałam jej zaczekać, a sama poszłam po łopatę. Zaczęłam kopać i po chwili dokopałam się do skrzyni z moimi rzeczami jeździeckimi. W rzeczywistości były to dwie skrzynki, ponieważ bałam się, że jedna łatwo ulegnie zniszczeniu. Pierwsza- długości całej mojej ręki od czubka środkowego palca aż po ramię. Druga nieco mniejsza- jak ręka od nadgarstka kończąca się pod ramieniem. Obie miały szerokość ok. 30 cm jedynie z taką różnicą, by dało się je w siebie włożyć. Niewielkie ,,złote" kluczyki nosiłam na łańcuszku na szyi. Nie zdejmowałam ich nigdy. Otworzyłam skrzynki, stawiając mniejszą przed córką. Spojrzała na mnie zdziwiona, oczekując wskazówek.
-Śmiało, zajrzyj- poleciłam.
Dziewczynka delikatnie wysypała wszystkie przedmioty na trawę.
-Odznaki!- zawołała ożywiona.- Brązowa, srebrna...- sapnęła, gładząc palcem mój największy skarb:- złota! Skąd...
Uciszyłam ją szybko.
-Nie teraz. Patrz dalej.
-Album. A w nim...Konie, mnóstwo koni.
Owszem. Trafiła na zdjęcia starsze niż Equiland... tzn. obecny Dasha's Shelter. Jak zaczynałam uczyć się jeździć miałam passę na zostanie fotografem. Robiłam wtedy mnóstwo zdjęć koniom. Szybko mi się znudziło, ale album został. Jednak na żadnym z tych zdjęć nie było mnie, nie mówiąc już o Dashy. Jedyne jej zdjęcie, które zdążyłyśmy zrobić leży teraz na samym spodzie stosiku.
-Rozetka- kontynuowała Madzia.
W prawej ręce trzymała teraz jedyną rozetę z zawodów jaką sobie zatrzymałam. Nie specjalnie zresztą. Po prostu rozeta zawieruszyła się gdzieś, gdy dawałam Izie nagrody. Znalazłam ją dopiero podczas wypakowywania w nowym domu, co uznałam za znak, że powinnam ją sobie zachować.
Potem Madzia wyjęła małą torebeczkę z dziwną zawartością.
-Włosy?- spytała.
-Sierść- odparłam.- A dokładniej włosy z ogona takiego jednego konia.
Pukiel włosów z ogona Broszki, który zdobyłam na krótko przed jej wypadkiem.
Dziewczynka w lewej ręce wciąż ściskała odznaki. Wiedziałam, że będę musiała jej wszystko opowiedzieć.
Następnie Magda podniosła figurkę. Najstarszy przedmiot z tej skrzynki, który posiadałam. Figurka przedstawiała czarnego konia o szlachetnej sylwetce. Koń stał na trzech nogach, czwarta będąca lewą przednią była uniesiona do góry, skierowana kopytem równoległe do ziemi. Wygięta szyja umożliwiała koniowi dotknięcie czubkiem chrap boku. Uszy konia- najwyższe punkty przedmiotu, sięgały zaledwie jakichś dziesięciu centymetrów nad ziemię. To od niej- tej figurki- wszystko się zaczęło. Dostałam ją w wieku sześciu lat i od tej pory zakochałam się w koniach-ich wdzięku, pięknie, dzikości, rączości. Zapragnęłam jeździć, a po paru latach moje marzenie się spełniło. I znów- jedna chwila, jeden gest pokierował następnymi latami mojego życia.
Magda obejrzała pozostałe przedmioty. Na końcu wzięła do ręki zdjęcie z Dashą?
-To ty?- spytała, rozpoznając mnie w jednej z nastolatek. Nic dziwnego. Przecież widziała dużo moich zdjęć z tamtego czasu. Ale żadnych końskich.
-Ja- uśmiechnęłam się smutno.
-Jeździłaś konno?- spytała podniecona. Jej spojrzenie wwiercało się we mnie.
-Dawno temu...
-A mnie nie pozwalasz?!- prychnęła.
-To nie tak jak myślisz.- Mówiłam opanowanym głosem, chociaż miałam ochotę uciec stąd z płaczem. Nie ma mowy, pomyślałam. Już za dużo uciekałam.- Miałam wypadek, z którego ledwo uszłam z życiem. Niestety moja klacz nie miała tyle szczęścia. Kiedy obudziłam się ze śpiączki powiedzieli mi, że klacz zginęła. Potem dowiedziałam się, że sam wypadek przeżyła, ale...- głos mi się załamał.- Myślałam, że skręciła kark. W rzeczywistości złamała kręgosłup. Żyła, ale nigdy nie mogłaby się podnieść. Musieli ją dobić.
-Przykro mi- Magda spuściła wzrok.- A dlaczego ja nie mogę jeździć?
-Bo się o ciebie martwię. A jak już raz wsiądziesz na konia, nigdy się od tego nie uwolnisz. Tak było ze mną. Chorowałam za każdym razem, gdy nie siedziałam w siodle dłużej niż tydzień.
Wolałam nie mówić córce, jak wyszkoliłam rodziców, gdyż mogłaby użyć tego przeciw mnie. Na początku rodzice też kochali konie, chociaż sami nie jeździli. Bardzo cieszyli się, że mam taką pasję. Zdarzało mi się upadać, ale niegroźnie. Jeździłam już trzy lata, od roku na Broszce, kiedy skakałyśmy przez przeszkody crossowe ustawione na ujeżdżalni. Po prostu pani Agnieszka miała wizję, żeby szkolić nas na crossie bez konieczności wyjeżdżania w teren. Przeskakiwałam szeroki stos drewna, kiedy straciłam równowagę i upadłam na niego. Złamałam rękę. Dostałam wówczas całkowity, dożywotni szlaban na konie. Wcześniej dostawałam takie drobne zakazy, ale zazwyczaj trwały dwa, trzy dni. Więc i tym razem nic sobie z tego nie robiłam. Wytrzymałam dwa miesiące, gdyż ręka musiała się zrosnąć. Potem okazało się, że rodzice przystają przy swoim. Przestałam jeść. Piłam tylko wodę z kranu, jadłam czasem jakiegoś batonika, ale i jedno i drugie robiłam, gdy nikt mnie nie widział. Przez tydzień wytrzymałam na głodowych porcjach, które sama sobie zaserwowałam, zostawiając śniadania, obiady oraz kolacje nietknięte. Już miałam się poddać, kiedy rodzice ulegli pierwsi. Oczywiście byli wściekli, ale nie chcieli pozwolić mi umrzeć z głodu. Pozwolili mi wrócić do koni. Wówczas niestety zmienili swój stosunek do tych zwierząt. Powtórnie zaakceptowali je dopiero po wypadku z Dashą, kiedy widzieli w jakim jestem stanie i chcieli wręcz mnie zmusić do jeżdżenia, gdybyśmy się nie wyprowadzili. Ale wtedy było za późno.
-Długo jeździłaś?- usłyszałam pytanie.- I jak dobrze?
-Osiem lat- policzyłam na palcach.- Na tyle dobrze, by rok przed wypadkiem otrzymać to cudo.- Zabrałam jej złotą odznakę unosząc ją tak, by odbiła promienie słońca.
Przez pewien czas żadna z nas się nie odezwała.
-To mogę jeździć?- spytała Magda po chwili milczenia.
-Nie.
-Niech ci będzie- odparła bez krzty zawodu.- Poddaję się.
Jej oczy zalśniły w sposób, który nie przypadł mi do gustu. Poszło za łatwo. Coś kombinowała, ale co?
Hejahej! :) Ostatnio notki pojawiają się dość rzadko (jak na mnie), ale nie mam czasu. Ani ochoty ;)
Jednak obozy jeździeckie dużo dają. Na obozie pierwszy raz zagalopowałam, tzn. nie ja, tylko koń. Ja chciałam kłus, a koniki się rozkręciły. Wtedy nie mieliśmy w ogóle w planach galopu, którym przejechało 5 na 6 koni z naszej grupy ;)
Teraz galop idzie mi nieźle, zaczynam skakać ^) I kto by pomyślał, że jeszcze półtora miesiąca temu siedziałam na lonży. Chociaż teraz jeżdżę na bardzo upartym kucyku Klarze, który mniej więcej chodzi tak jak chce, nieźle daję sobie radę. A w zeszłą sobotę zaliczyłam pierwszy upadek. Oczywiście z mojej winy. Klara szła wtedy bardzo spokojnym kłusikiem (jechałam bez strzemion), kiedy na zakręcie po prostu zjechałam z siodła (w bryczesach!). Obecnie mam tygodniową przerwę, co dla mnie oznacza dwie stracone jazdy. Kiedyś to sobie odbiję. Nie mogę stracić ŻADNEJ jazdy. Nie wiem, czy Wam wspominałam, że na następnym obozie chciałabym zdać na BOJ. Każda godzina w siodle jest na wagę złota, bo mam tylko rok, a tyle do zrobienia ;)
Następną notkę zgodnie z ustaleniami opublikuje Sophie. Ja mam chwilę przerwy, więc może popiszę na KRŻ :) Ale nie dziś, bo mam dość komputera.
Ty, a gdzie komentarze? Ja już przecież trzeci rozdział piszę! Gratuluję galopu ;) Moją koleżankę, która ledwo co trzymała się w siodle w dziesięć dni nauczyli samodzielnie galopować, strasznie szybkie tempo narzucili :/ Szkoda tylko, że grupa zaawansowana, w której byłam nie ruszyła z miejsca. Ba! Nawet nie skakaliśmy -,- Skupiali się jedynie na doskonaleniu dosiadu i półsiadu w tym zwykłego i rajdowego. Od 21 lipca nie siedziałam na koniu, więc jestem na maxa wpieprzona. Wyżyję się na blogu. Notka fajna, ale ja chcę, żeby Wiki spotkała Izę! Niech się okaże, że z Anitką trzeba będzie jechać do szpitala w Irlandii na operację i tam spotka Izę! Dawaj, no!
OdpowiedzUsuńIdeał ! W życiu nie czytałam tu tak dobrego rozdziału(bez obrazy). Nie wiem czemu mi się podoba, ale jest świetny. Niech Wiki pozwoli córeczce jeździć konno! i niech się wreszcie spotkają z Izz :D Nie moge się doczekać następnego rozdziału. Czekam z nie cierpliowością <3
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiem jak, ale Wiki się spotka z Izą i to będzie takie magiczne :P *.* Niech pozwoli jeździć swojej córce i gdyby sama znowu zaczęła jeździć to byłyby wypady w teren, wspólne jazdy i byłoby to takie sweeet :)
OdpowiedzUsuńTrochę mi odwala, to chyba przez monstera, ale ciiiiiii. Nie mów nikomu.
No i czekam na następny rozdział :) :)
Notka tradycyjnie fajowska i czekam na next :D
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy Anita nie jest właśnie córką Izy *.* Ale byłyby jaja do kwadratu ;)
Życzę tego, aby Wiki pozwoliła jeździć konno córce. W końcu ma tą pasję po niej.
Nie wiem czemu, ale zaczynam bardzo nie lubić męża Wiki :(
Aha zapomniałam o najważniejszym (oto cała ja XD )
UsuńGratuluje galopu
Nie chce mi sie komentować, sorkii...
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, jak każdy zresztą i czekam na następny. Gratuluje galopu ;ppp Też chce żeby Wiki spotkała Izę <3 Czekam na następny ;)
No to tak jak każdy, niech Wiki spotka Izz! Rozdział świetny, niby nic szczególnego się nie dzieje, a jednak jest ciekawy. Gratuluję galopu. I powodzenia z tą odznaką. Żebyś nie miała jak ja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :**
Czyli jak? Nie zdałaś?
UsuńGratuluję galopu^^ Powodzenia z odznaką^^ Świetny rozdział^^ I zgadzam się ze wszystkimi... Niech Wiki spotka Izz!
OdpowiedzUsuńRozdział super jak każdy inny ;)Niech Wiki spotka Izz.
OdpowiedzUsuńCzytałam wszystko, ale na komentarze poczekasz jeszcze z tydzień ;)
OdpowiedzUsuńSpk (: Dobrze, że jesteś chociaż przez chwilę :D I miłych wakacji ;)
Usuńfaajne ! :)
OdpowiedzUsuńwznawiam mojego bloga ! zapraszam :) http://crazy-amazon.blogspot.com/
pomożesz mi go rozkręcić ? ;> z góry dzięki ! :D
ps. zmiana adresu:
Usuńhttp://myequine-world.blogspot.com/ :)
Fajny blog.
OdpowiedzUsuńObserwuję i liczę na rewanż.
http://horses-its-my-life.blogspot.com/